Ostatni akt okropnej prezydentury
Trumpizm nadal osłabia Amerykę To, co się stało na Kapitolu, to cena, jaką przyszło zapłacić za brak odwagi Republikanów, by skonfrontować się z rojeniami prezydenta – uważa Anne Applebaum, publicystka „The Atlantic”, laureatka Pulitzera.
Środowe sceny z Waszyngtonu to przedsmak tego, z czym Ameryce przyjdzie się mierzyć, gdy Donald Trump odejdzie z urzędu.
Nie sądzę, że dojdzie do ponownego szturmu na siedzibę Kongresu. Policja będzie lepiej przygotowana na taki scenariusz, bo jest jasne, że w środę przygotowana nie była. Teraz zmobilizuje większe siły, będzie działać bardziej zdecydowanie, nie dopuści, by ludzie wdarli się do środka.
Problemem jest jednak wielka siła rojeń, które zakorzeniły się w Amerykanach oglądających media propagujące teorie spiskowe o rzekomych fałszerstwach wyborczych. Trzeba powiedzieć jasno, że ludzie, którzy wierzą, że wybory skradziono i że mają prawo się wedrzeć do Kapitolu w obronie prezydenta, żyją w rzeczywistości alternatywnej. Może nie dotyczy to połowy Amerykanów – bo zgodnie z sondażami nie wszyscy wyborcy Trumpa i nie wszyscy Republikanie wyznają rozsiewane przez niego teorie spiskowe – może to jedna piąta, może jedna szósta Amerykanów. Ale dotarcie do nich, przezwyciężenie ich złudzeń co do wyniku wyborów będzie trudnym wyzwaniem.
Trumpizm w czystej postaci
Od dawna opowiadam się za wprowadzeniem nowych regulacji dotyczących internetu i do przemyślenia tego, jak działają media publiczne oraz media społecznościowe. Po wydarzeniach w Kapitolu jasno widać, że to konieczne zmiany. Ale lekarstwo musi podać też Partia Republikańska. Politycy muszą publicznie przyznać, że prezydent cierpi na urojenia, i zmusić przywództwo partii, by wyjaśniła wyborcom, jak dawali się Trumpowi okłamywać.
Republikanie nie powinni byli zerwać z Trumpem dwa miesiące temu, gdy zaczął odmawiać uznania swojej porażki w wyborach, ale o wiele, wiele wcześniej. Nie powinni byli wchodzić z nim w żadne konszachty. To, co się stało na Kapitolu, to cena, jaką przyszło im zapłacić za brak odwagi, by skonfrontować się z rojeniami prezydenta.
Mamy bowiem do czynienia z trumpizmem w czystej postaci. Trumpizm nie dotyczył zmian w polityce gospodarczej, nie chodzi w nim o inny kierunek w polityce zagranicznej ani o wyczyszczenie waszyngtońskiej polityki. Trumpizm polega na osadzeniu wyborców w nierealnym świecie, gdzie odwrócone są znaczenia pojęć, a porażka w wyborach prezydenckich ma oznaczać wygraną. Republikanie powinni byli przed tym chronić naród. Nie zrobili tego. Płacą za to wszyscy Amerykanie.
•
Partia Republikańska na rozdrożu Nie wiem, jaka będzie przyszłość Partii Republikańskiej. Rozłam w partii i powstanie nowego ugrupowania wydają się trudne do przeprowadzenia. Może partia przejdzie wewnętrzne przeobrażenie. Może wielu Republikanów przejdzie do Partii Demokratycznej.
Nie wiadomo też, co się stanie z prezydentem Trumpem. Czy doczeka w Białym Domu zaplanowanej na 20 stycznia inauguracji Bidena? Docierają do mnie informacje, że rozważa się błyskawiczne przeprowadzenie impeachmentu lub uznanie go za niezdolnego do sprawowania urzędu. Waszyngton na razie odsypia ciężki dzień. Decyzje w tej sprawie muszą zostać podjęte w ciągu kilku dni.
Władimir Putin na pewno się cieszy. Jeszcze nigdy – nawet podczas rządów Trumpa – nie wyrządzono takich szkód amerykańskiej demokracji i praworządności jak podczas ataku na Kapitol. To cios w wizerunek USA i wiarygodność kraju, na którym skorzystają Rosja, Chiny, Iran czy Arabia Saudyjska.
Klęska i kompromitacja Trumpa odbiją się na jego międzynarodowych sojusznikach. Dyskredytuje ich. Ale przede wszystkim to Ameryka została osłabiona. Nie wiemy jeszcze, czy zwolennicy Trumpa rządzący w Polsce czy Brazylii będą się liczyć ze zdaniem nowego prezydenta.
+
Po podżeganiu przez Trumpa zwolenników do ataku na Kapitol może on zostać uznany za niezdolnego do sprawowania urzędu. Takie rozwiązanie jest obecnie dyskutowane