Uls rozwojowy jak za Gierka
kie proste, że funkcja stolicy regionu rozwiązuje wszystkie problemy, to wystarczyłoby zrobić 100, a może jeszcze lepiej – 200 malutkich województw, i problem barier rozwojowych miast średniej wielkości byłby załatwiony. Niestety, po pierwsze, to by niewiele dało tym miastom, a po drugie, jeszcze ważniejsze, województwa mają swoje istotne dla funkcjonowania państwa zadania do wykonania i podziału administracyjnego nie powinniśmy podporządkowywać interesom partykularnym pojedynczych miast, które miałyby zyskać funkcje stołeczne.
Przeciwnicy podziału Mazowsza dowodzą, że spowodowałby podwojenie zatrudnienia w administracji samorządu województwa. Może to zaleta, a nie wada? Może to byłby impuls rozwojowy dla rynku pracy na obrzeżach Mazowsza?
– Nie ulega wątpliwości, że zatrudnienie w administracji trochę by się zwiększyło, gdyby były dwie administracje. Nie uważam tego za największą wadę podziału. Ale nie widzę też w tym impulsu rozwojowego. Nawet gdyby urząd marszałkowski w Radomiu zatrudnił około tysiąca osób. Czy to by naprawdę zmieniło rynek pracy w mieście i całym regionie radomskim? Zresztą o część specjalistów musiałby rywalizować z urzędem miejskim, być może osłabiając kadry odpowiedzialne za zarządzanie miastem. Pomijając już pytanie, czy chcemy model rozwoju opierać na zwiększaniu zatrudnienia w administracji.
„Łączna wartość dofinansowania ze środków unijnych w perspektywie unijnej 201420 do 2018 r. w przeliczeniu na mieszkańca miast na prawie powiatu wynosiła w Warszawie 11,1 tys. zł, w Płocku – ponad 7 tys., w Radomiu – prawie 6,3 tys., w Ostrołęce – 4,6 tys., a w Siedlcach – niespełna 3,4 tys. zł” – takie dane podaje starosta siedlecki Krzysztof Tchórzewski (PiS), przekonując, że jest to dowód na to, że Mazowsze trzeba podzielić.
– Po pierwsze, podział Mazowsza nie zmieni nic w rozdziale środków unijnych. To już załatwił obowiązujący od 2018 r. podział na dwa odrębne regiony statystyczne NUTS-2. Po drugie, nie mogę dojść, skąd starosta siedlecki wziął takie liczby. Poprosiłem specjalistów, żeby je sprawdzili. Owszem, kolejność się zgadza, ale liczby są zupełnie inne. Przy czym z Regionalnego Funduszu Operacyjnego, którym zarządza samorząd wojewódzki, Warszawa dostała zdecydowanie najmniej funduszy unijnych w przeliczeniu na głowę mieszkańca – 650 zł. Radom – 1,3 tys., Siedlce – 1,7 tys., Ostrołęka – 2,4 tys., Płock – 2,8 tys., czyli to nie jest tak, że samorząd województwa krzywdził bardziej odległe od Warszawy miasta Mazowsza. Odwrotnie, pieniądze kierował właśnie do miast subregionalnych. No to czemu podział województwa miałby coś poprawić? Warszawa dostawała za to dużo więcej z programów zarządzanych centralnie, z takich jak program Infrastruktura i Środowisko – 5,6 tys. zł na głowę, a Radom – 2,9 tys. zł.
Dlaczego?
– Taka jest natura tych programów, że preferowane są wielkie inwestycje, takie jak metro.
Czyli te wyższe kwoty unijnego dofinansowania w jakiejś mierze są odzwierciedleniem potencjału Warszawy, która jest gospodarczym silnikiem państwa. Czy można ten silnik wymontować z samochodu, jakim jest województwo mazowieckie, i oczekiwać, że nadal będzie jeździć to auto, jakim będzie województwo obwarzankowe?
