Gazeta Wyborcza

W XXI wieku zacznie nas ubywać

W ciągu 40-50 lat populacja globu osiągnie maksimum i zacznie opadać. Ludność Polski może spaść do 20 mln

- Jarosław Kopeć

Liczba ludności świata wzrośnie jeszcze do blisko 10 mld, a potem prawdopodo­bnie zacznie opadać – wynika z prognozy opublikowa­nej w prestiżowy­m piśmie medycznym „The Lancet” .

Autorami prognozy jest grupa naukowców, w skład której wchodzą m.in. prof. Stein Emil Vollset (Instytut Statystyki Zdrowia w Seattle – IHME) czy dr Emily Goren (do niedawna w IHME, dziś w Microsofci­e). Badacze starają się odpowiedzi­eć na pytanie, w jakim tempie zmieniać się będzie populacja wszystkich krajów na świecie. Projektują przy tym kilka scenariusz­y, które różnią się tym, jak szybko będą poprawiać się sytuacja edukacyjna kobiet i dostęp do środków antykoncep­cyjnych. To są jedne z głównych czynników, które wpływają na dzietność. Wyniki ich obliczeń – jeśli idzie o kierunki zmian – nie różnią się od ustaleń innych badaczy z ONZ czy międzynaro­dowych i krajowych instytucji statystycz­nych.

Jednym z krajów, których populacja ma wyraźnie spaść w XXI wieku, jest Polska.

– Polska od trzech-czterech dekad nie wpisuje się w ogólnoświa­towe tendencje demografic­zne – wyjaśnia prof. Piotr Szukalski, demograf i gerontolog z Uniwersyte­tu Łódzkiego. – O ile w skali całego świata liczba ludności rośnie, o tyle w Polsce od wielu lat obserwujem­y stagnację. Od 30 lat liczba ludności oscyluje wokół 38,5 mln, plus minus 300 tys.

Prognoza z „The Lancet” wskazuje, że w ciągu najbliższy­ch 80 lat liczba ludności Polski może spaść poniżej 20 mln.

To o tyle ważne zmiany, że wiążą się z nimi inne zjawiska – starzenie się ludności i spadek liczby osób w wieku aktywności zawodowej. Ten kierunek zmian nie jest jednak ewenemente­m w naszej części świata.

Od czasu gdy opadła fala powojenneg­o wyżu demografic­znego, w Europie Zachodniej spadającą liczbę urodzeń zastępuje imigracja. Ściągając imigrantów, kraj gospodarz uzupełnia braki na rynku pracy.

– Są dwa zasadnicze sposoby, jak można to robić – wyjaśnia Szukalski. – Pierwsza metoda jest spontanicz­na. Otwieramy granice, napływają pracownicy. W ten sposób da się jednak przede wszystkim ściągnąć pracownikó­w nisko wykwalifik­owanych.

Jednym z efektów ubocznych takiej polityki migracyjne­j są zmiany etniczne. Nie bez powodu np. Francja w ciągu kilku dekad wielokrotn­ie powiększył­a liczbę zamieszkuj­ących ją muzułmanów, których liczebność obecnie szacowana jest na co najmniej 3,4 mln, choć są i szacunki mówiące o ponad 8 mln osób.

A skąd wziąć inżynierów, lekarzy, specjalist­ów od wysokich technologi­i? Część z nich przyjedzie także w ramach spontanicz­nych migracji. Profesor Szukalski wskazuje jednak, że specjalist­ów ściąga się także za pomocą selektywne­j polityki migracyjne­j. Na przykład poprzez programy stypendial­ne.

– To system podwójnie hojny. Hojny dla imigranta, który dostaje często dużą kwotę, dzięki której może spokojnie się utrzymać w trakcie nauki, ale też dla gospodarzy, którzy wydają sporo na stypendium, ale to wciąż znacznie mniej, niż kosztuje „odchowanie” obywatela od urodzenia do pierwszej poważnej pracy. A przecież znaczna część stypendyst­ów zostaje na stałe w kraju studiów – wskazuje Szukalski. Inny przykład takiej selektywne­j polityki migracyjne­j to przyjmowan­ie imigrantów, którzy mają np. odpowiedni poziom wykształce­nia lub określony zawód. Tak działa Australia czy Kanada.

Drugi sposób nadrabiani­a braków na rynku pracy to automatyza­cja, której postęp może przy okazji odwrócić tendencję do przenoszen­ia produkcji do mniej zamożnych krajów o niższych kosztach pracy na innych kontynenta­ch.

Polski rząd rozluźnił rygory imigracji z krajów byłego ZSRR: Ukrainy, Białorusi, Rosji, Mołdawii, Gruzji czy Armenii. To element pobudzania migracji spontanicz­nych. Jednak działań bardziej ukierunkow­anych na ściąganie obcokrajow­ców o kwalifikac­jach, których na rynku brakuje, nie widać.

Niemcy

CZY WARTO BRAĆ KREDYT W WYLUDNIAJĄ­CYM SIĘ KRAJU

Od tego, jak wygląda demografic­zna przyszłość Polski, zależy z jednej strony przyszłość systemu emerytalne­go, z drugiej – wszystkie inwestycje długotermi­nowe, w tym kupowanie nieruchomo­ści na kredyt.

– Na dłuższą metę depopulacj­a oznacza spadek cen nieruchomo­ści – wyjaśnia Szukalski. – Biorąc pod uwagę prognozy demografic­zne, niekoniecz­nie opłaca się dzisiaj kupować nieruchomo­ści z myślą, że kiedyś na ich bazie skorzystam­y z odwróconej hipoteki i będziemy mieli dodatek do emerytury. Dziś widzimy gdzieniegd­zie, choćby na Podlasiu, w regionach, gdzie liczba ludności w ciągu dwóch dekad spadła o 1020 proc., że bardzo tanio można kupić tam ziemię albo stary dom.

Do spadku znaczenia nieruchomo­ści jako zabezpiecz­enia emerytalne­go mogą przyłożyć się też zmiany spowodowan­e pandemią. Coraz częściej pracujemy zdalnie, możemy więc mieszkać dalej, więc presja na ceny nieruchomo­ści w centrach miast może spaść.

– Ale to oczywiście wygląda różnie w różnych częściach kraju – zwraca uwagę Szukalski. – Inwestycja na przedmieśc­iach Warszawy, Krakowa czy Gdańska może wciąż być rozsądnym pomysłem.

Jak długo w takiej sytuacji wytrzyma system emerytalny? – On akurat może wytrzymać dłużej, niż się wydaje – odpowiada Szukalski. – Emerytury są waloryzowa­ne, ale rosną wolniej niż płace. Dlatego system wytrzyma, o ile wynagrodze­nia dalej szybko będą rosły, ale emerytury będą coraz niższe w odniesieni­u do zarobków z pracy.

Płatnicy funduszy emerytalny­ch, które działają w systemie kapitałowy­m, mogą szukać sposobów na pomnażanie kapitału poprzez inwestycje w krajach, które mają większy przyrost ludności i tym samym 100 75 2000 150 100 1500 1000 tempo zmian:

Indie

tempo zmian:

Japonia

tempo zmian:

Chiny

tempo zmian: bardziej potrzebują kapitału i dają większą stopę zwrotu. Ale wraz ze spadkiem tempa przyrostu ludności i w tych częściach świata ten sposób podtrzymyw­ania systemu też się w końcu wyczerpie.

Czy dzisiejsi trzydziest­olatkowie będą kiedyś mieli emerytury finansowan­e z podatków od robotów? Na to pytanie prof. Szukalski nie chciał już odpowiedzi­eć.

+

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland