Trump na odchodne podpala kraj
Szturm zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol przerwał obrady Kongresu, ale ten nocą zatwierdził wygraną Joego Bidena w wyborach prezydenckich. Świat zastanawia się teraz, co czeka amerykańską demokrację
Długie tygodnie podważania procesu wyborczego przez Trumpa dzikimi teoriami spiskowymi doprowadziły w środowy wieczór do wstrząsających wydarzeń: podburzony przez prezydenta tłum wdarł się do gmachu Kongresu, gdzie zliczano głosy elektorów.
Trumpiści, nie mogąc się pogodzić z porażką, demolowali wnętrza, wybijali szyby, chodzili po salach Izby Reprezentantów i Senatu, skąd wcześniej w pośpiechu ewakuowano polityków. „To próba przewrotu” – alarmował na Twitterze Adam Kinzinger, republikański kongresmen z Illinois. W tym chaosie zginęły cztery osoby.
Odpowiedzialność Republikanów
Gdy służby opanowały sytuację, w czwartek nad ranem Kongres zatwierdził w końcu zwycięstwo Bidena. Przemoc potępiły obie partie.
Chwilę później Trump wydał oświadczenie, w którym po raz pierwszy zapowiedział przekazanie władzy 20 stycznia (nawet w nim zaznaczył jednak, że wciąż nie zgadza się z wynikiem wyborów). Zmusiła go do tego sytuacja, bo w tym samym czasie – jak doniósł „Washington Post” – członkowie jego administracji poważnie zaczęli rozważać uruchomienie art. 25 konstytucji i uznanie go za niezdolnego do pełnienia urzędu.
Liberalne media i niektórzy Demokraci nawołują do impeachmentu prezydenta, choć do końca kadencji pozostało ledwie 13 dni.
Mówią też o odpowiedzialności Republikanów, którzy tygodniami nie przeciwstawiali się retoryce Trumpa, a często też ją wspierali. Barack Obama w oświadczeniu nazwał 6 stycznia „dniem wstydu” i pochwalił republikańskich kongresmenów i senatorów, którzy, podobnie jak wcześniej ich koledzy we władzach stanowych, odcięli się od działań prezydenta.
Odrębna sprawa to zaniedbania służb. Media porównują teraz zdjęcia ze środy i z lata, gdy w czasie protestów ruchu Black Lives Matter Kapitolu strzegły setki żołnierzy Gwardii Narodowej.
Pozbyć się Trumpa
Dramatyczne wydarzenia sprawiły, że już po wznowieniu obrad osłabł zapał stronników Trumpa do składania protestów. – Rano przyszłam tu z zamiarem zgłoszenia obiekcji do głosów elektorskich z mojego stanu. Po tym, co się wydarzyło w ciągu dnia, nie mogę tego zrobić – oświadczyła senatorka z Georgii Kelly Loeffler, która właśnie przegrała kolejną kadencję w wyborczej dogrywce.
Dzięki pokonaniu Loeffler i drugiego senatora Republikanów Demokraci przejmą kontrolę nad Senatem, co pozwoli Bidenowi na realizację reform. Porażka w Georgii dowodzi, że Trump stał się dla Partii Republikańskiej ogromnym problemem.
Zdaniem wielu komentatorów szturm tłumu na Kapitol i nieodpowiedzialność Trumpa, który niby apelował o spokój, ale dalej grzmiał o „ukradzionych” wyborach, mogą ułatwić proces pozbywania się tego balastu. Twitter tymczasowo zablokował konto prezydenta. Facebook usunął jego nagranie, w którym nazywa tłum napastników „wyjątkowymi ludźmi”.
W szerszym kontekście atak zmusza Amerykanów do przemyślenia tego, jak działają media, portale społecznościowe i debata publiczna. – Problemem jest skala rojeń, jakie mają ludzie, którzy oglądają media propagujące teorie spiskowe o rzekomych fałszerstwach wyborczych i spisku przeciwko Trumpowi – mówi „Wyborczej” publicystka „The Atlantic” i laureatka Pulitzera Anne Applebaum.
Do 21 stycznia ma obowiązywać w Waszyngtonie stan nadzwyczajny.
+
Trump niby apelował o spokój, ale dalej grzmiał o „ukradzionych” wyborach”
Napaść bojówkarzy, miłośników Donalda Trumpa, na parlament Stanów Zjednoczonych przypominała – częściowo tylko improwizowany – zamach stanu. Oto wciąż urzędujący prezydent Trump wezwał swych zwolenników podczas mitingu pod Kapitolem, by okazali siłę i „stanowczość” wobec „skradzionych i sfałszowanych” wyborów. Jednocześnie Trump wezwał wiceprezydenta Pence’a, by zablokował on procedurę formalnego uznania rezultatu wyborów. Wtedy tak bardzo wiele zależało od tak niewielu. Wiceprezydent Pence mógł spowodować, by demokracja amerykańska spadła w przepaść. Zważywszy, że Pence reprezentował poglądy skrajnie konserwatywne przypominające w sferze obyczajowej opinie chrześcijańskich fundamentalistów, należałem do przestraszonych. Jednak Pence okazał się konserwatystą, który nie podążył drogą rewolucji Trumpa. Demokracja amerykańska – jej ludzie i instytucje – wyszła zwycięsko z tego kryzysu.
Słusznie jednak zauważył Joe Biden, nowy amerykański prezydent, że demokracja jest krucha. Przez moment wydawało się, że została śmiertelnie ugodzona.
Spoglądając na ludzi, którzy wdarli się do Kapitolu, myślałem o bolszewickich i faszystowskich bojówkach. Ci ludzie przecież byli ofiarami kłamliwej, demagogicznej propagandy, która nazywała czarne białym. Bolszewicy i naziści też zaczynali od frontalnego ataku na parlament i wartości demokracji parlamentarnej.
Ci ludzie – a z pewnością wielu z nich – wierzyli zapewne, że to oni są prawdziwymi patriotami, bronią konstytucji i demokracji, wolności i swojej tożsamości. Wierzyli zapewne, że Biden jest lewakiem, komunistą, wyznawcą ideologii gender i LGBT. Trzeba przyjąć do wiadomości, że oszustwa i demagogia populistów mają moc uwodzicielską.
Donald Trump postanowił najwyraźniej utrzymać się przy władzy „poza trybem”, jak mawiał inny demagog i oszust z innego kraju. Dlatego zachował się według standardów odległych od tradycji republikańskich Stanów Zjednoczonych, a raczej jak satrapa latynoamerykański czy afrykański, jak dowódca faszystowskich, bolszewickich bojówek.
Amerykańska demokracja zwyciężyła, choć zobaczyliśmy jej wielkość i słabość.
Ale te sceny w środku Kapitolu są czytelnym sygnałem, że nasz nowy rok może obfitować w niebezpieczeństwa. To była przecież próba podpalenia Reichstagu. Na szczęście – nieudana. Ale podpalacze są wśród nas. I jest ich niemało. •
Trump postanowił najwyraźniej utrzymać się przy władzy „poza trybem”, jak mawiał inny demagog i oszust z innego kraju