Koniec zimowego himalaizmu
Bardzo doceniam sukces Nepalczyków, ale na K2 zdarzały się rzeczy większe. Na ich zdjęciach szczyt i okolice przypominały zimę w Dolomitach.
– Doceniam sukces Nepalczyków – zdobycie K2 – ale zdarzały się tam rzeczy większe. Na ich zdjęciach szczyt i okolice przypominały zimę w Dolomitach.
Reinhold Messner jako pierwszy wspiął się na wszystkie ośmiotysięczniki (14), a także jako pierwszy wszedł bez dodatkowego tlenu na Mount Everest, wytyczył mnóstwo nowych dróg. Legenda najwyższych gór z heroicznych czasów – lat 70. i 80., uznawany przez wielu za największego – tu rywalem może być jedynie Jerzy Kukuczka, z którym Włoch stoczył walkę o pierwszą Koronę Himalajów.
Dziś Messner ma 76 lat.We włoskim Tyrolu Południowym prowadzi sieć górskich muzeów poświęconych związkowi ludzi z górami.
RADOSŁAW LENIARSKI: Co teraz z zimowym himalaizmem, gdy już Nepalczycy weszli na ostatni niezdobyty zimą ośmiotysięcznik?
REINHOLD MESSNER: Można się było tego spodziewać od kilku dni przed ich wyjściem w górę.
Pamiętajmy, Nirmal Purja – główny rozgrywający pod K2 – wszedł na wszystkie ośmiotysięczniki w ciut więcej niż pół roku, a na Everest, Lothse i Makalu w pięć dni. Idealna logistyka – było to imponujące. Pomagała mu wtedy firma Seven Summits Treks, czyli ta sama, która była również pod K2. Teraz Nepalczycy wykorzystali jego doświadczenie.
Jest to wielkie wydarzenie, bo przez kilka dekad próbowano wspiąć się zimą na wierzchołek K2 i się nie udawało. A starali się ludzie z połowy świata, w tym wasz – trochę wasz – Denis Urubko.
Powiedzmy sobie jednak szczerze, że nie jest to osiągnięcie wiekopomne z powodu trudności, jakie zostały tam pokonane. Wyglądało wręcz na dowód, że teraz letnie lub wiosenne wyprawy bywają czasem trudniejsze niż zimowe. Na K2 nie było zbyt dużo śniegu. Nie było strasznie zimno. Jet stream nie był aktywny, panowała niemal cisza. Na zdjęciach ze szczytu K2 i okolice przypominały zimę w Dolomitach. Czy w tych warunkach została wyznaczona nowa linia, nowe podejście do góry? Nie. Wręcz przeciwnie, to koniec. Bardzo szanuję ich za to, czego dokonali, jednak cóż, zdarzyły się większe rzeczy na K2.
Największa waga zdobycia zimą K2 polega na czymś innym. Oznacza koniec zimowego himalaizmu, tego absolutnego fenomenu, który został zapoczątkowany przez Polaków w latach 70. i 80. XX w. Zaczęło się od [Krzysztofa] Wielickiego, [Leszka] Cichego i ich zimowego Everestu w 1980 r., skończyło na Nepalczykach i K2. Ich dzieło stanowi klamrę. Skończyło się. Każdy ośmiotysięcznik został zdobyty zimą i latem. Zainteresowanie takim rodzajem wspinaczki zaniknie.
Koniec z takim wspinaniem zimowym nastąpił również z powodu zmian klimatycznych. Widać to wszędzie, nie tylko w najwyższych górach. W 1962 r. Hilti von Allmen i Paul Etter dokonali pierwszego zimowego wejścia na północną ścianę Matternhornu i to był szok. Ale teraz bezpieczniej zimą wchodzić na przykład północną ścianą Eigeru niż o innej porze roku. Lokalni mieszkańcy już nie obserwują z zaciekawieniem takich, którzy się na Eiger wspinają zimą. Zimowe wspinaczki stały się normalną aktywnością w górach. Dobrze, tej zimy mamy więcej śniegu, no, ale już naprawdę trudno odseparować zimowe wspinanie od jesiennego i to samo jest z ośmiotysięcznikami. Więc zimowe wyprawy zostaną zapomniane, jako czterdziestoletni fenomen w 250-letniej historii alpinizmu.
Wszystkie ośmiotysięczne szczyty zostały zdobyte latem i zimą. Wiadomo, co Szerpowie będą dalej robić. Inni muszą znaleźć sobie jakiś wielki cel. Ale czy taki jest? – Tak, teraz przez najbliższą dekadę Szerpowie będą stanowić najważniejszą grupę wspinaczy na ośmiotysięcznikach. Coraz częściej będą przewodzić wyprawom komercyjnym. I oczywiście wciąż będą zarabiać, organizując ekspedycje ze Wschodu i Zachodu – tylko że znacznie więcej pieniędzy.
Przyszłość będzie polegać na wyznaczaniu nowych, trudniejszych linii, dróg na szczyt. Szukaniu nowych, pięknych, nieodkrytych dla wspinaczy gór, których są na przykład w Ladakhu tysiące. I setki tysięcy nowych dróg na te szczyty. Są trudne drogi, które trzeba pokonać po raz pierwszy. Młodzi powinni spróbować na przykład północnej ściany Masherbrum (7821 m n.p.m.), do której były dwa nieudane podejścia. Szerpowie jej nie pokonają, bo nie są tak mocni technicznie.
No tak, ale przepraszam, kogo na świecie będzie to obchodziło?
