Otwieram restaurację!
Zrozpaczeni przedsiębiorcy idą na zwarcie
Latajka prowadzi restaurację Jaśkowa Dolina przy drodze krajowej nr 25 z Konina do Bydgoszczy. Teraz sprzedaje tylko na wynos jak wszystkie inne restauracje w Polsce. – Ale to 10-15 proc. normalnego obrotu – szacuje przedsiębiorca.
To będą... spotkania partyjne
W tym tygodniu Latajka stracił cierpliwość i ogłosił, że nie zamierza dłużej czekać. – Skoro Jacek Kurski mógł zorganizować w TVP „Sylwestra Marzeń” z udziałem tancerzy bez maseczek, to ja też jestem w stanie obsługiwać gości i to z zachowaniem standardów epidemicznych – przekonuje.
Plan zakłada, że formalnie będą to spotkania partyjne. – Chcę zaproponować gościom, by wypełnili wniosek o przyjęcie do partii Strajk Przedsiębiorców Pawła Tanajny [kandydata w ostatnich wyborach na prezydenta RP], no a potem będą „obrady” – zdradza. Dla tych, którzy będą chcieli szybko zjeść, będzie drive-thru i dowozy do domów.
– To po prostu krzyk rozpaczy – mówi przedsiębiorca. – Nie chcę jałmużny, mam do spłacenia kredyt, muszę zapewnić mojemu rocznemu dziecku ogrzewanie w domu i jedzenie. Boję się, że pewnego dnia nie będę miał za co tego jedzenia kupić.
W bojowym nastroju
Restaurator ma żal do premiera Mateusza Morawieckiego, że zostawił przedsiębiorców z branży gastronomicznej na lodzie. W czasie pierwszego lockdownu dostał po 2 tys. zł za każdy miesiąc postojowego plus dodatkowo 5 tys. zł.
– Trochę dołożyłem i jakoś przetrwaliśmy. Tym razem rząd zamknął nas zupełnie bez ostrzeżenia. W sobotę dowiedzieliśmy się, że od niedzieli mamy nieczynne. Musiałem oddawać zaliczki, bo klienci zamówili u mnie imprezy, a jeszcze zmarnowało się to, co kupiłem, żeby je przygotować. Owszem, i tym razem były zapowiedzi, że dostaniemy pomoc, ale w praktyce wyszło na to, że rekompensata za cały ten okres to 2 tys. zł. Pracowników już zwolniłem, więcej oszczędzić się nie da – żali się Latajka.
„W razie czego mam adwokata”
Otwarcie restauracji to narażanie się na mandat od sanepidu w wysokości nawet 30 tys. zł. Ale wielkopolski biznesmen przywołuje wyrok w sprawie fryzjera z Prudnika, który też nie zamknął się w czasie lockdownu i dostał od sanepidu karę w wysokości 10 tys. zł. Decyzję utrzymał w mocy Główny Inspektor Sanitarny, więc przedsiębiorca złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu. A ten orzekł, że sanepid nie może nakładać kar administracyjnych na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów. „Ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny” – stwierdził WSA.
To orzeczenie otwiera drogę do walki sądowej wielu przedsiębiorcom, na których w czasie pandemii nałożono kary administracyjne. WSA wskazał bowiem, że kara była nieproporcjonalnie wysoka, a przy tym wydana bez prawidłowo ustanowionej podstawy prawnej.
– Mam znajomego adwokata, to on mnie zachęcił, że trzeba walczyć. I obiecał, że jak przyjdzie co do czego, pomoże mi też w sądzie – puentuje Latajka.
Nie możemy dać się zastraszyć nieudacznikom, którzy założyli nam bezprawny kaganiec. Jeśli im na to pozwolimy, jutro zrobią nam godzinę policyjną i będą nam wmawiać, że to dla naszego dobra JAN LATAJKA