– Upraszczając: Mazowsze ma dochody z aglomeracji warszawskiej, a wydatki – poza nią. Najbardziej kosztowną funkcją, którą finansuje samorząd wojewódzki, jest transport. Na przykład regionalne przewozy kolejowe. Proszę zauważyć: one w aglomeracji warszawskiej właściwie nie wymagają dofinansowania, wpływy z biletów niemal pokrywają tu koszta. Dofinansowania potrzebują zaś linie położone dalej od Warszawy: do Siedlec, Łukowa, Dęblina, Płocka, Sierpca. Z czego ten samorząd województwa zewnętrznego miałby to sfinansować? Druga duża działka – utrzymanie i remonty dróg regionalnych. I znowu: stolica już w tej chwili płaci za utrzymanie dróg wojewódzkich. Samorząd województwa stołecznego nie miałby dodatkowych wydatków na drogi. Za to województwo obwarzankowe miałoby duży kłopot z utrzymaniem poziomu obecnych usług. W tym nowym województwie po prostu zabrakłoby na to pieniędzy.
Województwo stołeczne płaciłoby wyższe janosikowe, niż dziś płaci Mazowsze. Ale te pieniądze nie trafiałyby w całości do województwa obwarzankowego, prawda? – Według moich obliczeń województwo stołeczne zapłaciłoby o 160 mln zł więcej janosikowego, niż dziś płaci Mazowsze [w 2021 r. Mazowsze odda 639 mln zł, czyli województwo warszawskie oddałoby ok. 800 mln zł]. Ale „oszczędności” w wydatkach m.in. na Koleje Mazowieckie czy drogi wojewódzkie byłyby znacznie większe. Z czysto finansowego punktu widzenia rejon warszawski by na tym nawet zyskał. Za to województwo radomskie byłoby zrujnowane. Wpływy z janosikowego – rzeczywiście, pieniędzmi płaconymi przez województwo stołeczne musiałoby się dzielić z pozostałymi 15 województwami – nie zrekompensowałyby mu utraty dochodów, które przynosi aglomeracja warszawska.
Gdyby to było takie proste, że funkcja stolicy regionu rozwiązuje wszystkie problemy, to wystarczyłoby zrobić 100, a może jeszcze lepiej 200 malutkich województw
Czy widzi pan możliwość podziału Mazowsza w trakcie kadencji samorządu?
– Sejm przegłosowuje i dzielimy. Nieraz przecież już widzieliśmy uchwalanie ustaw krytykowanych nawet przez Biuro Analiz Sejmowych. Ale czy widzę sensowność podziału, i to w środku kadencji? Nie. Przypomnijmy: reforma z 1998 r. wprowadziła podział na 16 województw od nowej kadencji. Jeśli mówimy o zmianie map województw, to wyłóżmy argumenty oparte na dokumentach, a nie na wypowiedziach polityków wyławianych z wywiadów. Porozmawiajmy, przeprowadźmy konsultacje z samorządowcami, ekspertami. Żeby to miało sens – z rok, półtora trzeba rozmawiać. Robi się koniec kadencji. Ja nie widzę argumentów za podziałem. Ale gdyby się pojawiły, to najsensowniej byłoby to zrobić od początku nowej kadencji.
PROF. PAWEŁ SWIANIEWICZ
A czy wierzy pan, że podział Mazowsza jest realnym pomysłem, a nie PR-owym zagraniem, które ma odciągać uwagę od spraw niewygodnych dla partii rządzącej? – Nie wiem. Chyba wolałbym, żeby to było zagranie PR-owe. Bo alternatywą jest wprowadzenie podziału w trybie nagłym albo bez żadnego trybu, tak jak wiele ustaw w ostatnich latach. Z tych dwóch złych rozwiązań wolałbym, żeby chodziło o gonienie króliczka, którego nigdy się nie złapie. Ale co siedzi w głowie decydentów, nie wiem.
l