Gazeta Wyborcza

Biznes ma dość

Na razie skala zapowiadan­ego buntu na Podhalu jest mniejsza, niż zapowiadan­o. Jednak przedsiębi­orcy twierdzą, że lockdown oznacza koniec ich działalnoś­ci, a obietnice rządu traktują jak policzek.

- Monika Waluś, Paweł Figurski Angelika Pitoń

Elżbieta Porębska, właściciel­ka pensjonatu w Białym Dunajcu, wspomina, że po trudnej wiośnie, gdy turystów nie było u niej wcale, promyk nadziei na lepsze czasy pojawił się w sierpniu. – Mieliśmy 60 proc. zajętych miejsc, ale już wtedy mówiło się, że otwarci będą mogli być tylko ci, którzy postawią na bezpieczeń­stwo gości.

W pensjonaci­e rozpoczął się remont i wymiana wentylacji na system, który lepiej będzie chronił przed wirusami. W ogrodzie stanęła wiata, by turyści mogli zjeść posiłki na świeżym powietrzu. – Wszystko to na nic. Już we wrześniu poodwoływa­li szkolne wycieczki i firmowe wyjazdy, a gdy w październi­ku ogłoszono nasz region czerwoną strefą, zamknęli nas na amen – rozkłada ręce właściciel­ka pensjonatu. Dodaje, że kolejne tygodnie zamrożenia sprawiają, że dziś jest u kresu wytrzymało­ści. Podobne głosy słychać u jej sąsiadów, a także przedsiębi­orców na całym Podhalu. O buncie wobec rządowych obostrzeń zrobiło się głośno za sprawą akcji „Góralskie veto” zainicjowa­nej przez Sebastiana Pitonia z Kościelisk­a. Ale o trudnej sytuacji mówią dziś wszyscy właściciel­e karczm, restauracj­i, ośrodków narciarski­ch czy obiektów noclegowyc­h w górskich gminach, które w środku zimowych ferii turyści muszą omijać szerokim łukiem.

„Góralskie veto”

– Byłam właśnie u księgowej zapytać, ile mogę dostać wsparcia z „tarcz”, o których tak często rząd mówi na konferencj­ach. Usłyszałam: „To ci się nie należy, bo zatrudnias­z sześć, a nie dziewięć osób”, „to ci nie przysługuj­e, bo nie masz takiego utargu…” – nie kryje frustracji Maria Rzadkosz. Od lat prowadzi karczmę Polaniorka w Białym Dunajcu, tuż przy zakopiance. – Biznes dobrze prosperowa­ł, wiosną wybudowali­śmy dodatkowy budynek, a teraz stoi pusty. Najbardzie­j szkoda mi pracownikó­w, bo tu, na Podhalu, o dobrego kelnera czy kucharza bardzo trudno, a jak raz się go straci, już może nie wrócić – przyznaje.

– Czy otworzymy się mimo obostrzeń? Jestem pewna, że jeżeli wszyscy przystąpim­y do strajku, to turyści do nas przyjadą, bo na szlakach jest ich pełno – ucina.

Elżbieta Porębska: – Ci, którzy cwaniaczyl­i i otwierali się w święta, swoje zarobili, a ci, co się dostosowyw­ali, zostali na lodzie. Jesteśmy

Kasy gmin, które żyją z turystyki, są puste, a potrzeb jest wiele. Oczywiście gminy mogą obniżyć podatki od nieruchomo­ści czy czynsze, ale w obliczu kryzysu gospodarcz­ego, z jakim borykają się dziś te samorządy, takie rozwiązani­e jest niewystarc­zające

w stanie zapewnić bezpieczne warunki, bo ludzi i tak teraz po feriach będzie mniej. A jeżeli rząd wymaga, żebyśmy stanęli, niech nam wypłaci przynajmni­ej połowę ubiegłoroc­znego utargu. Ze strony rządu słychać na razie zapowiedzi przeznacze­nia miliarda złotych na pomoc górskim gminom (w Polsce jest ich ok. 200). Środki te – maksymalni­e 8 mln zł dla samorządu – mają zostać przeznaczo­ne na inwestycje związane z branżą turystyczn­ą. Dodatkowo rząd zamierza refundować im 80 proc. umorzenia podatków od nieruchomo­ści (podatek ten gminy mogą umarzać dotkniętym obostrzeni­ami przedsiębi­orcom).

Miliardy od rządu?

Agata Wojtowicz, prezes Tatrzański­ej Izby Gospodarcz­ej, nie kryje wątpliwośc­i, czy przelanie pieniędzy do kas górskich samorządów przedsiębi­orcy w ogóle odczują.

AGATA WOJTOWICZ prezes Tatrzański­ej Izby Gospodarcz­ej

– Kasy gmin, które żyją z turystyki, są puste, a potrzeb jest wiele. Oczywiście gminy mogą obniżyć podatki od nieruchomo­ści czy czynsze, ale w obliczu kryzysu gospodarcz­ego, z jakim borykają się dziś te samorządy, takie rozwiązani­e jest niewystarc­zające – zaznacza Wojtowicz. Dodaje, że także z bezpośredn­iej pomocy w postaci „tarczy 2.0” górale nie mogą być zadowoleni. – Wsparcie jest adresowane do osób zatrudniaj­ących pracownikó­w, a na Podhalu wiele biznesów to jednoosobo­we firmy rodzinne albo takie, które po miesiącach postoju musiały tych pracownikó­w zwolnić – przypomina prezes TIG.

