Piotr Żyła wygrał Złotego Bażanta
Walczyli nie o Złotego Orła, lecz o (nie)tajemniczego Złotego Bażanta. Piotr Żyła i Andrzej Stękała, duet, jakiego nie ma żadna inna reprezentacja.
Przed Turniejem Czterech Skoczni Kamil Stoch przezwyciężył tajemniczy kryzys, a Dawid Kubacki pozbył się bólu pleców i stresu związanego z narodzinami córki. Obaj w TCS walczyli o Złotego Orła. Ponieważ ani Żyła, ani Stękała nie mieli szans na wygranie statuetki Złotego Orła, wymyślili walkę o Złotego Bażanta.
O rywalizacji opowiadał w TVP Żyła, i od razu dostał potwierdzenie, że dowcip wykoncypował zręcznie. Dziennikarz dopytywał: „Jaka nagroda w tym Złotym Bażancie? Czy to jest taki tytuł?”. Żyła w końcu wyraźnie zasugerował niezaznajomionemu dobrze w nazwach piw pytającemu, o co chodzi: – No to jest takie wyróżnienie, można później w busie zrobić: „pst” i będzie się super jechało do domu.
O tym, że Żyła (mówi o Stękale „Jędruś”) idzie przez życie w rytm innego werbla, wiadomo od lat. Zaskakiwać może to, że Stękale (on o Żyle mówi „Pjeter”) też ten rytm odpowiada. Gdy 25-latek przeleciał przez mistrzostwa świata w Planicy jak meteoryt, gdy następnie jego zagmatwane losy stały się znane szerokiej publiczności, i gdy jeszcze powiedział, że od dziennikarzy telefonów nie będzie na razie odbierał – można było oczekiwać raczej zamkniętego w sobie, poważniejszego, niż wskazuje na to jego wiek, człowieka, który wróciwszy do żywych w świecie sportu, nie będzie trwonił niepotrzebnie energii.
Urodzony w Dzianiszu niedaleko Zakopanego skoczek zadebiutował w Pucharze Świata w sezonie 2015/16, ale po obiecującym początku przepadł.
Po śmierci ojca został w domu sam z mamą i sześciorgiem rodzeństwa, do skoków miał coraz mniej głowy, coraz mniej dogadywał się z nowym trenerem kadry Stefanem Horngacherem i w końcu wypadł ze szkolenia centralnego. Zatrudnił się w jednej z zakopiańskich restauracji jako kelner oraz w ogóle jako pomoc.
Trener Maciej Maciusiak, obecnie asystent Michala Doležala, robił, co mógł, by jakoś zatrzymać Stękałę przy skokach. Zawodnik chciał dać sobie spokój, wątpiąc w istnienie swojego talentu, ale Maciusiak wciskał go na treningi juniorów. Stękała zaczął powoli wracać do niezłej formy, najpierw w Pucharze Kontynentalnym.
W trwającym sezonie wszedł do światowej czołówki (jeśli ją tylko trochę rozszerzyć) – na MŚ w lotach był indywidualnie 10., w Engelbergu i Garmisch-Partenkirchen siódmy. W Turnieju Czterech Skoczni popsuł drugi skok w Innsbrucku, ale i tak był dziesiąty przed Bischofshofen, a do prowadzącego w wyścigu o Złotego Bażanta Żyły (8. miejsce) tracił tylko trzy pkt. Świetnie się bawił, przed kamerami dowcipkował.
Poziomu Żyły w tej ostatniej kwestii oczywiście osiągnąć nie może – ten wrócił do wielkiej, chociaż specyficznej, komediowej formy. Wrócił, bo po medialnej, często niesmacznej zawierusze związanej z jego rozwodem przez pewien czas w ogóle milczał.
Za dwa tygodnie skończy 34 lata (na MŚ w Planicy był najstarszym ich uczestnikiem, zajął siódme miejsce), ale jeśli jego forma i zachowanie coś sugerują, to raczej to, iż ruszy śladem Japończyka Noriakiego Kasai, który świetnie skakał także po czterdziestce. Bo związek Żyły z Miss Południa Nastolatek – co już wytropiły portale plotkarskie – nie musi być przecież symptomem zbliżającego się kryzysu wieku średniego, tylko wprost przeciwnie.
W pierwszej serii Stękała oddał wspaniały skok i nieoczekiwanie przesunął się na piąte miejsce Turnieju, tuż przed Żyłą. Miał teraz 1,1 pkt przewagi na „Pjeterem”. Ale w drugim skoku nie wytrzymał. Skoczył krócej i w sumie przegrał Złotego Bażanta o 4,7 pkt. Po konkursie w Bischofshofen trener Doležal będzie miał w drużynie czterech świetnych skoczków i może żałować tylko, że igrzyska olimpijskie dopiero za rok.