Plan Bidena szansą dla UE?
Janet Yellen, sekretarz skarbu USA, wezwała do ustanowienia na całym świecie minimalnej stawki podatku dla firm i likwidacji rajów podatkowych. Dla Unii, która sama zmaga się z tym problemem, może to być światełko w tunelu.
Bruksela od lat naciska na raje podatkowe, aby zmieniły swoje praktyki. Komisja Europejska co roku publikuje „czarną listę” krajów, które umożliwiają unikanie płacenia podatków przez europejskie firmy. Z tą listą jest jednak jeden feler. Znajdziemy na niej Bermudy, Kajmany czy inne egzotyczne lokalizacje, ale nie znajdziemy Holandii, Malty, Irlandii, Luksemburga, Malty, Cypru i Belgii – czyli krajów członkowskich UE, które stosują podobne praktyki.
Dopiero niedawno KE zauważyła ten problem i Bruksela nazywa te sześć krajów „wewnętrznymi rajami podatkowymi”. Co je łączy? „Przyjazne” regulacje dla biznesu, które pozwalają unikać płacenia podatków we Wspólnocie. Nie na darmo np. Facebook swoją działalność w Europie ma zarejestrowaną w Irlandii. Ten kraj znalazł się zresztą na czołówkach mediów pięć lat temu. KE nakazała wtedy amerykańskiemu koncernowi Apple zapłacenie aż 13 mld euro, uznając, że korzystanie z przyjaznych regulacji Zielonej Wyspy (ulg podatkowych) było niedozwoloną formą pomocy publicznej. Apple kary do tej pory nie zapłacił, a latem zeszłego roku wygrał z KE przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Komisja zarzeka się jednak, że to nie koniec walki z uprzywilejowaniem wielkich korporacji.
Symboliczna porażka UE z Apple
– Jeżeli państwa członkowskie przyznają niektórym przedsiębiorstwom wielonarodowym korzyści podatkowe niedostępne dla ich rywali, szkodzi to uczciwej konkurencji w Unii Europejskiej, naruszając zasady pomocy państwa – skomentowała wyrok europejskich sędziów Margrethe Vestager, wiceszefowa KE do spraw konkurencji.
Problem opodatkowania firm dla Europy jest szczególny. – Z samych tylko dochodów z CIT państwom unijnym ubywa rocznie ponad 60 mld euro. Dla porównania budżet polityki spójności UE na lata 2014-20 wynosił 350 mld euro, czyli średnio około 50 mld na rok – mówił „Wyborczej” dr Jakub Sawulski z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Sawulski wraz z PIE przygotował raport na temat szczelności unijnych systemów podatkowych, który w zeszłym roku został zaprezentowany podczas Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) w Davos. Wynika z niego, że w ciągu ostatnich dwóch dekad efektywne opodatkowanie korporacji w UE spadło z 24 proc. do 16. Tymczasem wartość majątku obywateli UE, ukrytego przed fiskusem krajów członkowskich, to aż 10 proc. unijnego PKB.
Tymczasem europejskie raje podatkowe ze swoich probiznesowych regulacji uczyniły pokaźne źródło dochodów. Rekordzistą jest Malta, gdzie aż 88 proc. wszystkich wpływów z podatku CIT to zyski czerpane z międzynarodowych firm, które otworzyły tam swoje oddziały. Dla Luksemburga to 54 proc., dla Irlandii – 65. Z tym że unijne kraje to niejako stacje przesiadkowe. Z nich zyski transferowane są zazwyczaj dalej, do już klasycznych, zamorskich rajów podatkowych.
Ze względu jednak na swoje członkostwo w UE Irlandia czy Holandia odgrywają w tym całym procederze niebagatelną rolę. Mają przyjazne regulacje, a jednocześnie są postrzegane jako część stabilnego, europejskiego rynku. Jednym z filarów Unii jest także wspólny rynek i swobodny przepływ kapitału. Najczęściej więc, widząc podejrzanie duże transakcje firm z oddziałami ulokowanymi w Belgii czy w Holandii (tzw. spółek specjalnego przeznaczenia), urzędnicy europejskich skarbówek mogą tylko bezradnie rozłożyć ręce.
Firmy płacą coraz mniej
Yellen, kiedy prezentowała pomysł administracji Bidena na minimalną globalną stawkę podatku od firm (21 proc.), użyła sformułowania o „30 latach wyścigu na dno”. Chodziło jej oczywiście o coraz większe cięcia podatków pod wpływem korporacyjnego lobbingu. W Europie to problem doskonale znany, bo jeszcze na początku tego stulecia średnia stawka CIT w UE wynosiła 35 proc., a teraz to nieco ponad 20. Oczekiwania obywateli względem państwa nie zmieniły się jednak – nadal ma zapewniać porządne usługi publiczne, tj. edukację, bezpieczeństwo czy infrastrukturę. Tyle że pieniądze te gdzieś trzeba znaleźć, zatem kraje unijne coraz głębiej sięgają do kieszeni zwykłych obywateli. Mamy tego przykład w Polsce, gdzie połowa dochodów z podatków to zyski z VAT. Tego podatku nie da się uniknąć. Płacimy go praktycznie codziennie, a w każdym razie, kiedy robimy zakupy. Sęk w tym, że taka struktura podatków jest niekorzystna dla osób o najniższych dochodach. Proporcjonalnie to oni ponoszą największe obciążenie.
Dlatego jedną z propozycji walki z „wyścigiem na dno” w wydaniu europejskim jest tzw. wspólna baza opodatkowania. Działałaby ona na podobnej zasadzie, na jakiej teraz w Unii jest rozwiązany problem podatku VAT. Na poziomie unijnym podstawowa stawka VAT ma wynosić między 15 a 25 proc., ale dokładną wysokość z tego przedziału wybierają już państwa członkowskie. Tak samo mogłoby być z podatkiem CIT.
Wydawać by się więc mogło, że interesy UE i Waszyngtonu nagle stały się spójne. Problem w tym, co pokazuje wspomniany przykład Apple’a, że praktyka omijania systemów podatkowych w UE to w dużej mierze problem amerykańskich firm. Pytanie więc, czy zwycięży ponadnarodowy interes, jakim byłoby uszczelnienie podatków, czy może odezwą się głosy, że USA powinny stanąć po stronie swojego wielkiego biznesu.
Polski fiskus przez raje podatkowe traci rocznie ok. 3-4 mld zł. To mniej więcej koszt budowy 100 km autostrad.