Nie oddawaj bidonu!
Jesteś kolarzem i oddajesz bidon dzieciakowi, dla którego to będzie cenna pamiątka? Nie rób tego, bo wyrzucą cię z wyścigu.
Nowe regulacje obowiązują od początku kwietnia. Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) wprowadziła wówczas pakiet zmian w przepisach, wśród których był m.in. zakaz zjeżdżania w aerodynamicznej pozycji „na rurze ”, a także zakaz wyrzucania bidonów poza ściśle określonymi strefami lub nakaz odwożenia ich, a także toreb po jedzeniu, do samochodów poszczególnych ekip. Zakazane zostało też oddawanie bidonów kibicom.
Obsesja lekkości na rowerze
By zrozumieć wagę tej zmiany, warto uzmysłowić sobie dwie rzeczy.
Po pierwsze, w kluczowych momentach wyścigu, zwłaszcza na stromych i długich podjazdach, bidon kolarzowi przeszkadza. Zawodnicy dążą do maksymalnego odchudzenia wszystkiego, co siłami swoich mięśni muszą pchać do przodu i pod górę – stąd większa niż w wielu innych dyscyplinach sportu, momentami obsesyjna, walka o jak najmniejszą wagę, co doprowadziło do technologicznego wyścigu zmierzającego do wynalezienia jak najlżejszego roweru. Choć bidon jest plastikowy i lekki, i tak bywa zbędny. Dlatego był wyrzucany.
Po drugie, dla kibica kolarstwa bidon wyrzucony przez znanego kolarza, z oznaczeniami zespołu, to skarb. Często zdarza się, że podczas większych wyścigów na poboczach dróg stoją dzieci z kartkami z napisem „Bidon”.
Pierwszą ofiarą nowych przepisów, według których nie wolno wyrzucać bidonów byle gdzie – a także oddawać ich kibicom – padł Michael Schär (AG2R Citroën). Szwajcar, niegdyś zawodnik polskiej grupy CCC, podczas wyścigu Dookoła Flandrii jechał kilkadziesiąt metrów za peletonem i w pewnym momencie wyrzucił pusty bidon pod nogi grupki kibiców. Jeden z nich natychmiast się po niego rzucił, o śmieceniu nie było więc mowy.
Schär szybko zorientował się, że to, co od lat robił niemal instynktownie, tym razem będzie go drogo kosztowało. Po kilku chwilach do jadącego samotnie Szwajcara podjechał sędzia na motocyklu. Poinformował kolarza, że został zdyskwalifikowany. I po prostu zdjął go z trasy.
Dlaczego dzieciaki zaczynają uprawiać kolarstwo
Po wyścigu Schär zamieścił długi post na Instagramie. Zatytułował go „Drogie UCI, dlaczego dzieciaki zaczynają uprawiać kolarstwo” i opowiedział w nim historię swojej podróży wraz z rodzicami i siostrą na Tour de France w 1997 r.
„Nie chciałem w życiu niczego więcej, niż zostać zawodowym kolarzem. Od tego momentu kierowało mną marzenie. Dostałem bidon od profesjonalnego kolarza i ten kawałek plastiku dopełnił moje uzależnienie od kolarstwa. W domu bidon codziennie przypominał mi o tym, o czym marzyłem. Codziennie jeździłem na rowerze z moim żółtym bidonem Team Polti [włoska grupa, działała do 2000 r.]”.
Dalej robi się naprawdę wzruszająco. „Teraz jestem jednym z profesjonalistów, którzy ścigają się dla kibiców. W spokojnych chwilach wyścigu zawsze trzymam pusty bidon, dopóki nie zobaczę dzieciaków przy drodze. Następnie delikatnie rzucam go tam, gdzie mogą go bezpiecznie złapać. Dwa lata temu dałem bidon dziewczynie. Jej rodzice powiedzieli mi, że ona wciąż go ma i z nim jeździ. I może pewnego dnia ona też zostanie kolarką”.
Oburzenie na decyzję sędziów – i szerzej, na nowe regulacje UCI – jest powszechne. Głos zabrali najwięksi. – Dokąd zmierza nasz sport? – pytał na Twitterze czterokrotny zwycięzca Tour de France Chris Froome (Israel Start-Up Nation). – Dobre pytanie, kolego. Czy istnieje ciało kierownicze, które jest bardziej [niż UCI] oderwane od sportu? – odpowiedział mu Richie Porte (Ineos Grenadiers).
Dbałość o przepisy czy pokazówka UCI?
– Bardzo dużo przepisów, i dotyczy to zarówno tych wprowadzanych przez rządzących, jak i UCI jest mało elastycznych i wymyślanych przez osoby niekojarzące, jak wygląda prawdziwe życie – mówi „Wyborczej” Tomasz Jaroński, ekspert kolarski i komentator Eurosportu. – Tak jest też w tym przypadku. O ile zakazy dotyczące zjeżdżania na rurze mają sens, bo to faktycznie niebezpieczna i nienaturalna pozycja na rowerze, o tyle z tymi bidonami to spora przesada. Owszem, obrazki, w których widzieliśmy, jak kolarze wyrzucają śmieci po rowach w jakichś odludnych miejscach, budziły sprzeciw, coś trzeba było z tym zrobić. Wiadomo, że w każdym wyścigu decyzję o karze lub dyskwalifikacji podejmują sędziowie. Wystarczy dać im możliwość interpretacji. I karać, jeśli bidon jest rzucony w las. A gdy trafia do kibica, nie karać – uważa Jaroński.
– Sytuacja z wyścigu Dookoła Flandrii wygląda zresztą na pokazówkę. Kilka lat temu UCI wprowadziła zakaz jazdy po chodnikach, co przecież czasem się w wyścigach zdarza. Na początku sypały się dyskwalifikacje, teraz nikt już na to nie zważa – dodaje Tomasz Jaroński.
Jako dziecko dostałem bidon od profesjonalnego kolarza i ten kawałek plastiku codziennie przypominał mi o tym, że też chcę się ścigać na rowerze
MICHAEL SCHÄR