ZMOWA I ZBRODNIA
– To był wewnętrzny przymus, bo to, do czego doszło w Połańcu w grudniu 1976 roku, było dla mnie niepojęte – opowiada Ignacy Karpowicz o słynnej zbrodni, do której wraca w najnowszej książce „Cicho, cichutko”.
To była jedna z najsłynniejszych spraw kryminalnych PRL-u. Świadków było kilkudziesięciu, wszyscy milczeli. – Potrójne morderstwo, zemsta za oskarżenie o kradzież mięsa i wędlin – mówi Ignacy Karpowicz, który do zbrodni połanieckiej nawiązuje w najnowszej książce
To była jedna z najsłynniejszych zbrodni kryminalnych czasów PRL. – Potrójne, a w zasadzie poczwórne morderstwo, bo jedna z ofiar była w ciąży. Zemsta za oskarżenie o kradzież mięsa i wędlin – mówi Karpowicz. Kilkudziesięciu świadków mordercy związali przysięgą milczenia – kazali całować krzyż od różańca.
NIECHĘĆ OD LAT
Ta tragedia zaczęła się pod koniec lat 40. XX wieku. 20-letni mieszkaniec Zrębina (wówczas woj. tarnobrzeskie, dziś świętokrzyskie) Jan Sojda zgwałcił dziewczynę pasącą krowy. Skazano go za to na osiem miesięcy więzienia. Jednym z aresztujących gwałciciela był Jan Roj – daleki krewny, aktywista Polskiej Partii Robotniczej, członek Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej.
Niektóre źródła twierdzą, że Roj zmuszał rodzinę Sojdów do popierania komunistów, wzięcia udziału w referendum z 1946 roku i głosowania „3 x tak”.
Pięć lat później na ziemi należącej do Sojdów zginął 10-letni Marian, syn Jana Roja. Do chłopca strzelił znajomy Sojdów. Tłumaczył, że chciał trafić w psa, dostał wyrok w zawieszeniu, niedługo potem zginął w wypadku samochodowym.
Lata mijały, wzajemna niechęć dwóch rodzin nie wygasała.
Sojda stał się nieformalnym liderem lokalnej społeczności. Gdy doszło do zatarcia się wyroku skazującego go za gwałt, został ławnikiem sądowym. Nazywano go „królem Zrębina”.
W sierpniu 1976 roku wnuczka Roja, 18-letnia Krystyna Kalita, wyszła za mąż za Stanisława Łukaszka.
Na wesele zaproszono ważnych w lokalnej społeczności Sojdów.
Siostra Jana Sojdy miała pomagać w kuchni przy przyrządzaniu i serwowaniu kolejnych posiłków. Ktoś zauważył, że wynosiła mięso i wędliny, zamiast stawiać je na weselnym stole. Wybuchła kłótnia, obrażona siostra Sojdy opuściła uroczystość.
„Król Zrębina” zapowiedział, że pozbędzie się „Kalitowego plemienia”. Zaplanował zemstę.
W MIETKA WJECHALI TAKSÓWKĄ
24 grudnia 1976 roku mieszkańcy Zrębina pojechali do kościoła w Połańcu dwoma autobusami wynajętymi od PKS-u. Wśród nich byli Krystyna w piątym miesiącu ciąży z mężem Stanisławem i jej 12-letni brat Mieczysław Kalita.
W czasie nabożeństwa tę trójkę ktoś wywołał z kościoła. Pretekstem były kłopoty w domu – podobno ojciec był pijany, awanturował się, potrzebna była natychmiastowa pomoc.
Chcieli wrócić do wsi jednym z autobusów czekających przed połanieckim kościołem, ale nie wpuścił ich Jan Sojda. Wcześniej – razem z sołtysem, członkiem ORMO i kilkudziesięcioma innymi osobami – pił wódkę. Krystyna, Mieczysław i Stanisław ruszyli więc na piechotę.
Połaniec i Zrębin dzielą nieco ponad 3 km. Szli po ciemku, poboczem drogi.
Niedługo potem sprzed kościoła ruszyły dwa autobusy i taksówka.
Jerzy Socha, zięć Sojdy, wjechał taksówką w dwunastoletniego Mietka. Krystyna i Stanisław rzucili się ratować chłopca, ale kluczem do kół autobusowych zaatakowali ich szwagier Sojdy Józef Adaś oraz jego drugi zięć Stanisław Kulpiński. Zabili oboje.
