Podział Mazowsza? To iluzja, że da im
Rozumiem tęsknotę Radomia czy Siedlec za statusem miasta wojewódzkiego. Ale ich rozwój nastąpił w dużym stopniu kosztem innych – mówi prof. Paweł Swianiewicz.
ROZMOWA Z PROF. kierownikiem Katedry Rozwoju i Polityki Lokalnej Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistą w zakresie polityki lokalnej i finansów
MICHAŁ WOJTCZUK: Wiele stolic lub aglomeracji stołecznych w Europie jest oddzielnymi regionami – Berlin, Sofia, Budapeszt. Właściwie dlaczego tak nie wydzielić Warszawy?
PROF. PAWEŁ SWIANIEWICZ: Sofia i Budapeszt to nie są dobre przykłady. Węgry i Bułgaria nie mają regionów o zadaniach zbliżonych do naszych województw. Berlin i Madryt to ciekawsze przykłady. Duże kraje europejskie, które rzeczywiście mają regiony o analogicznych funkcjach do naszych województw. Proszę darować delikatną złośliwość: czułbym się zaskoczony, gdyby nasz obecny rząd wprowadzał reformę i uzasadniał ją tym, że Niemcy tak zrobili. Zresztą akurat wydzielenie Berlina jest krytykowane. Aglomeracja berlińska po 1990 roku rozlała się poza granice administracyjne miasta. Przedmieścia są w innym landzie, jest problem w koordynacji zarządzania usługami samorządowymi.
No to ten podział, który jest proponowany u nas, akurat tego błędu nie popełnia. Mowa jest o wydzieleniu nie samej Warszawy, ale aglomeracji, dziewięciu powiatów.
– Właściwie to nie wiemy, w jakich granicach mielibyśmy wydzielać nowe województwo. Projekt nigdy nie został przedstawiony oficjalnie. Jeśli rzeczywiście to robić – czemu jestem przeciwny – to sensowniej rzeczywiście wydzielić cały obszar metropolitalny, a nie samą Warszawę. Ale jedyny plus, jaki widzę, to taki, że to by mogło ułatwić koordynację transportu, planowania przestrzennego czy gospodarki odpadami w obszarze metropolitalnym.
Ale czy do tego trzeba powoływać województwo?
– No właśnie nie. Są inne prostsze rozwiązania. Mieliśmy ustawę o związkach metropolitalnych przyjętą we wrześniu 2015 r., ona by wystarczyła. Fakt, nie była doskonała. Ale zamiast ją poprawić, rząd wniósł o jej uchylenie, a Sejm to zrobił.
Podział województwa przekonuje część mieszkańców miast, takich jak Siedlce, Radom, Płock czy Ostrołęka. Oni wierzą, że odzyskanie statusu miast wojewódzkich przyspieszy ich rozwój. Czy jedynym sposobem jest tworzenie nowego województwa? I czy sam nowy podział administracyjny rzeczywiście może przyspieszyć rozwój?
– Rozumiem tęsknotę za statusem miasta wojewódzkiego. Faktycznie, kiedy powstały województwa siedleckie, ostrołęckie czy ciechanowskie w 1975 r., to był impuls rozwojowy dla tych miast. Trzeba jednak pamiętać, że ten rozwój nastąpił w dużym stopniu kosztem innych miast w regionie. Dlatego były podział na 49 województw jest dobrze wspominany w Tarnobrzegu czy Suwałkach, ale już niekoniecznie w Sandomierzu czy Ełku. Ale przede wszystkim to było w zupełnie innych warunkach. Mieliśmy wtedy gospodarkę planową, nie rynkową. Udział prywatnego kapitału w gospodarce był minimalny, gigantyczny był wpływ administracji na decyzje gospodarcze. To iluzja, że ten sam efekt mógłby się powtórzyć w zmienionych warunkach.
W wielu miastach, które utraciły status wojewódzkich w 1998 r., panuje przekonanie, że utrata tego statusu skutkowała degradacją. A to już były czasy gospodarki rynkowej. – Reforma administracyjna 1998 r. zbiegła się w czasie z innymi niekorzystnymi czynnikami, m.in. ze spowolnieniem gospodarczym końca lat 90. Jeśli porównamy trendy rozwojowe miast, które utraciły status miast wojewódzkich nie z Gdańskiem, nie z Warszawą, ale z miastami porównywalnymi wielkością, które pozostały stolicami województw, okazuje się, że nie ma szczególnych różnic. W gospodarce rynkowej ten impuls rozwojowy, który daje funkcja administracyjna miasta, jest przeceniany przez mieszkańców i polityków. Jeśli damy Radomiowi status miasta wojewódzkiego, to znacząco zmieni to jego rozwój? Nie wierzmy w to, podział województwa to nie jest czarodziejska różdżka. Gdyby to było ta