Kim rozpuszcza armię
Korea Północna skróciła długość służby wojskowej z 13 do 8 lat dla mężczyzn i z 8 do 5 lat dla kobiet. Ale demobilizowani nie nacieszą się wolnością.
Korea Płn. skróciła służbę wojskową z 13 do 8 lat dla mężczyzn i z 8 do 5 lat dla kobiet. Ale demobilizowani największej armii świata nie nacieszą się wolnością ►
Decyzja została podjęta na tegorocznym VIII Kongresie Partii Robotniczej. Żołnierze, którzy służyli przez ponad 8 lat, mają zostać zwolnieni z wojska.
Gdy to nastąpi, północnokoreańska armia – według szacunków – będzie o jakieś 20-30 proc. mniejsza. Obecnie jest najliczniejsza na świecie: według danych z 2019 r. liczyła 1,1 mln żołnierzy, to prawie 5 proc. populacji kraju.
Ustawa o służbie wojskowej stanowi, że młodzi mężczyźni muszą zapisywać się do niej, kiedy kończą obowiązkową szkołę II stopnia (odpowiednik liceum). Kobiety „mogą zaciągać się od 18. roku życia”, co sugeruje dobrowolność. W praktyce nie ma ściśle określonego okresu służby wojskowej, państwo może go zmieniać – jak i warunki rekrutacji – w zależności od potrzeb, dla każdego rodzaju wojsk oddzielnie.
Według portalu Asiapress od 2000 r. czas służby wojskowej mężczyzn wynosił około 10 lat. W 2014 r. wydłużono go do 11, a w 2019 – do 13 lat. Dlaczego?
W wiek poborowy wchodziły wtedy roczniki urodzone w czasie wielkiego głodu z lat 90., który mógł kosztować życie 1-2 mln ludzi. Wyrwa demograficzna sprawiała, że liczba nowych rekrutów mocno spadła, co postanowiono skompensować wydłużeniem służby i zaciągiem kobiet.
COVID-19, niedobory i dezercje
Po co Korei Północnej tak olbrzymia armia?
Syndrom oblężonej twierdzy i oczekiwanie na kolejną wojnę z Ameryką oraz jej azjatyckimi sojusznikami to tylko część odpowiedzi. Żołnierze są w KRLD ważną częścią gospodarki – jako tania siła robocza do wyłącznej dyspozycji państwa.
Chociaż Pjongjang wydaje na wojsko olbrzymią część budżetu, od lat pojawiają się doniesienia, że żołnierze są niedożywieni, co przekłada się na osłabienie dyscypliny i wzrost przestępczości. Codzienny posiłek w wojsku składa się z mąki kukurydzianej z dodatkiem solonej rzodkwi i kapusty.
Pandemia COVID-19 pogorszyła sytuację. Korea Północna szczelnie zamknęła granice, uniemożliwiając przemyt, który pomagał przeżyć także żołnierzom. Ograniczenia pandemiczne, takie jak długotrwałe zamknięcie w koszarach, mocno ograniczyło możliwość ich kontaktów z miejscową ludnością. Głód stał się jeszcze bardziej dotkliwy.
Mnożyły się dezercje – uciekinierzy liczyli na to, że restrykcje w przemieszczaniu się uniemożliwią pościg za nimi.
Tymczasem w przemyśle i rolnictwie występuje chroniczny niedobór siły roboczej powodowany masowym poborem do wojska. W gospodarstwach spółdzielczych brakuje mężczyzn do uprawy ziemi, większość pracowników to kobiety. Problem jest też w kopalniach węgla kamiennego, który był głównym towarem eksportowym KRLD.
Z armii do fabryk i na pola
Kiedyś zwalniany personel wojskowy miał priorytet przy przyjmowaniu na uniwersytety, miał też szansę zmienić wiejski meldunek na miejski. W tym roku polityka rządu jest inna: żołnierze nie odzyskają wolności. Zamiast tego całymi jednostkami dostaną przydziały do pracy.
Demobilizacja pozwoli państwu zaoszczędzić na kosztach racji żywnościowych i mikroskopijnych pensji, przerzucając go na jednostki produkcyjne.
– Ci pochodzący z terenów wiejskich będą bezwarunkowo kierowani na wieś. Pozostali trafią wszędzie tam, gdzie brakowało mężczyzn: na farmy, place budowy, do kopalni – wyjaśnia Asiapress anonimowy informator z Korei Północnej.
Według niego wywołuje to silne poczucie frustracji. Żołnierze są rozgoryczeni tym, „że nawet po zwolnieniu z wojska nie mogą wrócić do domu i zamiast nosić pistolet, przez resztę życia muszą pracować łopatą i kilofem”.
Kim Dżong Un zapowiada „żmudny marsz”
Sygnały dochodzące z samej góry nie są pocieszające.
W czwartek na spotkaniu z działaczami partii niższego szczebla Kim Dżong Un ogłosił, że sytuacja kraju jeszcze nigdy nie była tak trudna, i polecił gotować się na kolejny „żmudny marsz” – to eufemizm opisujący katastrofalny głód z lat 90.