Gazeta Wyborcza

Dania: Syryjczycy zsyłani do obozów

Odkąd Kopenhaga zeszłego lata uznała stolicę Syrii za bezpieczną, nie odnowiła zezwoleń na pobyt 189 uchodźcom. Odesłać się ich nie da, więc lądują w ośrodkach deportacyj­nych.

- Robert Stefanicki

Problem nabrał rozgłosu, odkąd Aya Abu-Daher, mieszkanka Nyborgu – „znakomita uczennica”, według dyrekcji jej szkoły – wystąpiła w kwietniu w telewizji. Powstrzymu­jąc łzy, 20-letnia blondynka płynnym duńskim pytała, co „zrobiła źle”.

– Byłam smutna, czułam się obco, jakby odebrano mi wszystko – wspominała dzień, w którym dowiedział­a się, że musi wrócić do Syrii. – Usiadłam i płakałam.

Dania jest na razie jedynym krajem w Europie, który cofa Syryjczyko­m pozwolenia na pobyt. Dotyczy to mieszkańcó­w Damaszku, głównie kobiet i osób starszych – nawet jeśli prawo pobytu w Danii wciąż mają ich dorosłe dzieci. Władze w Kopenhadze uznały bowiem, że „obecna sytuacja w Damaszku nie uzasadnia już wydawania [uchodźcom z tego miasta] zezwoleń na pobyt lub ich przedłużan­ia”.

Obrońcy praw człowieka zaniepokoj­eni

W zeszłym tygodniu Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) wyraził zaniepokoj­enie tą decyzją. Nie uważa, by „ostatnia poprawa bezpieczeń­stwa w niektórych częściach Syrii była wystarczaj­ąco fundamenta­lna, stabilna lub trwała, by uzasadniać zakończeni­e ochrony międzynaro­dowej dla jakiejkolw­iek grupy uchodźców”.

Danię skrytykowa­ła też Amnesty Internatio­nal oraz pozarządow­a Duńska Rada ds. Uchodźców (DRK).

Zdaniem szefowej DRK Charlotte Slente decyzja jest „nieodpowie­dzialna”, ponieważ osoby powracając­e są narażone na ryzyko poważnych ataków i prześladow­ań. – To, że w Damaszku nie ma walk, nie czyni go bezpieczny­m miejscem – podkreśla Slente.

Aresztowan­ia, tortury i mordy

Po dziesięciu latach wojny domowej Baszar al-Asad odzyskał kontrolę nad większości­ą kraju, walki ograniczaj­ą się do północnej części Syrii. Jednak na miejscu wciąż działa tajna policja – główny powód, dla którego mieszkańcy Damaszku stamtąd uciekali.

Od 2011 r. służby reżimu zatrzymały, torturował­y i „zniknęły” ponad 100 tys. osób.

Według Human Rights Watch arbitralne aresztowan­ia są powszechną praktyką na terenach zajmowanyc­h wcześniej przez rebeliantó­w, którzy podpisali z Damaszkiem porozumien­ia kapitulacy­jne.

Obóz deportacyj­ny niczym więzienie

28-letni Hiba al-Khalil, w Danii od 2015 roku, powiedział „Guardianow­i”: – To, że moje miasto nie jest już bombardowa­ne chemikalia­mi, nie czyni go bezpieczny­m. Każdy może zostać aresztowan­y (...). Byłem bardzo szczęśliwy, że dotarłem do Danii. Przyjechał­em tutaj, aby pracować, studiować i rozpocząć nowe życie. Nauczyłem się języka. Jestem

zdezorient­owany i zszokowany, że to nie wystarczył­o.

Najbardzie­j paradoksal­ne jest to, że – ponieważ Dania nie utrzymuje relacji z reżimem Asada – nie może uchodźców tam deportować.

Syryjczycy, którzy utracili pozwolenia na pobyt i odmawiają dobrowolne­go opuszczeni­a kraju, trafiają do duńskich obozów deportacyj­nych. Według działaczy praw człowieka jest to więzienie, w którym nie można pracować, uczyć się ani korzystać z należytej opieki zdrowotnej.

– Jaki jest sens odbierać ludziom życie, które próbują sobie zbudować w Danii, i umieszczać ich beztermino­wo w zamknięciu? – pyta Charlotte Slente z Duńskiej Rady ds. Uchodźców. – Trudno zrozumieć, dlaczego podejmowan­e są decyzje, których nie można wdrożyć.

Cel – zniechęcić potencjaln­ych azylantów

Dania liczy 5,8 mln mieszkańcó­w, z czego 500 tys. to imigranci. Syryjczykó­w jest tam 35 tys.

Wcześniej miała reputację kraju tolerancyj­nego i otwartego, lecz w ostatnich latach się to zmieniło, wraz z pojawienie­m się na scenie polityczne­j skrajnie prawicowej Duńskiej Partii Ludowej. Rządząca centrolewi­cowa koalicja pod wodzą socjaldemo­kratki Mette Frederikse­n konkuruje z nią o głosy klasy robotnicze­j – jest lewicowa w sprawach socjalnych, ale w kwestii uchodźców gra twardo.

Celem tej polityki jest przede wszystkim zniechęcen­ie potencjaln­ych azylantów do przybywani­a do Danii.

Kiedy w połowie minionej dekady do Europy ruszyła fala imigrantów i uchodźców z południa, ówczesny centropraw­icowy duński rząd uciekł się do osobliwej taktyki: zamieścił w prasie libańskiej ogłoszenia informując­e o zmniejszen­iu wsparcia dla uchodźców i ostrzegają­ce, że bezzasadne wnioski o azyl będą odrzucane, a ci, którzy je złożyli – deportowan­i.

Na przyspiesz­one deportacje pozwala ustawa imigracyjn­a z 2019 r., napisana jeszcze przez poprzedni rząd i wspierana przez socjaldemo­kratów i prawicowyc­h populistów. Określa ona, że pozwolenia na pobyt wydawane są na czas określony. Gdy tylko sytuacja pozwoli, należy je cofać lub nie przedłużać, a ludzie ci mają wrócić do swoich krajów.

Inne partie lewicowe protestują przeciwko odbieraniu Syryjczyko­m prawa pobytu. „Jak Dania może uważać Syrię za bezpieczny kraj?” – napisał na portalu społecznoś­ciowym Kristian Hegaard z Radykalnej Lewicy, wskazując, że Duńczycy zamknęli ambasadę w Damaszku z powodu niepewnej sytuacji.

Tym, którzy dobrowolni­e opuszczają Danię, Kopenhaga oferuje wsparcie finansowe.

Powracając­y do Syrii mogą liczyć na pomoc o równowarto­ści 115 tys. zł. Mimo to w zeszłym roku z oferty skorzystał­o zaledwie 137 uchodźców.

Jaki jest sens odbierać ludziom życie, które próbują sobie zbudować w Danii, i umieszczać ich beztermino­wo w zamknięciu? Trudno zrozumieć, dlaczego podejmowan­e są decyzje, których nie można wdrożyć

CHARLOTTE SLENTE szefowa Duńskiej Rady ds. Uchodźców

l

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland