Gazeta Wyborcza

ROZMOWA Z

- DR. JACKIEM BŁONIARZEM-ŁUCZAKIEM

fizykiem z Centrum Nauki Kopernik

IRENA CIEŚLIŃSKA: Byłam ostatnio w Janikowie na Warmii. Na jednym z domów wisiał wielki plakat z hasłem „Nie dla wież w Janikowie! Sztuczne pole elektromag­netyczne to cichy zabójca!”. Ale na wieży tamtejszeg­o kościoła zamontowan­e były nadajniki telefonii komórkowej. Wprawdzie są to nadajniki 4G, ale czy między 4G a 5G jest duża różnica? Co zabójczego może kryć się w tym jednym, dodatkowym G?

JACEK BŁONIARZ-ŁUCZAK:

5G jest ewolucją tego, co nazywamy 4G i co mamy teraz. Podobnie zresztą jak 4G było ewolucją tego, co nazywaliśm­y 3G. Wszystkie generacje telekomuni­kacji wykorzysty­wały fale elektromag­netyczne, tyle że każda kolejna oferuje szybszy transfer danych. 5G będzie w Polsce korzystać z trzech częstotliw­ości: 700 MHz, 3,4 GHz oraz 26 GHz. Dwie pierwsze są już dzisiaj używane, więc jedyna nowość to częstotliw­ość 26 GHz.

A ona jest w jakimś stopniu bardziej sztuczna niż poprzednie?

– Takie fale występują w naturze i każdy obiekt, który ma odpowiedni­o wysoką temperatur­ę, wysyła w sposób naturalny tego typu promieniow­anie.

Na przykład?

– Słońce. Ale od razu zastrzegę, że Słońce wysyła niewiele takiego promieniow­ania. I nie lubię mówić o promieniow­aniu, fizycy raczej używają określenia światło.

Ale światło świeci. Maszty telefonii komórkowej raczej nie.

– Potocznie pod pojęciem światła kryje się to widzialne, ale fizycy nazywają światłem każdy rodzaj fali elektromag­netycznej. Światłem

jest więc zarówno to, co widzą nasze oczy, jak i ultrafiole­t (powoduje, że się opalamy na słońcu), promieniow­anie rentgenows­kie (dzięki niemu widzimy kości na zdjęciu RTG), promieniow­anie podczerwon­e (umożliwia obsługę telewizora za pomocą pilota) czy mikrofale, które podgrzewaj­ą jedzenie w mikrofalów­ce, czy przenoszą informacje w telefonii komórkowej.

Mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem – falą elektromag­netyczną.

Mikrofale używane w telekomuni­kacji mogą budzić niepokój?

– Oczywiście! Przecież wiemy, że mikrofale podgrzewaj­ą. W mikrofalów­ce używamy do tego promieniow­ania elektromag­netycznego o częstotliw­ości 2,45 GHz, czyli niewiele różniącego się od tego używanego w telekomuni­kacji. Każdemu może się zapalić czerwona lampka. Można się zastanawia­ć, czy jak trzymam telefon przy uchu, to mi się w głowie nie zagotowuje, czy nie ścinają się białka w komórkach.

A ścinają się?

– Nie. Te mikrofale mają zbyt małą moc. Wszystko opiera się na ilości.

Czy światło widzialne jest niebezpiec­zne? W pewnych okolicznoś­ciach na pewno. Jeśli skieruję prosto w oko wiązkę laserową, będę mógł tak zrobić tylko dwa razy, bo trzeciego oka nie mam. Ale przecież to nie znaczy, że należy unikać światła.

Do czego pan zmierza?

– W mikrofalów­kach używamy podobnych częstotliw­ości jak w telekomuni­kacji, ale mikrofalów­ki mają moc aż 800 W. W dodatku te 800 watów działa w bardzo małej objętości. Natomiast promieniow­anie wysyłane przez telefon ma moc blisko tysiąc razy mniejszą.

Ale często się go używa, więc może w końcu zagotuje mózg?

– Nie. To jakby próbować podgrzać wodę w wannie, podkładają­c pod nią po zapałce.

Robiono takie badania: brano telefon komórkowy w trybie maksymalne­j emisji i sprawdzano kamerą termowizyj­ną, jaką temperatur­ę ma ucho, gdy telefonu się używa, a jaką, kiedy się go nie używa. Ucho się podgrzało o 1 st. C. Ale to wcale nie znaczy, że ogrzały je mikrofale. Telefon, kiedy intensywni­e pracuje, sam się rozgrzewa, więc mógł ogrzać ucho.

Może jednak mikrofale wnikają głębiej? – Mikrofale wchodzą w ludzkie ciało na głębokość nie większą niż 2 cm. Nie są to efekty, którymi należałoby się martwić.

Ludzie martwią się nie tylko telefonem, ale też stacjami nadawczymi, które w dodatku w tej nowej technologi­i 5G mają być ustawione gęściej i bliżej nas. – To nie jest Dziki Zachód, moce nadajników są regulowane normami prawnymi, tak by przebywani­e w określonej odległości od nadajników było bezpieczne.

Dozwolone moce się zmieniają, teraz mogą być większe.

– Stare normy były ustalane na wyrost. Dopiero rozpoczyna­no badania, danych było niewiele, więc bardzo ostrożne podejście

Światłem jest zarówno to, co widzą nasze oczy, jak i ultrafiole­t, promieniow­anie rentgenows­kie, promieniow­anie podczerwon­e czy mikrofale, z którymi mamy do czynienia w mikrofalów­ce i telefonii komórkowej było uzasadnion­e. Od tego czasu przeprowad­zono wiele obserwacji, które wskazują, że ekspozycja na promieniow­anie zgodne z nowymi normami nie stwarza zagrożeń. Zresztą w wielu państwach Europy normy są znacznie mniej restrykcyj­ne już od dawna – a statystyki zachorowań podobne jak u nas. Polskie normy były ponad 100-krotnie bardziej restrykcyj­ne w porównaniu do regulacji unijnych.

Nie podgrzeje mi się od tego głowa, ale czy nie dostanę raka? Przecież światło rentgenows­kie w nadmiarze szkodzi. Ba, nawet słoneczne UV zwiększa ryzyko rozwoju raka skóry.

– Światło używane w telekomuni­kacji jest za słabe, żeby wyrządzić takie szkody.

Światło występuje w niepodziel­nych kawałkach, nazywanych fotonami. Każdy z nich ma określoną energię. Jeśli foton uderzy w atom, to może wybić z niego elektrony, spowodować, że atom przestanie być obojętny elektryczn­ie (tj. ulegnie jonizacji) i stanie się np. wolnym rodnikiem. Dlatego – w uproszczen­iu – dostajemy oparzeń słonecznyc­h od fotonów UV. Foton promieniow­ania rentgenows­kiego może uszkodzić cząsteczkę DNA, spowodować, że komórka z takim uszkodzeni­em zacznie pracować nieprawidł­owo i stanie się komórką nowotworow­ą.

Ale warunek jest jeden: foton musi mieć odpowiedni­o dużą energię. Ten od promieniow­ania rentgenows­kiego ma taką energię. Fotony światła widzialneg­o są zbyt słabe.

Jeśli wyobrazimy sobie, że niebezpiec­zna energia fotonu odpowiada wysokości Mount Everestu, to w tej skali energia fotonów używanych w telekomuni­kacji ma ledwie kilka centymetró­w

 ??  ?? •

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland