Co wiemy o bezrobociu w Polsce
Wzrost stopy bezrobocia w Polsce nie jest widoczny w danych Eurostatu – teraz 3,1 proc., rok temu 3 proc. (według BAEL), ale wynika to do pewnego stopnia z metodologii. Eurostat prowadzi badania ankietowe, w których pyta respondentów o to, czy poszukują pracy. Jeżeli ktoś nie poszukuje pracy, to kwalifikowany jest jako osoba bierna zawodowo, a nie bezrobotna. To definicja osoby bezrobotnej zgodna z metodologią Międzynarodowej Organizacji Pracy. Takich osób w czasie epidemii jest więcej niż zwykle, ponieważ ludzie obawiają się zakażeń. Ostatecznie jednak nie jest tak, że kryzys nie ominął polskiego rynku pracy. Jeżeli spojrzymy w dane GUS, to widzimy w nich, że w lutym było o 180 tys. bezrobotnych więcej niż przed rokiem. Choć rzeczywiście sytuacja w Polsce jest lepsza niż w innych krajach UE, co wynika częściowo ze struktury polskiej gospodarki, w której dotknięty najsilniejszymi restrykcjami sektor usług jest nadal mało rozwinięty, a do pewnego stopnia ze specyfiki danych, którymi dysponujemy.
W Instytucie Badań Strukturalnych przeprowadziliśmy analizę kontrfaktyczną. To znaczy zastanowiliśmy się nad tym, co byłoby pod koniec 2020 roku, gdyby rynek pracy utrzymał trend z lat poprzednich. W grudniu zatrudnienie w gospodarce było nadal o 112 tys. etatów mniejsze niż w styczniu 2020 roku. Jednak gdyby w minionym roku utrzymał się trend z lat 2018-19, to zatrudnienie w grudniu byłoby o 37 tys. etatów większe niż w styczniu. Czyli okazuje się, że z rynku zniknęło ok. 150 tys. miejsc pracy, ale tego w oficjalnych danych nie widać, bo mówimy zwykle o stopie bezrobocia.
Nie wiadomo też, jaką skalę ma bezrobocie ukryte. W danych obserwujemy, że w ubiegłym roku prawie o 100 tys. etatów zwiększyło się zatrudnienie w rolnictwie. Wynika to z tego, że część osób przeniosła się do sektora rolnego w poszukiwaniu pracy, a część osób pracuje fikcyjnie, aby na przykład mieć dostęp do ubezpieczenia. Mniejsze niż w innych krajach bezrobocie wynika też z relatywnie rozbudowanej pomocy publicznej dla firm, która wymagała od nich utrzymania zatrudnienia za subwencję. Nie wiemy jednak do końca, co będzie dalej. Minister Gowin mówi o tym, że rząd potrzebuje jeszcze czasu, ale jeżeli działania nie zostaną podjęte szybko, to możemy się spodziewać nagłego wzrostu bezrobocia w wyniku zwolnień grupowych.
W Polsce pod koniec 2020 roku stopa bezrobocia wśród młodych do 25. roku życia wynosiła 11 proc. Znacznie więcej niż w ogóle populacji
NIKODEM SZEWCZYK analityk w Instytucie Badań Strukturalnych
Warto też podkreślić, że bezrobocie na polskim rynku pracy jest nierównomierne w różnych grupach wiekowych. Kryzysy na rynku pracy silniej i zwykle na długo dotykają młodych. Młodzi to koszt dla pracodawców ze względu na szkolenia, treningi, wdrażanie do kadr. Dodatkowo takie osoby częściej zatrudnione są na umowach cywilnoprawnych, więc najłatwiej je zwolnić. To widać w statystykach. W Polsce pod koniec 2020 roku stopa bezrobocia wśród młodych do 25. roku życia wynosiła 11 proc. Znacznie więcej niż w ogóle populacji. Wynika to też z tego, że niekiedy młodzi mogą sobie pozwolić na to, żeby nie szukać żadnej pracy. Mówiąc wprost: mają więcej możliwości, żeby z tego rynku pracy uciec na jakiś czas i przeczekać kryzys u rodziców czy dziadków.
+