Był trotyl, ale nie w Smoleńsku?
Ślady trotylu, które włoskie laboratorium miało znaleźć na fotelach z tupolewa rozbitego w Smoleńsku w 2010 r., mogą pochodzić z próbek foteli, których w momencie katastrofy nie było w samolocie
O znalezieniu we włoskim laboratorium cząstek trotylu i heksogenu na próbkach foteli i ciałach ofiar katastrofy smoleńskiej, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób, poinformował przed tygodniem prorządowy tygodnik „Sieci”.
I choć Prokuratura Krajowa nie komentuje doniesień i nie odpowiedziała na nasze szczegółowe pytania, to w ostatni poniedziałek ustalenia tygodnika braci Karnowskich ogólnie potwierdził prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Też powiedział o znalezieniu śladów materiałów wybuchowych na próbkach wysłanych do Włoch.
Kilkanaście próbek z „foteli zapasowych”
„Wyborcza” dysponuje wydanym 27 listopada 2019 r. postanowieniem
Zespołu Śledczego nr 1 Prokuratury Krajowej, który po przejęciu władzy przez PiS zajął się śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Wiceszef zespołu, prokurator Krzysztof Schwartz, informuje w nim, że zwrócił się do Laboratorium Nauk Sądowych Korpusu Karabinierów w Rzymie (Raggruppamento Carabinieri Investigazioni Scientifiche RaCIS/Reparto Investigazioni Scientifiche Roma) z pytaniem, czy w próbkach z foteli „można określić skład chemiczny i strukturę materiału”, „związki chemiczne wykorzystane do produkcji” oraz fakt „zanieczyszczenia” foteli i „naniesione” tam ślady podczas użytkowania, przechowywania czy konserwacji.
A teraz najważniejsze: przedmiotem badania ma być m.in. kilkanaście próbek „foteli zapasowych”, to określenie pada w dokumencie kilkakrotnie. To część wyposażenia kabiny pasażerskiej na wypadek zniszczenia albo zmiany układu siedzeń. Można je swobodnie wymontowywać i znów wkładać.
10 kwietnia 2010 r. fotele, o których piszemy, nie były na pokładzie prezydenckiego tupolewa. Potwierdza to zdanie ze s. 5 dokumentu prokuratora Schwartza: „W dniu 16 października 2019 r. eksperci z laboratorium RaCIS wraz z prokuratorami i ekspertami z Biura Badań Kryminalistycznych ABW dokonali oględzin foteli zapasowych z samolotu Tu-154M, które nie były zamontowane w momencie katastrofy, ale pierwotnie znajdowały się na jego wyposażeniu”.
To znaczy, że fotele latały wcześniej w prezydenckiej maszynie i zostały wyjęte. Po co więc wzięto je do badania? Jak czytamy, „badanie musi uwzględniać szereg aspektów związanych między innymi z eksploatacją samolotu przed katastrofą, jak również jego konstrukcją i wyposażeniem”.
Trotyl przywieziony przez żołnierzy?
Jeżeli jednak ślady pochodzą z foteli, których 10 kwietnia 2010 r. nie było w samolocie, to znaczy, że cząstki trotylu czy innych groźnych substancji mogli zostawić żołnierze przewożeni tupolewem na zagraniczne misje. Takie ślady mogą też pochodzić z materiałów użytych do produkcji albo konserwacji wnętrza maszyny.
PiS od lat chce udowodnić, że katastrofa smoleńska nie była zwykłym wypadkiem lotniczym (liczne błędy w szkoleniu i próba lądowania w fatalnych warunkach pogodowych na nieużywanym od miesięcy lotnisku), ale zamach. Dowodów na to nie ma. Nie przyniosły ich m.in. ekshumacje ciał 83 ofiar katastrofy zarządzone przez prokuraturę Zbigniewa Ziobry.
Żadnego wybuchu nie nagrały rejestratory pokładowe tupolewa, charakterystycznych dla eksplozji uszkodzeń nie ma na szczątkach tupolewa, a ciała ofiar mają ślady typowe dla wypadków komunikacyjnych.
Cząstki trotylu mogli zostawić żołnierze przewożeni tupolewem na zagraniczne misje
Tygodnik „Sieci”, który opublikował teraz informacje o tym, że karabinierzy potwierdzają obecność trotylu, powołuje się na płk. Adolfo Gregoriego. To wiceszef laboratorium w Rzymie, ale oficer nie jest cytowany wprost.
W poniedziałek wysłaliśmy do niego pytania, czy potwierdza wykrycie cząstek trotylu i heksogenu na próbkach foteli i ciał. Odpisał szybko, ale odmówił odpowiedzi, kierując nas do Zespołu nr 1 Prokuratury Krajowej jako zleceniodawcy badań. Ta z kolei przekazała nam jedynie ogólny komunikat o przedłużeniu śledztwa i o tym, że zlecono liczne ekspertyzy.
„Wyborcza” nie ma zatem pewności, czy i na jakich próbkach Włosi znaleźli materiały mogące wskazywać – wg. „Sieci” – na zamach.
Wysłano też szczątki samolotu
Z dokumentu prokuratora Schwartza wiemy jednak, że z „foteli zapasowych” pobrano w sumie 14 próbek, a czas badania został określony na osiem miesięcy. Tego samego dnia – 27 listopada 2019 r. – prokuratura przekazała karabinierom, na podstawie dwóch osobnych decyzji, jeszcze dwa zestawy próbek: 25 wycinków ze szczątków ofiar pobranych w trakcie ekshumacji oraz pięć pudeł ze szczątkami samolotu, słoikami z ziemią, kawałkami roślin, szczątkami odzieży, dokumentów itp.
Do tego załączono prawie 100 obszernych protokołów z licznymi załącznikami, zawierających wykonane już wcześniej badania. Nie jest jasne, czy są tam też szczątki foteli z miejsca katastrofy – w dokumentach nie ma o tym słowa.
W jednym z ostatnich punktów mowa jest tylko o „tablicy fotograficznej z oględzin elementów foteli” i protokole „pobrania wycinków z foteli oraz wymazów do badań fizykochemicznych w języku rosyjskim”.
Chodzi zapewne o te same wycinki, od których w 2012 r. zaczęła się afera z „trotylem na tupolewie”, jaka wybuchła wówczas po publikacji „Rzeczpospolitej”
Trotylu nie znaleziono
Chodzi zapewne o te same wycinki, od których w 2012 r. zaczęła się afera z „trotylem na tupolewie”, jaka wybuchła wówczas po publikacji „Rzeczpospolitej”. To po tym tekście prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział w Sejmie słynne słowa, że „zamordowano 96 osób na czele z prezydentem” i że „doszło do niesłychanej zbrodni”.
Ówczesna prokuratura wojskowa szybko wyjaśniła, że „ślady trotylu” wykryto za pomocą „spektometru do jonów ruchliwych”. Wykrywa on cząstki podobne pod względem struktury i budowy do cząstek materiałów wybuchowych.
Śledczy podkreślali, że tego rodzaju urządzenia służą jedynie do „badań przesiewowych”. Z miejsc, które wskazują, pobierane są próbki. I dopiero ich zbadanie w laboratorium może określić, czy znaleziono tam materiały wybuchowe.
Próbki przebadano w policyjnym Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym – trotylu nie stwierdzono. Podobnie jak na ciałach ofiar.
Prokuratorzy ujawnili, że podobne odczyty jak w Smoleńsku dały „badania przesiewowe” wyposażenia drugiego rządowego TU-154 M. Nim też podróżowali m.in. żołnierze do Afganistanu.