Młody Kalita zmarł po tym, jak ponownie przejechała po nim taksówka, w której oprócz kierowcy jechały dwie córki Sojdy.
MILCZENIE PRZYPIECZĘTOWANE KRWIĄ
Nie zareagowali pasażerowie pierwszego autobusu. Byli pijani i przerażeni: Kulpiński zagroził, że jeśli coś zrobią, też zginą.
Oprawcy tuż przed Zrębinem wyrzucili na drogę ciała Mieczysława i Stanisława, przejechali kołami, zostawili w rowie. To miało wyglądać na wypadek. Obok mordercy zostawili jeden z autobusów, za nim porzucili obnażone zwłoki Krystyny – miały wyglądać tak, jakby ciężarna kobieta padła ofiarą gwałtu.
Wtedy Sojda kazał mordercom i świadkom złożyć przysięgę milczenia. Trzymał różaniec, kazał całować krzyżyk. Każdemu po kolei przekłuwał palec agrafką – krople krwi zbierał na kartce. To miała być pieczęć zawartego w autobusie paktu.
„Król Zrębina” rozdawał też pieniądze, by nikomu nie przyszło do głowy zdradzić...
Autobus z pasażerami wrócił do Połańca, chodziło o alibi.
Po pasterce wszyscy znów wrócili do wsi. Po drodze przejechali obok miejsca zbrodni. Zwłoki odkryto kilka godzin później.
Po długim śledztwie – pełnym emocji, zastrzeżeń do zachowania obrońców (Władysława Siły-Nowickiego i późniejszego, już po zmianie ustroju, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Dyki) oraz rodzin oskarżonych (miały przekupywać świadków, którzy składali fałszywe zeznania) – wydano wyrok. 10 listopada 1979 roku Sąd Wojewódzki w Tarnobrzegu z siedzibą w Sandomierzu skazał na karę śmierci czterech mężczyzn – Sojdę, Sochę, Kulpińskiego i Adasia. Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski w dwóch przypadkach – Socha miał trafić do więzienia na 25 lat, Kulpiński – na 15.
Sojdę i Adasia powieszono 23 listopada 1982 roku w krakowskim areszcie śledczym przy ulicy Montelupich.
Do więzienia trafiło jeszcze 18 świadków, którzy składali fałszywe zeznania.
Jerzy Urban pisał po lekturze: „Historia z Połańca, jako kryminalna, porównywalna jest z mordem dokonanym przez bandę Mansona w domu Polańskiego, choć pod wieloma względami jest większa, ciekawsza
U KARPOWICZA JEST ZBRODNIA, NIE MA KARY
– Gdy kończyłem pracę nad „Sońką”, często podróżowałem na trasie Białystok – Warszawa. Przejeżdżając przez Tłuszcz, na ścianie niszczejącego domu zobaczyłem napis: „Wszyscy umrzemy, nie wszyscy żyjemy” – mówi Ignacy Karpowicz. – To zdanie mocno we mnie zapadło, nosiłem je w sobie. Pewnego dnia wzią
łem do ręki „100/XX. Antologię polskiego reportażu XX wieku” pod redakcją Mariusza Szczygła. I trafiłem w niej na tekst z 1979 roku, fragment reportażu Wiesława Łuki „Nie oświadczam się” poświęconego zbrodni połanieckiej. Historia zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Poczułem, że bardzo chcę ją wykorzystać. To był wewnętrzny przymus, bo to, do czego doszło w Połańcu w grudniu 1976 roku, było dla mnie niepojęte. Potrójne, a w zasadzie poczwórne morderstwo, bo jedna z ofiar była w ciąży. Zemsta za oskarżenie o kradzież mięsa i wędlin.
Do tej zbrodni Karpowicz wrócił w wydanej właśnie książce „Cicho, cichutko”. – Historię z Połańca, właściwie wariację na jej temat, wykorzystałem do opowiedzenia zmyślonych losów rodziny jednego z dwóch bohaterów, Misia. On istniał naprawdę, był moim najbliższym przyjacielem, niedawno zabrał go nowotwór.
W „Cicho, cichutko” ofiarami zbrodni łudząco przypominającej tę, do której doszło na drodze między Połańcem a Zrębinem, są najbliżsi Misia – ciężarna matka Maria („siódmy miesiąc z chłopcem”), ojciec Piotr i siostra Klara. Pomysłodawcą i jednym z wykonawców zbrodni – wzorowany na Sojdzie Leputa, „sołtys-król”.
Karpowicz pisze w swej powieści: „Proces się rozpoczął, bo musiał. Tak sprawiedliwość przemiela życie i śmierć na pył. W podstępny sposób nic się prokuratorowi nie składało. Zbrodnia ewidentna, sprawcy nie mniej. Podobnie uparte milczenie wsi.
Znikało wszystko – autobus i fiat trafiły na szrot, rozebrane do ostatniej śrubki, łyżka do zmiany kół również zaginęła.
Powstała paradoksalna sytuacja: było przestępstwo, byli sprawcy, nie było pomiędzy nimi udowadnialnej łączności. Po trzech latach procesu winowajcy zostali skazani na stosunkowo niskie wyroki związane z prawem drogowym”.
– Powieściowa Anna, siostra zamordowanej Marii, czyta utajnione z początku uzasadnienie wyroku. Pada tam sformułowanie o działaniu wielkiej, potężnej siły. To określenie zaczerpnąłem z kolei z innej historii – o tragedii na Przełęczy Diatłowa – wyjaśnia Karpowicz.
Gdy opisana w „Cicho, cichutko” wieś dowiaduje się o zbrodni, Anna – wraz z ocalałym z tragedii małym Michałem (Misiem), który nie poszedł na pasterkę, bo miał kolkę – ucieka z rodzinnego domu, obawia się dalszej zemsty sąsiadów. Schronienie znajdują w domu ciotki Galiny i wujka Miszki, przesiedleńców znad Dniepru.
Zamyka się koło – Miś zamieszkuje w Tłuszczu, mieście, w którym Karpowicz przed laty przeczytał, że „wszyscy umrzemy, nie wszyscy żyjemy”.
LEPSZY NIŻ CAPOTE
Uznawany dziś za kultowy reportaż „Nie oświadczam się” Wiesław Łuka, wówczas reporter „Prawa i Życia”, tygodnika Zrzeszenia Prawników Polskich, napisał i opublikował w formie książkowej w 1981 roku. Opisał to, co wydarzyło się na drodze, zrelacjonował proces, rozmawiał w celi z Janem Sojdą...
Jerzy Urban, dziennikarz, który 17 sierpnia 1981 roku został rzecznikiem komunistycznego rządu, po zmianie ustroju redaktor
BRATNY, PETELSKI, MIŁOSZEWSKI
Łuka wygrał konkurs na scenariusz filmu fabularnego, który organizowała Telewizja Polska. Oparł go na swojej książce. W 1990 roku premierę miała nakręcona dwa lata wcześniej „Zmowa”, kryminał w reżyserii Janusza Petelskiego. Na ekranie pojawili się między innymi Ewa Szykulska, Stanisława Celińska, Adam Ferency, Marek Walczewski, w roli lektora – Jerzy Kamas, a jako Jan Siejba postać wzorowana na Sojdzie, Jerzy Łapiński. Film można dziś zobaczyć w internecie, a wśród komentarzy znaleźć prośby, by remake zrobił Wojciech Smarzowski.
Po zbrodnię połaniecką sięgnął też Roman Bratny, autor „Kolumbów. Rocznik 20” – w 1987 roku wydał „Wśród nocnej ciszy”, powieść, która – jak stwierdzał na okładce – była „fotografią zaistniałej rzeczywistości. Tu, w Polsce”. Książka nie doczekała się wznowień, dziś można ją kupić w sieci nawet za 4 zł.
Do tego, co wydarzyło się w nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku w województwie tarnobrzeskim, nawiązywali też autorzy współczesnych kryminałów – Mariusz Czubaj w „R.I.P.” oraz Zygmunt Miłoszewski w „Ziarnie prawdy”, drugiej części serii o prokuratorze Szackim.
ŁUKA POSZUKIWANY
Kultowy reportaż Wiesława Łuki wznowienia doczekał się po 33 latach. Była to jedna z pierwszych książek wydanych przez wydawnictwo Dowody na Istnienie – w serii Faktyczny Dom Kultury, w której przypominane są perły polskiej literatury non fiction. Nakład wyprzedał się całkowicie, dziś „Nie oświadczam się” próżno szukać w sklepach internetowych i na aukcjach – jeśli się pojawi, cena przekracza nawet 150 zł! Ale lada moment ta sytuacja się zmieni. Mariusz Szczygieł, współtwórca Dowodów na Istnienie, zapowiada: – „Nie oświadczam się” wznowimy już na przełomie kwietnia i maja.