Utracona pamięć rugbisty
Grupa byłych sportowców cierpi na rzadko spotykaną w ich wieku demencję i zapowiada zbiorowy pozew przeciw sportowym organizacjom.
Ośmiu byłych rugbistów – wszyscy poniżej 45. roku życia – chce pozwać światową federację World Rugby oraz angielską i walijską za to, że niedostatecznie chroniły ich zdrowie w czasie kariery.
Sportowcy zostali identycznie zdiagnozowani przez lekarzy specjalistów: demencja i najprawdopodobniej CTE (Chronic Traumatic Encephalopathy, po polsku encefalopatia urazowa), czyli ciężka postać przewlekłego urazowego uszkodzenia mózgu. „Najprawdopodobniej”, gdyż diagnoza może być w 100 procentach pewna dopiero po autopsji. Choroba rozwija się w dłuższym czasie, pierwsze symptomy pojawiają się 12-16 lat po rozpoczęciu kariery. Jest nieuleczalna, towarzyszy jej często głęboka depresja, myśli samobójcze.
Byłem kawałem mięcha
Schorzenia pourazowe dotyczą nie tylko rugby, ale też sportów walki, hokeja, futbolu amerykańskiego. Zasadniczo wszędzie, gdzie panuje aura macho, podziw dla hardcore’ów, walczaków, „Ironów”, „Supermanów”, „Kosmitów”, „Twardoszczękich”, „Black-outów”, czyli takich, którzy po kraksie z rywalem podniosą się z klęczek, z desek, z murawy, nastawią sobie w poprzednie miejsce szczękę, ustabilizują mózg po rozhuśtaniu, otrzepią się i wrócą do gry.
Lekarze i eksperci podejrzewają, że wzrost liczby zgłoszeń schorzeń ma związek ze zmianą statusu rugby sprzed 25 lat – ze sportu trenowanego po amatorsku z emblematyczną postawą twardziela, w profesjonalny, bezwzględny sport, w którym zawodnicy są szybsi i mocniejsi niż kiedyś, ale ta sama co dawniej pozostała odporność ich mózgów na wstrząsy i urazy.
W grupie jest mistrz świata z 2003 r., który odniósł ten epokowy triumf z drużyną Anglii, jedyny w historii ojczyzny rugby, ale tego nie pamięta. 42-letni łącznik młyna Steve Thompson – 190 cm, 120 kg – wskutek demencji nie może sobie przypomnieć ani największej wiktorii w karierze, ani wyboru na jednego z trzech najlepszych graczy turnieju. Nie pamięta marszu triumfalnego wśród milionowej rzeszy fanów przez Oxford Street, Piccadilly Circus i Trafalgar Square po powrocie z mistrzostw ani wizyty w pałacu Buckingham. Ani tego, że został nobilitowany przez królową. Zdarza mu się zapomnieć imienia żony i nie chce, aby syn trenował rugby „w dzisiejszej postaci”.
41-letni reprezentant Walii, rwacz Alix Popham z powodu demencji omal nie spalił domowej kuchni. Omal się nie zabił, gdy urwał mu się film podczas jazdy na rowerze. To wtedy zdecydował się na wizytę u neurologa. Diagnoza przyszła na początku pierwszego lockdownu spowodowanego pandemią. Lekarze ocenili, że przez 14 lat gry mózg Pophama doznał około 100 tysięcy mikrourazów. – Neurolog dał mi 5-10-letni plan zahamowania choroby. Ale czy on zadziała? Tego nikt nie wie. Jestem wystraszony – mówi Popham i brzmi to szokująco, zważywszy, że Walijczyk był znany z nieustraszonej odwagi, z zatrzymywania rywali pod nieoficjalnym mottem „bez przebaczenia”: rugbista na jego pozycji często zderza się ze 120-kilogramowymi, rozpędzonymi blokami mięśni. „Kto go raz widział, zapamiętał na zawsze – mówią eksperci – bo każdą szarżę przeprowadzał tak, jakby była ostatnią w jego życiu”.
Podczas meczu z Południową Afryką w 2003 r. Popham miał spotkanie z Nelsonem Mandelą. Aż chce się użyć słowa „pamiętne”, ale on nie pamięta nic. Ma zdjęcie.
Milionowe odszkodowania dla setki sportowców
Rugbiści zapowiadają pozew. Od opublikowania wiadomości o chorobie Thompsona do prawnika Richarda Boardmana z kancelarii Ryland w ciągu jednego dnia zgłosiło się 30 innych byłych graczy. Według Boardmana około 50 procent byłych rugbistów może mieć objawy neurodegeneracyjnych schorzeń, demencji, CTE, stwardnienia zanikowego bocznego. Prawnik ocenia, że około 100-110 byłych graczy może liczyć na milionowe odszkodowania od sportowych organizacji za brak należytej ochrony zdrowia i zaniechania w tym zakresie.
