Pięciu kandydatów do tytułu
Kto ma dziś w sobie najwięcej z Kazimierza Kutza? Zdecyduje o tym kilkunastoosobowa kapituła, a laureat otrzyma sfinansowaną przez władze Katowic nagrodę.
Kutz, który już w młodości wyrwał się z rodzinnych Katowic, nigdy się do końca od nich nie uwolnił. Na studiach w łódzkiej Filmówce, w Senacie RP i na fotelu dyrektora krakowskiego ośrodka TVP wielu widziało w nim przede wszystkim katowiczanina i Ślązaka. Na „śląskich” filmach Kutza („Sól ziemi czarnej”, „Paciorki jednego różańca”, „Perła w koronie”, „Śmierć jak kromka chleba”) cała Polska poznawała Ślązaków i ich historię. Nikt w ostatnich dziesięcioleciach nie zrobił tyle co Kutz, by Katowice i Śląsk wyrwać z cepelii kolorowych strojów ludowych, górniczych mundurów paradnych i rubasznych dowcipów. Jednocześnie jednak Kutz był artystą, który ponad Śląsk wyrastał. W swoich filmach, spektaklach teatralnych, książkach i felietonach, a także z trybuny Senatu zabierał głos w sprawach praw kobiet, polityki polskiej i międzynarodowej, mniejszości narodowych. Szedł pod prąd i nie pozwalał się zaszufladkować. Tę jego zadziorność, wrażliwość i odwagę w głoszeniu poglądów ma mieć osoba, która 16 lutego (reżyser skończyłby w tym dniu 92 lata) odbierze Nagrodę im. Kazimierza Kutza.
Bez blichtru
Na pomysł jej ustanowienia wpadły osoby, którym Kutz był bliski, a inicjatywie przyklasnął samorząd Katowic, dzięki czemu laureat oprócz honorowego wyróżnienia ma otrzymać czek na pokaźną kwotę. Zwycięzca zostanie wyłoniony spośród pięciorga osób. Każda z nich ma w sobie coś z Kutza, choć nie wszystkie z nim się znały. Ba! Co najmniej za jedną z nich twórca „Soli ziemi czarnej” z pewnością nie przepadał. Taki już był przez całe życie – obrywało się od niego osobom, z którymi się w niczym nie zgadzał, a jeszcze mocniej czasami takim, które go przypominały. Kutz, choć się oczywiście do tego nie przyznawał, zazdrośnie strzegł swej pozycji w filmie, kulturze i na poletku śląskim.
Nagroda ma być swego rodzaju pomnikiem, ale bez blichtru, który Kutz nader często wyszydzał w felietonach. Powinna przypominać o tym, kim był Kutz i co było dla niego ważne. Z tego powodu laureatem nagrody ma być osoba, która zasłużyła się w dziedzinach, w których sam Kutz był aktywny. Po pierwsze, w tej artystycznej, wszak Kutz był artystą ekranu jako reżyser i pióra jako pisarz i felietonista przez kilkadziesiąt lat. Po drugie – wymarzyło się przyjaciołom Kutza – laureat nagrody jego imienia niech będzie kimś, kto go przypomina w polityce i działalności społecznej. Musi być niepokorny, a przy tym wrażliwy na krzywdę ludzką. Po trzecie wreszcie – tak chcą inicjatorzy nagrody – laureat powinien być osobą aktywną na lokalnym polu. Niech będzie patriotą swojej małej ojczyzny i jej reprezentantem na forum światowym.
Aktorka z sercem
1
Z argumentów, które przedstawili członkowie kapituły podczas wstępnej dyskusji, wynika, że co najmniej niektóre z tych walorów posiada Anna Dymna. Artystka zagrała u Kutza m.in. w „Opowieściach Hollywoodu” i „Wygnańcach”, sztuce, o której on sam powiedział, że to jego hołd złożony kobiecości. Nieraz podkreślała, że Kutzowi dużo zawdzięcza. – Kiedy dostawałam od niego rolę i wydawało mi się, że ją rozumiem, on nagle jak gdyby otwierał okno, przez które wpadała burza innego powietrza i myślenia – wspominała.
Od wielu lat angażuje się w różne działania społeczne. Założona przez nią fundacja Mimo Wszystko przywróciła wielu osobom wiarę w sens życia. Tak było np. z Januszem Świtajem sparaliżowanym po wypadku i proszącym o eutanazję, a teraz pomimo kalectwa aktywnym i pomagającym innym. „Serce ma przepełnione empatią, za którą idą konkretne i namacalne działania” – napisała o Dymnej Iwona Świętochowska-Kutz, jedna z osób zasiadających w kapitule. Robert Talarczyk, dyrektor Teatru Śląskiego w Katowicach, uzupełnił zaś tę charakterystykę tak: „Jej serce wypełnia zarówno miłość do sztuki, jak i do tych wszystkich, którzy są słabi, bezradni i potrzebują pomocy”.
Reżyser bez strachu
2
Wojciech Smarzowski został nominowany do Nagrody im. Kazimierza Kutza m.in. za zmagania z historią. Reżyser „Wesela”, „Wołynia” i „Kleru” od dawna wywołuje skrajne emocje widzów. Nie pozwala się zaszufladkować i – na co zwrócono uwagę w uzasadnieniach – pokazuje nas często tak, jak niekoniecznie chcemy się oglądać.
Według prof. Ryszarda Koziołka, literaturoznawcy i rektora Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, Smarzowski to spadkobierca Żeromskiego, ostatni wybitny artysta „nurtu chłoszczącego” w kulturze polskiej; odważny i bezwzględny w tematach i formach filmowych.
Olgierd Łukaszewicz przedstawił zaś Smarzowskiego jako twórcę ryzykującego odrzucenie, ale podważającego powszechną zgodę na przemilczanie spraw, które jako nieopowiedziane mają wpływ na zbiorowe sumienie Polaków.
A może poeta?
3
Do Nagrody im. Kazimierza Kutza nominowany został również prof. Tadeusz Sławek, były rektor Uniwersytetu Śląskiego, tłumacz, poeta i eseista, a także artysta. „Piękny umysł” i człowiek orkiestra – jak go przedstawił Talarczyk. – Obdarzony taką liczbą talentów, że wystarczyłoby na reprezentację kulturalną województwa śląskiego. Człowiek szlachetny, gatunek dzisiaj rzadki i pod ochroną – uzupełnił charakterystykę.
Ambasador
4
Najmłodszy z pięciorga kandydatów do nagrody jest Szczepan Twardoch, którego najnowsza książka („Pokora”) właśnie znalazła się na księgarskich półkach, a jedna z poprzednich („Król”) weszła na telewizyjne ekrany. Twardoch okrzyknięty został jednym z najciekawszych zjawisk polskiej literatury, a nawet spadkobiercą Kutza i ambasadorem śląskości, choć on od takiej roli się odżegnuje. W jednej sprawie z pewnością go przypomina – nikomu nie schlebia i nie waha się głośno wypowiadać opinii, które – co z góry można założyć – ściągną na ich autora gromy.
– Ślązak łamiący stereotyp, bo bezczelny, niepokorny i niezależny, a dopiero się rozkręca – tak opisał Twardocha jeden z członków kapituły. Inny zaś o autorze „Pokory” dodał: – Buńczuczny, często kontrowersyjny i antysystemowy twórca, Ślązak z urodzenia, zamieszkania i poczucia, czasem trudnego, co znaczy być Ślązakiem. Jego osobowość skupia jak w soczewce to, co jest kwintesencją Nagrody im. Kazimierza Kutza: artyzm, indywidualizm; nikogo i niczego nie udaje, zawsze jest autentyczny, nawet jeśli to oznacza czasami bycie „osobnym”.
