Wasze opinie
Za młoda, by się poddać, za stara, by emigrować
Klasa język, bo ostry jak brzytwa, plus diagnoza trafiająca w sedno sprawy w artykule Ziemowita Szczerka pt.: „Co, znowu się paniczyki z dobrych domów przeraziły rewolucją...”.
Czuję się postacią środkową tej dość smutnej bajki, jaką jest Polska. Za młoda, by się poddać, za stara, by emigrować.
Nie będę się rozwodzić na temat wątków artykułu pana Ziemowita, bo każdy z państwa może to uczynić samodzielnie. Obserwuję świat inteligencji wokół siebie, rozkład nie tylko pokoleniowy (starzy nie maja żadnej symbiozy z młodymi, co najwyżej są ich sponsorami) i mentalny.
Czuję się wyjęta poza nawias, na co zresztą godzę się dobrowolnie. Nie pojadę do Lichenia, nie tylko ze względu na wygląd tego miejsca (gdzie jest szkoła architektury w tym kraju i czy ktoś panuje nad planem zagospodarowania przestrzennego???), ale raczej ze względu na ludyczność i uzurpatorów, którzy „trafiają w serduszka owieczek”. Ale nie pojadę i do Mszczonowa do parku rozrywki i nawet nie wytoczę armat, dlaczego tego nie zrobię.
Co pozostaje? Panie Ziemowicie? Zawarł pan zawoalowane takie pytanie we wstępie.
Trzeba próbować coś robić, byśmy jednak nie chcieli emigrować z tego kraju. Tworzyć w małych miastach (w takim mieszkam) kluby i miejsca, w których ludzie zechcą być ze sobą nie ze względu na religię, nie ze względu na politykę.
Pamiętam wizytę w jednym z kościołów w centrum Edynburga – tablica ogłoszeń, na których tkwiły zaproszenia – klub dla wątpiących (cudne!), klub dla ojców, klub dla seniorów, klub dla miłośników architektury, klub dla szachistów, klub dla babci i dziadka, klub miłośników literatury współczesnej.
Kościół był otwarty, ktoś ćwiczył partity Bacha na organach, starsze panie układały kartki świąteczne – małe rękodzieła do sprzedaży, ktoś oprowadzał wycieczkę dzieciaków i objaśniał sens pięknych obrazów na ścianach katedry...
Piękne wspomnienia. •
• Piszcie: listy@wyborcza.pl