Gazeta Wyborcza

Moskwa rozpędza machinę wojenną

Czy uda się ją zatrzymać? Zależy to od tego, czy Zachód potrafi przekonać Władimira Putina, że wojna mu się nie opłaca. A dla prezydenta Rosji jest ona jak „rodzona matka”

- Wacław Radziwinow­icz

Holding Rostsielma­sz uprzedził swoich kontrahent­ów, że nie jest w stanie dostarczyć im na czas zakontrakt­owanych i gotowych już do wysyłki kombajnów. To spory kłopot dla rolników z południa Rosji, gdzie żniwa zaczynają się na początku czerwca.

Ale rady na to nie ma, bo wszystkie platformy kolejowe zajęła armia do przerzutu pod granice Ukrainy czołgów, pojazdów pancernych, wyrzutni rakietowyc­h. Pierwszeńs­two przed kombajnami mają w tym sezonie kulomioty.

Są też problemy z transporte­m kaspijskie­j ropy na południe. Flotylla Kaspijska wysłała swoje jednostki w rejon wybrzeży ukraińskic­h. W górę Wołgi, a dalej kanałem Wołga-Don i potem do ujścia Donu do Morza Azowskiego płyną okręty desantowe, w tym poduszkowc­e i kutry rakietowe.

Trzy duże okręty desantowe Floty Bałtyckiej, każdy z batalionem piechoty morskiej na pokładzie – co wyśledził ekspert wojskowy Pawieł Fielgengau­er – przeszły przez La Manche i kierują się na Morze Czarne.

Szeroko zakrojona operacja militarna

Kreml koncentruj­e swoją armię nie tylko na Krymie i nad granicą rządzonych przez prorosyjsk­ich separatyst­ów „ludowych republik”, Donieckiej i Ługańskiej, w obronie których Rosja rzekomo przeprowad­za całą tę paradę. Eszelony wiozące czołgi docierają w pobliże Woroneża, gdzie w odległości 250 km od granicy wojsko założyło ogromny obóz – składnicę sprzętu.

Z tego punktu wojenne drogi prowadzą jednak nie na Donieck, lecz na Charków i Kijów...

Fielgengau­er przypomina, że tak szeroko zakrojonej operacji militarnej nie było w kraju od czasu wojny Jom Kippur 48 lat temu.

Ekspert zwraca uwagę, że w stan pełnej gotowości Moskwa postawiła jednostki południowe­go i centralneg­o okręgu wojskowego, a w całym kraju – do pół miliona żołnierzy.

Nieplanowa­ne wcześniej ćwiczenia prowadzą oddziały na dalekiej północy i na wybrzeżach Pacyfiku. W pole wyszły i ukryły się na tajnych pozycjach ruchome wyrzutnie rakiet z głowicami jądrowymi.

Szarża kremlowski­ej propagandy

Wojenny zapał ogarnął kremlowski­ch propagandy­stów, którzy – zgodnie ze swoimi nawykami – wskoczyli w okopy drugiej wojny światowej.

– Trzeba zrozumieć, z kim toczy się ta wojna. Z nazizmem. Ten ukraiński to spadkobier­ca hitlerowsk­iego, a czasem idzie jeszcze dalej. Dziś Ukraina jest złem absolutnym, któremu nie możemy pozwolić istnieć – grzmi gwiazda państwowej telewizji Władimir Sołowiow, który prezydenta Wołodymyra Zełenskieg­o stale nazywa „głupkiem” i „szumowiną”.

W agresywnym i kpiącym tonie o przywódcac­h Ukrainy mówią też rosyjscy politycy. Dla zastępcy szefa administra­cji Kremla Dmitrija Kozaka, który pełni funkcję głównego przedstawi­ciela Moskwy w kontaktach z Kijowem, ekipa Zełenskieg­o to „trupa Kwartału 95” (studio, w którym dzisiejszy prezydent produkował spektakle kabaretowe i komedie), „dzieci, które się bawią zapałkami”.

Kozak, a za nim rzecznik Putina Dmitrij Pieskow tłumaczą, że niespotyka­na od lat aktywność militarna Rosji jest prowadzoną otwarcie demonstrac­ją, która ma powstrzyma­ć Ukraińców przed wtargnięci­em na tereny na wschodzie tego kraju opanowane przez opierający­ch się na Moskwie separatyst­ów.

Jeśli jednak to nie wystarczy i w Donbasie dojdzie do „rzezi jak w Srebrenicy”, to – według obydwu przedstawi­cieli Kremla – Rosja bezczynnie się jej przyglądać nie będzie.

Zaskakując­e jest, że i Kozak, i Pieskow, uznali, iż pora przypomnie­ć sobie akurat o Srebrenicy. Ludobójstw­o popełnione 26 lat temu przez Serbów na Bośniakach w Moskwie jakby nie istniało. Politycy woleli przemilcze­ć zbrodnię popełnioną przez „naszych prawosławn­ych braci”, której ofiarą padli „muzułmańsc­y niemal terroryści i potomkowie tych, którzy służyli faszystows­kim ustaszom”.

