Mam kredyty, nie mogę czekać
– Przyzwyczaiłem się do tego, że w Polsce łatwo biznesu się nie prowadzi. Trzeba mieć stalowe nerwy – mówi Tomasz Fornalski, właściciel najsłynniejszego lodowiska w Polsce, gdzie biletem wstępu były kupony na kwiaty.
Lodowisko na szczecińskim Osiedlu Majowym zamieniło się w „Kwiaciarnię Lodogryf” i w miniony piątek – 1 stycznia – rozpoczęło działalność. Bilet wstępu to kupon na kwiaty – 17 zł za duży kwiatek, 12 zł za mały (do odbioru na środku tafli). To „przebranżowienie” jest efektem restrykcyjnych przepisów „narodowej kwarantanny”: na lodowiskach nie można ślizgać się rekreacyjne.
3 stycznia sanepid przeprowadził kontrolę „Kwiaciarni Lodogryf” i kazał obiekt zamknąć.
JOLANTA KOWALEWSKA: Zamknie pan lodowisko? TOMASZ FORNALSKI: Na jakiej podstawie? Sanepid wydał tylko ustne polecenie. Czekam na administracyjną decyzję na piśmie. A jak otrzymam pismo, to się do niego ustosunkuję. Nie ma przepisów mówiących o tym, że na płycie lodowiska nie może działać kwiaciarnia. Nie ma również nakazu zamykania lodowisk. Mogą działać, nie można na nich tylko jeździć na łyżwach rekreacyjnie. Kwiaciarnie również mogą działać. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ja i właścicielka kwiaciarni otrzymaliśmy od sanepidu karę administracyjną po 30 tys. zł.
Minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział, że kwiaciarnia na lodowisku to rażący sposób obchodzenia prawa.
– Jak już zainteresował się nami minister zdrowia, to wiedziałem, że łatwo nie będzie. Mówi się: znajdź człowieka, to paragraf się znajdzie.
Teraz osobiście doświadczam, jak system dobiera się do człowieka.
Dla jazdy rekreacyjnej lodowiska są zamknięte do 17 stycznia po to, żeby zminimalizować ryzyko zakażenia koronawirusem. – Rozumiem zamknięcie wypożyczalni sprzętu sportowego. Rozumiem zamknięcie lodowisk w halach. My jesteśmy lodowiskiem na powietrzu. Mamy dużą powierzchnię tafli.
Ktoś, kto zakazał działalności rekreacyjnej ślizgawkom na powietrzu, chyba nigdy w takim miejscu nie był.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie mogą modlić się w zamkniętym kościele, a nie mogą jeździć na łyżwach na świeżym powietrzu. Dlaczego mogą tłoczyć się w hipermarketach, a nie mogą korzystać z lodowiska, gdzie przecież nikt nie chucha sobie w twarz.
Nie mógł pan poczekać, aż zostaną zniesione obostrzenia, i ruszyć z lodowiskiem po 17 stycznia?
– Jak ktoś ma kredyty do spłacenia i musi utrzymać obiekt, to nie może czekać. To był akt desperacji. Samo zadaszenie obiektu kosztowało 1,5 mln zł. Wziąłem kredyt. Raty trzeba spłacać, nie powiem, jak są wysokie, powiem tylko, że bank czekać nie będzie.
Co teraz pan zrobi?
– Nie wiem. Przedsiębiorcy zastanawiają się nad pozwem zbiorowym. Przecież zamknięte są nie tylko lodowiska. Hotele, restauracje, aquaparki, kluby fitness. Inni przeżywają jeszcze większe tragedie.