Zielonego Ładu już nikt nie powstrzyma
Unia postawiła sobie za cel być prymusem klimatycznym, choć nie decyduje o gospodarczych losach świata. Zielony Ład jest następstwem tego celu – mówi Radosław Grech.
ROZMOWA Z prezesem Centrum Energetyki Odnawialnej, wykładowcą ekoenergetyki na Uniwersytecie Zielonogórskim
ARTUR ŁUKASIEWICZ: Hotelowa pompa cieplna, fala słoneczna, która miesza wodę w jeziorze i powstrzymuje rozkwit sinic, energooszczędne podniesione rabaty do produkcji ekologicznych warzyw – takie przedsięwzięcia znalazłem na stronie CEO. Brzmią jak nowinki z laboratorium zielonych naukowców. To zapowiedź rzeczywistości Europejskiego Zielonego Ładu?
RADOSŁAW GRECH: Z jednej strony nowinki, ale z drugiej to życiowe pomysły od firm z naszego otoczenia gospodarczego. My je projektujemy, a przedsiębiorcy patentują i wprowadzają na rynek. Czyli praktyczna symbioza nauki i biznesu. Przedsięwzięcia związane z energetyką odnawialną dziś już funkcjonują nie tylko w przemyśle, ale też w różnych pomniejszych branżach. Docierają do naszych domów, np. te wspomniane rabaty podniesione, co mi trochę przypomina ogródki na dachach w Singapurze.
Jak one działają?
– Chodzi o wydłużenie wegetacji roślin. Wyobraźmy sobie duże donice podgrzewane od spodu z wykorzystaniem energii odnawialnej, w tym wypadku paneli fotowoltaicznych. Do tego układamy glebę w odpowiednich warstwach tak, by roślina dostawała więcej ciepła i mikroelementów. Nad tym jest geokopuła. Projekt odpowiada potrzebom firm ekoturystycznych i producentów ekologicznej żywności.
Co nam przyniesie strategia unijnego Zielonego Ładu?
– Zielony Ład zmierza do zeroemisyjności, ograniczenia w produkcji gazów cieplarnianych, zniwelowania skutków katastrofy klimatycznej. Każe nam jednak na klimat, gospodarkę i przemysł patrzeć kompleksowo. Bo nie da się zrealizować celu obrony natury, interweniując tylko w jednym wybranym sektorze gospodarki. Przed nami wdrażanie technologii odnawialnych źródeł energii i ich szerokie upowszechnienie.
Głos polskiego przemysłu brzmi tak: OZE to pewnie szlachetna idea, ale twarde ograniczenia Zielonego Ładu uderzą w naszą gospodarkę opartą na węglu, w metalurgię, petrochemię i energetykę. Obniżą naszą konkurencyjność. Poza tym to my zapewniamy setki tysięcy miejsc pracy i płacimy ogromne daniny do budżetu. Mamy prawo mówić o obawach.
– Energetyka uzależniona od węgla to fakt. Tyle że te argumenty i obawy brzmią coraz słabiej. Otóż cele klimatyczne o wiele mniej wpływają na ceny energii. Wynikają one bardziej z naszej obecności w systemie handlu emisjami i darmowych pozwoleń oraz realnych kosztów pozyskiwania energii. Nasze górnictwo przestaje być konkurencyjne nie ze względu na rosnące OZE, lecz przez swoją kosztochłonność. I nie zmieni tego nawet wspomaganie finansowe państwa. Zaczynamy kopać coraz głębiej, wprowadzamy coraz droższe technologie wydobywcze, a na koniec kupujemy węgiel z Rosji i Ukrainy, tańszy w wydobyciu i o wyższej kaloryczności.
Miejsca pracy to nadal mocny argument.
– Tak, tylko że niczego nam nie rozwiązuje. Pamiętam, jak byłem na polsko-niemieckim szczycie energetycznym w Berlinie niemal pięć lat temu – już wtedy dyskutowano o tym, jak unijny przemysł traci gospodarczą konkurencyjność, co było widać w wewnątrzkrajowych inwestycjach. Mówiono wprost: ceny energii były tak wysokie w stosunku do tych w USA i Azji, że przemysł musi uciekać za granicę. Niemieccy menedżerowie z branży chemicznej nie ukrywali: nowe fabryki, ale nie u nas. Dziś sytuacja w Polsce jest jeszcze bardziej skomplikowana. Koszty i energochłonność przemysłu zabijają przewagę, jaką mieliśmy od dawien dawna, głównie w sile roboczej. A szacuje się, że w przemyśle ciężkim energia to aż w 60-70 proc. składnik kosztu produktu końcowego. Nie dziwmy się więc decyzjom o przenoszeniu fabryk na Ukrainę.
Zielony Ład to zagrożenie czy szansa dla przemysłu?
– Mimo wszystko szansa. Oczywiście to zależy od punktu widzenia. Można pielęgnować obawy i wykazywać niechęć do jakichkolwiek zmian, ale po co? Tym bardziej że na zielony rozwój przewidziano ogromne pieniądze. Z samego unijnego Programu Odbudowy dostaniemy 23 mld euro, z czego aż 8 mld euro jest właśnie na Zielony Ład. Blisko 40 proc. w budżecie unijnym to też środki na zieloną transformację.
My już swoje szanse trochę zaprzepaściliśmy przy uprawnieniach na emisję, które otrzymywaliśmy.
Rząd przeznaczył je ostatnio m.in. na pokrycie redukcji wzrostu cen energii dla odbiorcy końcowego. A środki z darmowych pozwoleń miały pójść na reformę sektora energetycznego, by był bardziej przyjazny środowisku. Taka była idea. Wydano na co innego. Można powiedzieć, że te pieniądze przejedliśmy.
To teraz czeka nas przyspieszona lekcja zielonej transformacji? Rozmawiamy w Zielonej Górze, niedaleko granicy na Odrze. Po niemieckiej stronie widzimy las wiatraków, po naszej – dużo mniej. Zabudujemy nasz brzeg w przyszłości wiatrakami?
– Las wiatraków zobaczymy nad Bałtykiem. Już zaczynają powstawać projekty. Dojrzała myśl, żeby naprawić szkody ustaw, np. odległościowej, która powodowała, że nie mogliśmy mieć żadnej zabudowy mieszkalnej i gospodarczej do 2 km od wiatraka. Dodatkowo zmiany w podatkach zahamowały rozwój energetyki wiatrowej. Powoli się to zmienia.
Zielony Ład zrewiduje transport, przemysł, energetykę i rolnictwo. Jak wpłynie na budownictwo? Jak będą na przykład wyglądały za kilka lat bloki mieszkaniowe?
– Zielony Ład wymusza również zmiany w podejściu, w myśleniu o projektowaniu i samym budowaniu. Te zmiany zaczynają się już dziś. Od 1 stycznia zmieniły się warunki techniczne dla budownictwa. Wyśrubowano warunki określające straty energii. Redukowane są konkretne wskaźniki emisyjności. Wymaga się więcej wełny czy styropianu, by budynek nie potrzebował tak dużo energii cieplnej jak do tej pory. Żeby ciepło nie uciekało. Dziś praktycznie nie da się budować domów jednorodzinnych z wentylacją grawitacyjną, trzeba zastosować mechaniczną z odzyskiem ciepła. Nie kupimy już światła żarowego, mamy tylko ledowe.
Budując, będziemy musieli spełniać dyrektywę EPBD, czyli efektywności energetycznej budynków. Te zmiany pukają do drzwi. Mowa jest o budynkach zeroemisyjnych, inteligentnych, z systemem zarządzania energią, automatycznym oświetleniem, a nawet miejscami do ładowania samochodu elektrycznego. Budynkom będziemy nadawali klasy, tak jak sprzętom AGD. Oczywiście odzwierciedlenie klasy budynku znajdziemy przy zakupie domu czy mieszkania.
Za 30 lat Europa ma być kontynentem neutralnym klimatycznie. Ambitny cel, tyle że najwięksi emitenci CO2 – Chiny, USA, Rosja i Indie – wcale się do takiego świata nie palą, mimo że w połowie odpowiadają za trucie dwutlenkiem węgla. Co z tego Unia będzie mieć, skoro świat nie idzie w jej ślady?
– Unia postawiła sobie za cel być prymusem klimatycznym, choć nie decyduje o gospodarczych losach świata. Zielony Ład jest następstwem tego celu. Przychodzi mi na myśl ekipa moich kolegów z siłowni. Ćwiczymy razem z trenerem, ten na nas goni i wyznacza czas na poszczególne ćwiczenia. Wiadomo, że nie wszyscy zdążą. Pytam go, dlaczego nie da paru minut więcej? Bo się nie będziecie starali – odpowiada. Nawet jeśli Europejczykom z Unii nie uda się przeskoczyć o czasie wysoko podniesionej poprzeczki, to i tak osiągną dużo więcej, niż sgdyby stawiali sobie mniej ambitne cele.
Więc nie zawracałbym sobie głowy tymi, którzy nie chcą zielonych transformacji, Europa jest nam bliższa. Patrzymy na zmiany klimatyczne i sami widzimy, że są dla nas groźne.
Szacuje się, że w przemyśle ciężkim energia to aż w 60-70 proc. składnik kosztu produktu końcowego. Nie dziwmy się więc decyzjom o przenoszeniu fabryk na Ukrainę