Kolejni republikanie odwracają się od Trumpa
Rośnie presja Demokratów, by ukarać Donalda Trumpa za podżeganie do ataku na Kapitol i pozbawić go stanowiska. Sygnały płynące z Partii Republikańskiej sugerują, że nie jest to wykluczone.
W Ameryce nie milkną echa szokującego ataku tłumu na Kapitol 6 stycznia. Pojawiają się kolejne nagrania, mnożą relacje polityków i korespondentów – zupełnie jakby Amerykanie nie mogli jeszcze do końca uwierzyć w to, co się wydarzyło. Służby aresztują uczestników zamieszek i wzmacniają ochronę w Waszyngtonie, a po wyrzuceniu Trumpa z Twittera toczą się zażarte dyskusje o wolności słowa.
Najważniejszą kwestią jest jednak odpowiedzialność samego prezydenta.
Zakaz reelekcji zamiast impeachmentu?
Demokraci już w poniedziałek mogą rozpocząć w Izbie Reprezentantów procedurę impeachmentu, czyli postawienia prezydenta w stan oskarżenia przed Senatem. Projekt artykułu impeachmentu, czyli zarzutu, mówi o podżeganiu do rebelii. Już co najmniej 180 kongresmenów Partii Demokratycznej jest gotowych podpisać się pod wnioskiem w tej sprawie.
Jeśli Demokraci rzeczywiście zgłoszą swój wniosek, Izba Reprezentantów, w której mają nieznaczną przewagę, może przegłosować go w ekspresowym tempie jeszcze w tym samym tygodniu i przesłać go do Senatu, który zgodnie z konstytucją wciela się w rolę sądu i decyduje, czy pozbawić oskarżonego urzędu.
Trump zostałby pierwszym prezydentem w historii USA, którego dwukrotnie poddano impeachmentowi. W grudniu 2019 r. kongresmeni doprowadzili do tego, uznając, że nadużył władzy podczas rozmowy z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i utrudniał śledztwo w tej sprawie. W lutym br. zarzuty oddalił Senat, w którym za wyrzuceniem prezydenta z Białego Domu głosował tylko jeden republikanin – Mitt Romney.
Wydaje się, że tym razem jest za mało czasu, by doprowadzić procedurę do końca. Trump ma przekazać władzę Joemu Bidenowi 20 stycznia.
W tej sytuacji pojawił się pomysł osądzenia prezydenta już po oddaniu przez niego władzy. Jeszcze nigdy się to nie zdarzyło i prawnicy nie są do końca pewni, czy to możliwe, ale wielu mówi, że tak.
Werdykt miałby ogromne znaczenie symboliczne, ale i pewien walor praktyczny. Otóż Senat może dodatkowo zakazać prezydentowi sprawowania urzędu w przyszłości (czyniono tak już w przypadku usuwanych sędziów). Trump nie mógłby więc wystartować w wyborach w 2024 r. ani późniejszych.
Do wymierzenia takiej kary wystarczy zwykła większość głosów. Jednak do samego skazania potrzeba aż dwóch trzecich.
Tymczasem Senat kontrolują jeszcze Republikanie, a kiedy swoje mandaty obejmą zwycięzcy dogrywki wyborczej w Georgii i zmieni się władza w Białym Domu, Demokraci będą mieli zaledwie minimalną przewagę. Oznacza to, że musieliby przekonać 17 republikańskich senatorów.
W tej chwili wydaje się to wątpliwe, choć gniew na Trumpa jest tak duży, że – jak donosi „New York Times” – w prywatnych rozmowach kierownictwo Partii Republikańskiej do końca tego nie wyklucza. Na razie otwartość wobec impeachmentu zasygnalizowało z różną stanowczością troje senatorów: Ben Sasse z Nebraski, Lisa Murkowski z Alaski i Patrick Toomey z Pensylwanii.
Ten ostatni przyznał w sobotę w Fox News, że prezydent „dopuścił się działań kwalifikujących się do impeachmentu”, choć nie powiedział wprost, jak zagłosowałby w Senacie, i ostrzegł przed „całkowitym upolitycznieniem” sprawy przez Demokratów.