Władza w Polsce nie chce sędziów niezależnych, tylko politycznie wygodnych
adw. Marcjanna Dębska, adw. Michał Gajdus, apl. adw. Łukasz Bucki
Wczwartek 17 grudnia 2020 r. Rzecznik Generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) Ewgeni Tanczew wydał opinię w sprawie pytań prejudycjalnych skierowanych do TSUE przez Naczelny Sąd Administracyjny, a dotyczących odwołań sędziów, których kandydatury do Sądu Najwyższego nie zostały przedstawione prezydentowi RP przez Krajową Radę Sądownictwa (C-824/18). Przypomnijmy, czego dotyczyła ta sprawa.
W ramach tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości władza najpierw zagwarantowała sobie obsadzenie składu organu, który dokonuje wyboru kandydatów na sędziów i następnie przedstawia je prezydentowi RP. Kiedy okazało się, że część sędziów, tzw. sędziowie kamikadze, zdecydowała się wystartować w konkursach na stanowiska sędziowskie do Sądu Najwyższego i do tzw. Izby Dyscyplinarnej, a następnie złożyła odwołania od negatywnych uchwał KRS, władze polityczne zaczęły się niepokoić, że proces „przejmowania” Sądu Najwyższego znacznie się opóźni. Tym bardziej, że Naczelny Sąd Administracyjny, do którego wpłynęły odwołania sędziów, najpierw wstrzymał wykonanie uchwał KRS (co zostało przez KRS i prezydenta zignorowane), a następnie wystąpił do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z pytaniami prejudycjalnymi, dotyczącymi prawa kandydatów na sędziów do rzetelnego procesu nominacyjnego.
Co wówczas zrobiła władza polityczna? Zmieniła pospiesznie ustawę, likwidując prawo kandydatów na sędziów do odwołania i nakazując NSA umorzenie już toczących się postępowań odwoławczych. Celem, który przyświecał ustawodawcy, było niewątpliwie umorzenie również postępowań już wszczętych przed TSUE. Trybunał Sprawiedliwości nie może bowiem rozpoznawać spraw, które przed sądem krajowym zostały umorzone.
Naczelny Sąd Administracyjny nie ugiął się jednak pod presją, pominął przepisy nowelizacji i zadał Trybunałowi kolejne pytania, sprowadzające się do tego, czy nadal ma orzekać w sprawie wniesionych odwołań.
CO POWIEDZIAŁ RZECZNIK TANCZEW?
Przede wszystkim stwierdził, że gwarantowane unijnymi traktatami prawo do rzetelnego postępowania odwoławczego nakazuje uznać prawo kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego do skutecznego środka kontroli uchwał tzw. Krajowej Rady Sadownictwa. Oznacza to pełny sukces odwołujących i całkowitą porażkę rządu, który argumentował, że nie ma żadnej potrzeby kontroli uchwał tzw. Krajowej Rady Sadownictwa.
Rzecznik generalny wprost stwierdził, że w związku ze „szczególną sytuacją w Polsce”, czyli mówiąc wprost, zamachem na praworządność, na przeszkodzie temu stoją przepisy prawa unijnego. Odniesienie się przez Rzecznika do „szczególnej sytuacji w Polsce” należy odczytywać jako zapowiedź tego, że wbrew oczekiwaniom polskiego rządu Trybunał będzie oceniał kwestię praworządności i niezależności sądów w Polsce całościowo, tj. z uwzględnieniem wszystkich działań prawnych i faktów dokonanych, które miały miejsce w Polsce. To dobra informacja, oznacza bowiem, że w Luksemburgu rozumie się, o co tak naprawdę toczy się walka.
Opinia Rzecznika liczy 41 stron i jest dokumentem, który imponuje głębią argumentacji. Rzecznik odnosi się nie tylko do orzecznictwa TSUE, ale również do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a także polskiego Sądu Najwyższego (m.in. wyrok Sądu Najwyższego z 5 grudnia 2019 r. oraz uchwała trzech połączonych izb Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 r.).
Odnosząc się do tych porządków prawnych, Rzecznik stwierdza, że z uwagi na szczególne okoliczności zaistniałe w Polsce kontrola sądowa postępowań nominacyjnych przez sąd, którego niezawisłość nie budzi żadnych wątpliwości, jest z perspektywy prawa unijnego „nieodzowna dla zachowania niezawisłości sędziów”.
W treści opinii padają też słowa druzgocące wobec autorów tzw. reformy systemu sprawiedliwości. Rzecznik stwierdza wprost, że proces nominacji sędziów w formule, jakiej życzyłaby sobie obecna władza, prowadzi nie do wyboru sędziów „immanentnie niezależnych, a politycznie wygodnych”. Co więcej, Rzecznik podkreśla rzecz – jak mogłoby się wydawać – oczywistą, że „w demokratycznym państwie prawa nie do przyjęcia jest sytuacja, w której nie istnieje możliwość sądowej kontroli wydawanych w jakimkolwiek postępowaniu orzeczeń czy innych decyzji”. Tym samym Rzecznik podzielił argumenty podnoszone w trakcie postępowania zarówno przez Rzecznika Praw Obywatelskich, jak i przez pełnomocników sędziów, którzy podnosili, że przepisy krajowe przewidują jedynie fikcyjną kontrolę i czysto iluzoryczny dostęp do środka prawnego przed sądem, przez co narusza zasadę skutecznej ochrony sądowej przysługujących im praw.
Przychylając się do argumentów podnoszonych przez pełnomocników sędziów, Rzecznik podnosi, że „(w) konsekwencji (…) przepisy krajowe (…) są równoznaczne z brakiem jakiejkolwiek kontroli, co otwiera drogę do podejmowania dyskrecjonalnych działań przez pozostałe władze i może wzbudzić w przekonaniu jednostek uzasadnione wątpliwości, wbrew postanowieniom art. 19 ust. 1 TUE”.
Odwołanie do bezpośredniego skutku art. 19 ust. 1 TUE jest o tyle ważne, że to przepis, na który powołują się polskie władze niemal we wszystkich sprawach dotyczących zamachu na praworządność kierowanych do unijnego trybunału. Jest to kolejny sygnał ze strony TSUE, że przepis ten, stanowiący o prawie każdego do skutecznego środka odwoławczego, będzie głównym wzorcem odniesienia w innych polskich sprawach zawisłych w Luksemburgu.
TA OPINIA BĘDZIE DROGOWSKAZEM DLA TSUE
W opinii pojawiają się również stwierdzenia, które wydają się krzepiące dla wszystkich, którym bliska jest kwestia ochrony praw obywatelskich i praworządności. Rzecznik podkreśla bowiem, że prawo unijne „nie jest »prawem obcym«, a raczej ze swej natury i z uwagi na swój autorytet stanowi »prawo ziemi« we wszystkich państwach członkowskich, a jego prymat ma ścisły związek z zasadą równości państw członkowskich przed prawem, ponieważ wyklucza »wybieranie najlepszych kąsków«, które miałoby służyć indywidualnym interesom krajowym”.
Najczęściej Trybunał przychyla się do stanowisk wyrażanych przez Rzeczników Generalnych, można się spodziewać, że i w tej sprawie będzie podobnie. Co więcej, pełnomocnicy spodziewają się, że również w innych sprawach Rzecznicy Generalni i sam TSUE wezmą pod uwagę szczególną sytuację ataku na niezależność polskich sądów i staną po stronie unijnych zasad i wartości.
Jeśli TSUE wyda orzeczenie zgodne z opinią Rzecznika Tanczewa, oznaczać to będzie, że NSA rozpozna wszystkie złożone odwołania, mimo że prezydent wraz z upolitycznioną KRS już obsadził wolne stanowiska sędziowskie swoimi nominatami.
To zaś może stać się kolejnym argumentem świadczącym o czymś, o czym większość prawników wie już od dawna i co wynika z uchwały trzech połączonych izb Sądu Najwyższego – że osoby powołane przez tzw. KRS do Sądu Najwyższego nie są legalnie powołanymi sędziami, a jedynie dublerami, pozornie tylko wydającymi wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.
Otworzy to również drzwi do kwestionowania wszystkich orzeczeń wydanych przez sędziów powołanych w zakwestionowanej i niezgodnej z prawem procedurze.
Nie sądzimy, rzecz jasna, że władza, która do tej pory z takim zamiłowaniem „reformowała” wymiar sprawiedliwości, się po takim wyroku TSUE opamięta. Wręcz przeciwnie, ostatnie doniesienia o wniosku Małgorzaty Manowskiej, uznawanej przez niektórych za Pierwszego Prezesa SN, żeby Trybunał Julii Przyłębskiej orzekł o niekonstytucyjności dopuszczalności badania statusu sędziów powołanych przez neo-KRS, tylko potwierdzają, że druga strona okopała się na swoich pozycjach. Dla teoretyków prawa nie będzie stanowiło to większego problemu – jest dla nas jasne, które działania obecnej władzy są z prawem zgodne, a które nie.
Problem będą mieli jednak obywatele, którzy latami będą żyli w niepewności, czy wyrok wydany przez niesędziów będzie ich wiązał i czy nie zostanie podważony. Tego jednak, zapewne, ani obóz rządzący, ani tzw. KRS nie wezmą pod uwagę.