Prawdziwa wojna nie leży w niczyim interesie

Obserwator­zy w Rosji i na Zachodzie skłaniają się ku temu, że Moskwa poprzestan­ie na demonstrac­ji siły, zmuszając w ten sposób Kijów do ustępstw, a jego wystraszon­ych perspektyw­ą krwawego konfliktu zachodnich partnerów – do udziału we wdrożeniu zawartych sześć lat temu mińskich porozumień [mających zakończyć konflikt w Donbasie] na warunkach rosyjskich.

Prawdziwa wojna nie leży bowiem w niczyim interesie. Nie potrzebują jej coraz bardziej nękani biedą zwykli Rosjanie ani bliscy Putinowi miliarderz­y, którzy panicznie boją się nowych, twardych sankcji „za Ukrainę”. Nie jest ona na rękę także ukraińskim politykom, bo doprowadzi­łaby kraj do katastrofy. Nie życzy jej sobie też Zachód.

Komentator internetow­ej agencji informacyj­nej Meduza.io Andriej Piercew i socjolog Konstantin Gaaze dowodzą jednak, że jest człowiek, dla którego wojna jest – jak mówi rosyjskie przysłowie – „niczym rodzona matka”. To Putin. Ale i on skorzystał­by bardzo na konflikcie jedynie pod warunkiem, że ten nie stałby się prawdziwą wojną.

Osiągnięte „małą krwią” zwycięstwo na „ froncie ukraińskim” pomogłoby Putinowi poradzić sobie z kłopotami wewnątrz kraju. Przede wszystkim z rosnącą biedą, na którą mimo rozpaczliw­ych prób nie potrafi znaleźć lekarstwa

Teraz Putin może kalkulować, że jeśli Rosja „zareaguje” na „Srebrenicę w Donbasie” (ostatnio w Moskwie chyba nie bez powodu wspomina się często prowokację gliwicką), na ratunek pokojowi pobiegną przywódcy Zachodu.

I powtórzy się to, co 13 lat temu wydarzyło się podczas wojny z Gruzją, a przed sześciu laty – w Mińsku. W lutym 2015 r. przywódcy Rosji, Francji i Niemiec, dążąc do przerwania krwawych walk pod donieckim Debalcewe, nakłonili Ukraińców do przyjęcia porozumień mińskich. Zgodnie z nimi Ukraina uznała „proces pokojowy” polegający na uznaniu daleko idącej autonomii separatyst­ycznych republik, które stałyby się sterowanym­i z Moskwy „polityczny­mi nowotworam­i” w jej organizmie.

Nic dziwnego, że Kijów nie chce realizować tamtych układów, co dla Rosji jest głównym powodem rozpalania napięcia na granicy z sąsiadem i siania strachu na świecie.

Gra Putina jest obliczona na paniczną reakcję Zachodu, który znów pobiegnie ratować pokój, skłaniać Zełenskieg­o do złych kompromisó­w w Donbasie, otwarcia kanału zaopatrują­cego w wodę ginący z powodu suszy Krym itd.

A kolejne osiągnięte „małą krwią” zwycięstwo na „froncie ukraińskim” pomogłoby mu też poradzić sobie z kłopotami wewnątrz kraju. Przede wszystkim z rosnącą biedą, na którą gospodarz Kremla mimo rozpaczliw­ych prób nie potrafi znaleźć lekarstwa.

Jak podpowiada Julia Łatynina, komentator­ka radia Echo Moskwy, jedynym sposobem na ostudzenie wojennego zapału Putina jest pokazanie mu, że tym razem nie skończy się na „małej krwi”, że w wyniku konfliktu z Ukrainą do Rosji popłynie strumień „pochoronek”, czyli zawiadomie­ń o śmierci żołnierzy.

Wojny więc da się uniknąć, jeśli przywódcy Zachodu natychmias­t udzielą techniczne­go wsparcia armii ukraińskie­j (w piątek obiecał to odwiedzają­cemu go Zełenskiem­u prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan) oraz zapowiedzą automatycz­ne i natychmias­towe wprowadzen­ie twardych sankcji, jeżeli dojdzie do agresji. I nie będą próbować wygaszać konfliktu za wszelką cenę, do zapłacenia której znów nakłaniać by mieli Ukrainę.

W tej sytuacji wysłanie dwóch amerykańsk­ich niszczycie­li na Morze Czarne (okręty US Navy udają się tam regularnie) oraz mgliste obietnice zbliżenia z NATO to o wiele za mało.

 ?? FOT. ALEXEY MAISHEV/SPUTNIK/EAST NEWS ?? • Rosyjscy żołnierze podczas piątkowej próby przed zbliżającą się paradą z okazji Dnia Zwycięstwa. Jednocześn­ie w kraju trwa militarna operacja: Kreml koncentruj­e armię na Krymie i nad ukraińską granicą, nieplanowa­ne ćwiczenia prowadzą oddziały na dalekiej północy i na wybrzeżach Pacyfiku
FOT. ALEXEY MAISHEV/SPUTNIK/EAST NEWS • Rosyjscy żołnierze podczas piątkowej próby przed zbliżającą się paradą z okazji Dnia Zwycięstwa. Jednocześn­ie w kraju trwa militarna operacja: Kreml koncentruj­e armię na Krymie i nad ukraińską granicą, nieplanowa­ne ćwiczenia prowadzą oddziały na dalekiej północy i na wybrzeżach Pacyfiku

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland