Spuśćmy psy ze smyczy
Właśnie wszedł w życie nowy przepis dotyczący opieki nad psami. Każda gmina będzie mogła wprowadzić zakaz spuszczania psów ze smyczy, i to pod karą nawet do 500 zł. Oczywiście można by to zrobić, ale pod warunkiem, że opiekunowie i ich psy mieliby teren do wybiegania się. Na świecie są takie miejsca. W Polsce to rzadkość.
Ale nawet jeśli byłyby na każdym rogu – to nie wyobrażam sobie, by w londyńskim Hyde Parku ktoś wpadł na podobny pomysł. Tam nikomu nie przeszkadzają biegające psy. Tak samo nie mieści mi się w głowie, jakim zagrożeniem jest spuszczony ze smyczy jamnik biegający po osiedlowym skwerze. Chociaż ma krótkie łapki, też musi pobiegać. Bez tego żaden pies nie może żyć zgodnie z gatunkowymi potrzebami. Zresztą i nam ruch służy.
W Polsce są miliony psów i jak do tej pory nie zagroziły naszej populacji, biegając po parkach i skwerach. Smycz to dyby dla najlepszego przyjaciela człowieka. Konieczne na miejskiej ulicy, bo bez nich spacer może się skończyć tragicznie i dla psa, i dla kierowcy przejeżdżającego auta. Ale nie w parku.
Dodatkowo komuś przypomniał się podatek od psa. Niby obowiązuje cały czas, ale nie wszystkie gminy wymagają tej opłaty. W tym roku zapłacimy wyższą stawkę. Czy opiekunowie czworonogów mają podreperować nadszarpnięty pandemią budżet? Czy ktoś pomyślał o budżecie emeryta z dwoma psami? Podatkiem powinny być objęte hodowle psów rasowych, a nie ci, którzy starają się likwidować bezdomność zwierząt. Tak naprawdę państwo winno wprowadzić ogólnopolską kastrację zwierząt właścicielskich. Potem można obarczyć podatkiem opiekunów, którzy nie poddali podopiecznych zabiegowi. Dlaczego? Bo zamierzają zwiększyć psią populację.
Psy są z nami od początku istnienia Homo sapiens. Znoszą nasze największe okrucieństwa i obojętność na nie. Czy musimy gnębić zwierzęta, by poczuć się człowiekiem? Choć nie mają one zdolności do czynności prawnych, prawo chroni je ustawą. Wyraźnie mówi, że zwierzę nie jest rzeczą i należy mu się wolność od cierpienia.
Tymczasem wiceminister edukacji twierdzi, że „pojęcie »prawa zwierząt« nie istnieje”, a naukę w szkole o tym, że kłusownictwo, wykorzystywanie zwierząt w cyrku czy doświadczenia na nich są złe i nieetyczne, nazywa zaś ideologiczną indoktrynacją.
Wyeliminowanie z podręczników zachęt do poszanowania zwierzęcych potrzeb i uczuć zaowocuje procą na ptaki i podpalaniem kota. Takie patologiczne zachowania zdarzają się nieustannie. Jedynym sposobem na ich eliminację jest uświadamianie, że zwierzęta są istotami, które czują tak jak my.
I może nie będziemy się już musieli dziwić, że były senator morduje psa, ciągnąc go za samochodem.
+
Wyeliminowanie z podręczników zachęt do poszanowania zwierzęcych potrzeb i uczuć zaowocuje procą na ptaki i podpalaniem kota