„Mamo, proszę, nie dotykajmy się!”, czyli rodzinny spacer w COVID-zie
Wielu naszych czytelników i czytelniczek, tak jak pani Małgorzata, zaczęło pisać pamiętniki podczas pandemii. Teraz można sobie przypomnieć covidowy spacer z maja 2020.
MAJ 2020 1. ogólnokrajowy lockdown
Nareszcie! Stasiu zgadza się na rodzinne spotkanie! Nie widzieliśmy się już od przynajmniej dwóch miesięcy, od początku lockdownu, czyli od marca, a przecież jest już maj! Co prawda spotkanie nie odbędzie się w domu, to tylko wspólny spacer, ale i tak cieszymy się bardzo, to znaczy mąż i ja. Nareszcie zobaczymy nasze małe wnuki.
Stasiu prosi, a potem przypomina grzecznie kilka razy, żebyśmy się nie zbliżali za bardzo do siebie i… broń Boże nie dotykali! Zgadzamy się potulnie na wszystko, żeby się tylko nie rozmyślił. Umieramy z ciekawości, jak bardzo pozmieniały się dzieciaki, o czym teraz myślą, czy bardzo ucierpiały przez to odcięcie od świata, szkoły i przedszkola.
Spotykamy się na parkingu przed wejściem do lasu. Zakładamy, mąż i ja, nasze najlepsze, tzw. chirurgiczne, zdobyczne maseczki i niebieskie, wystane w aptece (kolejka na dworze, wchodzimy po jednym kliencie) gumowe rękawiczki. Jesteśmy bardzo podekscytowani, już nie tylko samym spotkaniem, ale i niecodziennością tego wydarzenia. Z tego wszystkiego zapominamy, że mamy się bać naszych wnuków, syna i synowej. Ze względu na wiek jesteśmy bowiem pierwsi na liście „do odstrzału”, bo COVID dybie właśnie na takich jak my.
Jadą! Wpatrujemy się we wnętrze samochodu – gdzie dzieci? Wysiadają powoli, jakby z ociąganiem, tylko Miluś, 13-letni rudzielec z psiego sierocińca, wyskakuje żwawo z auta i dopada do nas, skomląc radośnie i łasząc się. I za chwilę okaże się, że jako jedyny tak ciepło i serdecznie się z nami przywitał.
Ruszamy wąską ścieżką, Ania i Stasiu zostają dyskretnie w tyle, żebyśmy mogli porozmawiać z dziećmi. Ja idę w parze z Malwinką, Rysiu z Leonkiem. Malwinka to otwarte na świat „mowne” dziecko, buzia się jej nie zamyka! Jej małą główkę zajmuje problem, kiedy powstał wszechświat, jak to się odbyło, co znaczy to jego powstawanie przy założeniu, że Boga nie ma, i jak się mają w tym wszystkim dinozaury, a mianowicie gdzie je uplasować w historii ewolucji. Czuję, jak robi mi się gorąco, już nie tylko z powodu ostrego majowego słońca, ale i z panicznego strachu, że zaraz nie będę wiedziała, co tu odpowiedzieć. Tymczasem Malwinka staje na środku ścieżki i woła: „Babciu, ja to muszę koniecznie wszystko wiedzieć, i to jak najprędzej!”.
Na zakręcie drogi „wymieniamy się dziećmi”, teraz towarzyszy mi Leonek, a mężowi Malwinka.
Leonek jest młodszy od Malwinki, więc niższy i drobniejszy, mówi ciszej i spokojniej. Układamy wierszyk o „covidku”: „Hej, covidku, hej, głuptasku, już trzymamy cię w potrzasku!”, i nie możemy się skupić przez ptasi rejwach! Co gorsza Leonek, zobaczywszy na poboczu ścieżki piękne wiosenne kwiatki, rusza w ich stronę.
Pospiesznie odszukuję w kieszeni kurtki smętne resztki niebieskich rękawiczek i niezdarnie przywdziewam je na palce. Leonek wręcza mi piękny wiosenny bukiecik – o zgrozo! – gołą rączką, co, niestety, nie uchodzi czujnej uwadze Stasia.
MARZEC 2021 kilka dni przed 2. ogólnokrajowym lockdownem
Jesteśmy w tym samym lesie, co prawie rok temu, w maju. Miało być lepiej, a jest chyba jeszcze gorzej, szaleje brytyjska odmiana wirusa. Więc znowu maseczki, rękawiczki i strach przed spotkaniem najbliższych. Wygląda na to, że to nie my trzymamy wirusa w potrzasku, jakeśmy to jeszcze niedawno buńczucznie wyśpiewywali z Leonkiem w ułożonej przez nas piosence, tylko że to on trzyma nas w żelaznym uścisku. Ale jednak już mamy na niego broń – szczepionkę.
Kończymy spacer, zaraz będziemy się żegnać „po covidowemu”, czyli dotykać się łokciami i machać rękoma na do widzenia. Sędziwy Miluś już wskoczył do samochodu, teraz wsiądą dzieci, ale niespodziewanie Leonek podchodzi jeszcze raz do dziadka. Ma refleksyjną naturę, mówi powoli, z rozmysłem: „Dziadku, za parę dni będziesz miał drugie szczepienie, prawda? Wiesz, dziadku, to bardzo dobrze…znowu będę mógł się do ciebie przytulać”.