Zawodnicy wzywają do wprowadzenia zmian w grze, ale też domagają się jak najwcześniejszej diagnozy, czyli obowiązkowych, regularnych badań obrazowania tensora dyfuzji RMI, najskuteczniejszych przy tej chorobie.
Rugbiści – a raczej ich prawnicy – wskazują, że organizacje sportowe nie zareagowały na to, co działo się w innych, podobnych sportach. W 2011 r. profesjonalna liga futbolu amerykańskiego NFL wprowadziła pod presją zawodników zasady bezpieczeństwa na treningach, w tym na przykład zakaz trenowania dwa razy dziennie. Dwa lata później byli gracze i ich rodziny zawarli ugodę z NFL w wysokości 765 mln dol.
Drogę futbolistom przetarły badania neuropatologa Benneta Omalu z 2002 r., a szczególnie autopsja byłego gracza Pittsburgh Steelers Mike’a Webbera, zwanego „Iron Mike”. Lekarze ocenili, że stan mózgu Webbera po 25 latach gry w futbol był taki jak u ofiary 25 tysięcy (!) wypadków samochodowych. A jednak rewelacje dr. Omalu część kibiców futbolu w USA uznała za próbę zszargania narodowych symboli, za brak szacunku dla twardzieli oglądanych na żywo i w technikolorze, szarżujących na siebie herosów, niezniszczalnych i nieustraszonych amerykańskich chłopaków.
Wkrótce okazało się, że dr Omalu ma jednak rację. Analiza 87 proc. mózgów zmarłych futbolistów amerykańskich (darowanych uniwersytetowi w Bostonie przez rodziny podejrzewające chorobę u bliskich i domagające się odszkodowań od zawodowych lig) wykazała obecność CTE. U Tylera Hilinskiego z drużyny Washington State, jednego z najlepszych młodych rozgrywających, również wykryto CTE dopiero podczas sekcji. Popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę.
W USA podobny proces odkrywania niebezpieczeństw sportu odbywa się w przypadku hokeja, a w Anglii w piłce nożnej. Badania dr. Williego Stewarta, zamówione przez Związek Piłkarzy (PFA) i Federację Piłkarską (FA) w Anglii, wykazały, że u piłkarzy ryzyko śmierci wskutek chorób degeneracyjnych mózgu wywołanych częstymi uderzeniami piłki głową jest dwu- do pięciokrotnie wyższe niż u przeciętnej osoby.
Wstrząsające eksperymenty. Dosłownie
Szokujące okazały się tu dwa eksperymenty badawcze.
W 2014 r. na Uniwersytecie Newcastle porównano z grupą kontrolną wyniki badań RMI mózgów 53 osób po niedawnym urazie głowy. W grupie tej zarejestrowano zniszczenia, głównie w okolicy połączeń, którymi przekazywane są informacje pomiędzy neuronami. Osoby po urazie uzyskiwały również wyraźnie gorsze wyniki (średnio o 25 proc.) w testach sprawdzających sprawność intelektualną, w tym np. zdolność do zapamiętywania. Badanie powtórzono rok później. Zdolności intelektualne wróciły do normy, ale w mózgach wciąż pozostają spore obszary zniszczeń.
I drugi eksperyment: w 2016 r. na Uniwersytecie Sterling piłkarze mieli 20 razy uderzyć głową piłkę po dośrodkowaniu (maszynowym) z narożnika boiska. Wyniki piłkarzy w testach pamięci przeprowadzonych natychmiast po treningu obniżyły się od 41 do 67 procent. Wróciły do stanu sprzed treningu po 24 godzinach.
Dlatego w kilku narodowych federacjach wprowadzono zakaz gry głową na treningach dla dzieci poniżej 11. roku życia (być może w tym roku zostanie wprowadzony dla wszystkich krajów zrzeszonych w UEFA) i stopniowe wprowadzanie jej w późniejszym wieku. W Polsce wciąż jednak króluje postawa „bez przesady”.
Po polsku encefalografia urazowa jeszcze niedawno nazywała się bokserską. Nie bez powodu. Cierpi na nią około 20 procent pięściarzy. W Polsce najważniejszym przypadkiem jest były kickbokser i pięściarz Marek Piotrowski.
Wspominał on, że pierwszy raz uświadomił sobie, że coś jest nie tak, podczas biegania, gdy miał 32 lata. Zauważył, że nie jest w stanie prawidłowo się odbić ze śródstopia. Zdarzały się potknięcia, choć do tej pory nie miewał ich w ogóle. Coraz częściej nie mógł zasnąć. Rano krtań hamowała słowa. Zaciskała się i nie mogło się nic z niej wydobyć. Poszedł do laryngologa. Potem też przyjaciele dostrzegli potykanie się, zahaczanie skakanki o stopę, obniżony refleks, gorszą koordynację. Później zdiagnozowano u niego CTE. Dziś 56-letni Piotrowski ma ogromne problemy z mówieniem i chodzeniem, uczęszcza na terapię. Wciąż jednak powtarza, że nie boks był źródłem jego choroby.