Ta „osobność” ładnych kilka lat temu sprawiła, że Twardoch pytany o sprawy Śląska stwierdził, że dłużej się już nie da żyć w wyimaginowanej estetyce jak z filmów Kutza. Kutz od razu tę myśl podchwycił. – Ja się z nim zgadzam: najwyższa pora odejść od poetyki Kutza. Gdybym był młodszy, sam bym spróbował wynieść go na śmietnik, a teraz mogę jeno perwersyjnie oświadczyć: ja, Kazimierz Kutz, odcinam się od Kazimierza Kutza – skomentował głos pisarza.
Brat z Teneryfy
5
O prawie dwa pokolenia starszy od Twardocha jest Janosch, czyli Horst Eckert, ostatni z kandydatów do Nagrody im. Kazimierza Kutza. Pisarz, którego cały świat zna z bajek o Tygrysku i Misiu, a Ślązacy zobaczyli siebie w bohaterach jego powieści „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny”. Zmuszony po II wojnie światowej do opuszczenia rodzinnego Zabrza Janosch pod wieloma względami przypomina Kutza. Gdy kilka lat temu się spotkali, od razu znaleźli wspólny język. Łączyło ich nie tylko doświadczenie dorastania w III Rzeszy, ale też to, że nigdy nie wyrzekli się kraju dzieciństwa. – Czuję się Ślązakiem, to moja narodowość, to moja religia – zadeklarował niedawno mieszkający na Wyspach Kanaryjskich Janosch.
W oczach Jerzego Illga, redaktora naczelnego wydawnictwa Znak (to tam ukazało się polskie tłumaczenie „Cholonka...”), zasługi Janoscha polegają na stworzeniu nowego, wolnego od dydaktycznego smrodku typu literatury dla dzieci, a także na pokazaniu sugestywnego, przejmująco prawdziwego obrazu Śląska. Janosch, jak mało kto poza nim, w „Cholonku...” udowodnił, że miłość do rodzinnych stron i patriotyzm nie polegają na łzawym sentymentalizmie. Bohaterów swojej książki przedstawił nie tylko z dobrej, ale też z najgorszej strony. Są zdolni do wielkich uniesień, ale też do podłości. Wielu przesiedleńców ze Śląska w Niemczech zaraz po wydaniu powieści śmiertelnie się o takie przedstawienie na Janoscha obraziło.
Kutz wspominał, że również pierwsza polska edycja „Cholonka...”, jeszcze w czasach PRL-u, była dla wielu duchowym wstrząsem, a Janoscha nazywał ojcem chrzestnym „nas wszystkich, którzy trudzimy się na górnośląskim poletku w sferze języka i prawdy”.
Związki Kutza i Janoscha dostrzega też Robert Talarczyk. Tak dalece byli do siebie jego zdaniem podobni, że mogliby się zamienić miejscami. „Gdyby Kazimierz Kutz urodził się w rodzinie o proweniencjach niemieckich, dzisiaj pewnie leżałby w hamaku na Teneryfie, zaś Janosch, gdyby jego ojciec śmielej mówił po polsku, zamiast upijać się niemieckim bimbrem, byłby patronem tej nagrody. Obaj uważali siebie nawzajem za braci bliźniaków wyrosłych na tej samej ziemi, tylko innym podlanych kompostem” – pisał dyrektor Teatru Śląskiego.
Kapituła, która wybierze laureata Nagrody im. Kazimierza Kutza, nie stoi przed łatwym zadaniem. Władzom Katowic należy się zaś pochwała za to, że tę inicjatywę podchwyciły. Bo Kutz, choć często nie żałował lokalnym urzędnikom cierpkich uwag, był w ostatnich dziesięcioleciach ambasadorem katowickich spraw. Któż inny miałby się dziś upomnieć o pamięć po wielkim reżyserze jak nie miasto, w którym przyszedł na świat?
+