– Rzeczywiście zainteresowanie tego typu odkryciami zostało zniszczone. W dobie, gdy setki ludzi jednego dnia chcą się wdrapać na Everest, powszechnej wyobraźni nie poruszy wspinacz, który wchodzi na szczyt siedmiotysięcznika w Ladakhu. Teraz znacznie więcej osób wchodzi w komercyjnych wyprawach na Everest niż na Mont Blanc. Nazywam to alpinizmem wyciągowym, gdyż to mechanizm, który już raz zadziałał – w narciarstwie. Kiedyś narciarstwo uprawiała ścisła elita lub górale, dziś na bezpiecznych trasach zjeżdżają miliony ludzi.
Musimy na nowo nauczyć się cieszyć z obcowania z przyrodą, co jest najważniejszą rzeczą w alpinizmie. Ale czy to jest możliwe, jeśli za kilka miesięcy dziesiątki milionów widzów zobaczy na igrzyskach wbiegających na skałkę zawodników i pomyśli że to jest właśnie wspinaczka? A tak pomyślą na pewno. W ten sposób fascynacja górami znika. Musimy wrócić do czystości narracji górskiej. Góra jest osobistym wyzwaniem i wysiłek, aby na nią wejść, nie musi stać się od razu doświadczeniem milionów na twoim profilu Facebooka.
W Polsce miłość do historii wysokogórskich jednak nie zniknie. W każdym razie nie szybko. U nas wszystkie gazety, portale, wiadomości w TV i radiu pełne były K2. – Tutaj, we włoskich górach, też. Pewnie również w krajach, których mieszkańcy interesują się takimi wyczynami ze względu na górską tradycję.
Ale pamiętajmy dlaczego było tak wyjątkowe zainteresowanie, zapewne po raz ostatni: K2 był jedynym niezdobytym zimą – dla mnie najpiękniejszym – ośmiotysięcznikiem. Z historią bardzo wielu nieudanych prób i śmierci. W dodatku Nirmal Purja, Mingma G i Cchang Dawa robili wiele dla rozpropagowania wyczynu. Śledziliśmy ich postępy niemal na żywo. Ale to już koniec. Zawsze jest jakiś koniec, trzeba się z tym pogodzić. Ja na przykład kochałem alpinizm, jednak w pierwszej wyprawie na Nanga Parbat straciłem palce u stóp z powodu odmrożeń i bez nich już nie mogłem być klasycznym skalnym alpinistą. Więc zostałem himalaistą. Ale i ten etap się skończył, gdy wszedłem na wszystkie ośmiotysięczniki i poczułem, że w wieku 42 lat już nie jestem taki mocny jak kiedyś. Stałem się w jakiś sposób wolny, mogłem robić inne ciekawe rzeczy.
W Polsce wybuchła dyskusja na temat dodatkowego tlenu używanego przez Szerpów. Dobrze jest go użyć czy nie?
– Wiem o tej dyskusji, ale nie chcę się angażować. Dodatkowy tlen to sprawa bezpieczeństwa. Są też inne ułatwienia, jak lepszy sprzęt, komórki z prognozą pogody, jest GPS. Gdy ludzie weszli pierwszy raz bez tlenu na Everest, przeprowadzili dowód, że to możliwe, i kropka. Powiem tylko, że dla mnie jeśli ktoś przed tobą wyznacza szlak, korzystając z dodatkowego tlenu, a ty, idąc jego śladami, nie używasz go, to jakby korzystasz z jego butli. Nirmal Purja nie robił z tego sprawy. Rozmawiałem z nim przed jego wyprawą na Nanga Parbat – powiedział, że wie, że bez tlenu jest to możliwe, ale że z tlenem jest to bezpieczne. Na K2 widocznie czuł się na tyle bezpiecznie, że nie skorzystał.
Cieszy pana taka emancypacja Szerpów? Jak z nią było w pana czasach?
– Szerpowie wtedy nie mogli pracować w Pakistanie, więc Karakorum było dla nich wyłączone. Lokalni przewodnicy nie byli tak dobrzy, byli mniej doświadczeni i sprawdzali się jako tragarze, ale nie jako wspinacze. A w Himalajach Szerpowie nie byli na tyle dobrzy, aby prowadzić, poręczować. To robiliśmy my i tylko my. Oni szli za nami. I to jest normalny proces nauczania: najpierw w latach 20. XX wieku Brytyjczycy wynajmowali ich do ekspedycji jako kucharzy i tragarzy. I przy tym ginęli, jak siedmiu w lawinie w 1922 r. Potem wchodzili ze wspinaczami coraz wyżej i wyżej. I znów marli po drodze, jak i my – to przypadek śmierci sześciu z nich w wyprawie niemieckiej w 1934. Potem towarzyszyli nam – jak Norgay Tenzing Hillary’emu – na szczycie. Zawsze Biały kierował. To się właśnie skończyło.
Teraz – w XXI wieku – sami zdobywają szczyty, sami prowadzą wyprawy. I dobrze: to ich góry, są zaaklimatyzowani, mają już umiejętności i są niezwykle mocni psychicznie. Ale tu ważna uwaga: są wspaniali, ale gdy idą się na ośmiotysięcznik prostą drogą, a nie nową, trudną. Wciąż technicznie lepsi są wspinacze z Zachodu, wychowani w tradycji alpinizmu Polacy, Hiszpanie, Włosi, Francuzi. I to się szybko nie zmieni. Te trudne nowe drogi będą wyznaczać ludzie Zachodu, z większym technicznym doświadczeniem.
Każdy ośmiotysięcznik został zdobyty zimą i latem. Zainteresowanie himalaizmem zimowym zaniknie • Cały wywiad czytaj na Wyborcza.pl