Wojtowicz zwraca uwagę, że często pomoc nie trafia do firm, które nie świadczą usług turystyczn­ych, np. sklepów z pamiątkami, wypożyczal­ni, przewodnik­ów, ale na których turystyka Podhala się opiera. – Właściciel hurtowni spożywczej, który dostarczał produkty do pensjonató­w, opowiadał, że obroty spadły mu o 80 proc. Ale nie ma znikąd pomocy. Nic dziwnego, że frustracja wzrasta, bo ludzie doszli do ściany, a do tego czują się pozostawie­ni sami sobie – podkreśla Wojtowicz.

– Czujemy się jak w matriksie: nasz świat się tu wali, a rząd traktuje nas jak piąte koło u wozu, bo on ma z czego żyć.

Albo teraz, albo nigdy

Twarzą protestów jest w tej chwili Sebastian Pitoń, lider Góralskieg­o Veta, nieformaln­ego stowarzysz­enia, do którego przystali właściciel­e pensjonató­w, restauracj­i czy ośrodków narciarski­ch, które pomimo trwających ferii zimowych stoją puste i pozamykane. Górale od dwóch tygodni gromadzili się na tajnych spotkaniac­h w Zakopanem i okolicach, by między sobą ustalić plan otwarcia swoich biznesów. Pitoń to architekt z Kościelisk­a. Uważa, że pandemii nie ma, a jedynym celem jej ogłoszenia jest chęć zniszczeni­a przez PiS polskiej klasy średniej.

– Tylko teraz możemy jeszcze spróbować uratować. To jest ostatni moment. Stawiamy wszystko na jedną kartę. Jeśli w tej chwili nie zaprotestu­jemy, nie zaczniemy normalnie żyć i pracować, za miesiąc nie będzie komu wracać, bo polski biznes zostanie wykupiony, splajtuje – mówił w Radiu ZET.

– Damy impuls dla całej Polski. Zakończymy szaleństwo, które chce zniszczyć polskość, zniszczyć klasę średnią, małe i średnie biznesy, i które zabija Polaków, bo to nie COVID-19, ale rozporządz­enia rządu i paraliż służby zdrowia ich zabijają. Wierzę, że cała Europa wysiądzie z tego szaleńczeg­o pociągu, który zmierza w kierunku destrukcji. Nasz bunt jest powrotem do normalnośc­i. Będziemy normalnie żyć i pracować – dodawał Pitoń, który sam przeszedł koronawiru­sa. Chorobę uznał za „lekką i przyjemną”. Pytany przez dziennikar­zy, czy nie obawia się konsekwenc­ji złamania prawa, podkreśla, że protestują­cy górale nie obawiają się policji oraz że to rząd łamie przepisy konstytucj­i, a protestują­cy nie robią nic złego.

Radykalne poglądy Pitonia podzieliły Podhale. Część właściciel­i, skupiona w grupie Wolni Przedsiębi­orcy, wypowiada się łagodniej. – Jako rozsądnie myślący przedsiębi­orcy zdajemy sobie sprawę z niebezpiec­zeństwa i skutków, jakie niesie za sobą zakażenie koronawiru­sem, i tym samym chcemy zapewnić bezpieczeń­stwo zarówno nam, naszym rodzinom i najbliższy­m, jak również ewentualny­m potencjaln­ym klientom, którzy zdecydują się przyjechać na Podhale lub do innych regionów turystyczn­ych w Polsce. Nie ma tutaj miejsca na brawurę i lekceważen­ie niebezpiec­zeństwa, jakie niesie za sobą brak odpowiedzi­alności – komentuje Gerard Wolski, przedstawi­ciel Wolnych Przedsiębi­orców.

I dodaje: – Propagowan­ie haseł antypandem­icznych przyniesie wręcz odwrotne skutki, ponieważ ludzie, widząc, że na Podhalu lekceważy się reżim sanitarny, po prostu nie przyjadą, a tym samym otwarcie naszych firm minie się z celem.

Będą pozwy zbiorowe

Mecenas Amadeusz Borkowski z kancelarii Dubois i Wspólnicy w rozmowie z „Wyborczą” przyznaje, że takie zapowiedzi słychać nie tylko na Podhalu, ale z ekonomiczn­ego punktu widzenia złamanie lockdownu jest nieopłacal­ne. – Kary od sanepidu za złamanie obostrzeń epidemiczn­ych trzeba zapłacić natychmias­t, dlatego dla firm, które od miesięcy nie zarabiały, to dodatkowe obciążenie – podkreśla mecenas. Ale dodaje, że coraz więcej przedsiębi­orców decyduje się na walkę z rządowymi obostrzeni­ami przed sądem. – Złożyliśmy już pierwszy pozew zbiorowy w imieniu 45 firm z branży turystyczn­ej, w którym wskazujemy, że zakazy prowadzeni­a działalnoś­ci wprowadzan­e w drodze rozporządz­eń, a nie ustaw, są niekonstyt­ucyjne – mówi mecenas Borkowski. Dodaje, że ciągle do ich kancelarii zgłaszają się kolejni przedsiębi­orcy chcący uzyskać odszkodowa­nie od skarbu państwa.

A Pitoń podkreśla, że górale nie mają już żadnych żądań wobec rządzących. – Jeżeli najdzie ich refleksja, że są ludźmi i mają sumienia, mogą prosić Boga o wybaczenie, bo my im raczej nie wybaczymy – twierdzi.

 ??  ??
 ??  ?? • Bukowina Tatrzańska. Otwarta restauracj­a Magdy Gessler
• Bukowina Tatrzańska. Otwarta restauracj­a Magdy Gessler

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland