Dania: Syryjczycy zsyłani do obozów
Odkąd Kopenhaga zeszłego lata uznała stolicę Syrii za bezpieczną, nie odnowiła zezwoleń na pobyt 189 uchodźcom. Odesłać się ich nie da, więc lądują w ośrodkach deportacyjnych.
Problem nabrał rozgłosu, odkąd Aya Abu-Daher, mieszkanka Nyborgu – „znakomita uczennica”, według dyrekcji jej szkoły – wystąpiła w kwietniu w telewizji. Powstrzymując łzy, 20-letnia blondynka płynnym duńskim pytała, co „zrobiła źle”.
– Byłam smutna, czułam się obco, jakby odebrano mi wszystko – wspominała dzień, w którym dowiedziała się, że musi wrócić do Syrii. – Usiadłam i płakałam.
Dania jest na razie jedynym krajem w Europie, który cofa Syryjczykom pozwolenia na pobyt. Dotyczy to mieszkańców Damaszku, głównie kobiet i osób starszych – nawet jeśli prawo pobytu w Danii wciąż mają ich dorosłe dzieci. Władze w Kopenhadze uznały bowiem, że „obecna sytuacja w Damaszku nie uzasadnia już wydawania [uchodźcom z tego miasta] zezwoleń na pobyt lub ich przedłużania”.
Obrońcy praw człowieka zaniepokojeni
W zeszłym tygodniu Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) wyraził zaniepokojenie tą decyzją. Nie uważa, by „ostatnia poprawa bezpieczeństwa w niektórych częściach Syrii była wystarczająco fundamentalna, stabilna lub trwała, by uzasadniać zakończenie ochrony międzynarodowej dla jakiejkolwiek grupy uchodźców”.
Danię skrytykowała też Amnesty International oraz pozarządowa Duńska Rada ds. Uchodźców (DRK).
Zdaniem szefowej DRK Charlotte Slente decyzja jest „nieodpowiedzialna”, ponieważ osoby powracające są narażone na ryzyko poważnych ataków i prześladowań. – To, że w Damaszku nie ma walk, nie czyni go bezpiecznym miejscem – podkreśla Slente.
Aresztowania, tortury i mordy
Po dziesięciu latach wojny domowej Baszar al-Asad odzyskał kontrolę nad większością kraju, walki ograniczają się do północnej części Syrii. Jednak na miejscu wciąż działa tajna policja – główny powód, dla którego mieszkańcy Damaszku stamtąd uciekali.
Od 2011 r. służby reżimu zatrzymały, torturowały i „zniknęły” ponad 100 tys. osób.
Według Human Rights Watch arbitralne aresztowania są powszechną praktyką na terenach zajmowanych wcześniej przez rebeliantów, którzy podpisali z Damaszkiem porozumienia kapitulacyjne.
Obóz deportacyjny niczym więzienie
28-letni Hiba al-Khalil, w Danii od 2015 roku, powiedział „Guardianowi”: – To, że moje miasto nie jest już bombardowane chemikaliami, nie czyni go bezpiecznym. Każdy może zostać aresztowany (...). Byłem bardzo szczęśliwy, że dotarłem do Danii. Przyjechałem tutaj, aby pracować, studiować i rozpocząć nowe życie. Nauczyłem się języka. Jestem
zdezorientowany i zszokowany, że to nie wystarczyło.
Najbardziej paradoksalne jest to, że – ponieważ Dania nie utrzymuje relacji z reżimem Asada – nie może uchodźców tam deportować.
Syryjczycy, którzy utracili pozwolenia na pobyt i odmawiają dobrowolnego opuszczenia kraju, trafiają do duńskich obozów deportacyjnych. Według działaczy praw człowieka jest to więzienie, w którym nie można pracować, uczyć się ani korzystać z należytej opieki zdrowotnej.
– Jaki jest sens odbierać ludziom życie, które próbują sobie zbudować w Danii, i umieszczać ich bezterminowo w zamknięciu? – pyta Charlotte Slente z Duńskiej Rady ds. Uchodźców. – Trudno zrozumieć, dlaczego podejmowane są decyzje, których nie można wdrożyć.
Cel – zniechęcić potencjalnych azylantów
Dania liczy 5,8 mln mieszkańców, z czego 500 tys. to imigranci. Syryjczyków jest tam 35 tys.
Wcześniej miała reputację kraju tolerancyjnego i otwartego, lecz w ostatnich latach się to zmieniło, wraz z pojawieniem się na scenie politycznej skrajnie prawicowej Duńskiej Partii Ludowej. Rządząca centrolewicowa koalicja pod wodzą socjaldemokratki Mette Frederiksen konkuruje z nią o głosy klasy robotniczej – jest lewicowa w sprawach socjalnych, ale w kwestii uchodźców gra twardo.
Celem tej polityki jest przede wszystkim zniechęcenie potencjalnych azylantów do przybywania do Danii.
Kiedy w połowie minionej dekady do Europy ruszyła fala imigrantów i uchodźców z południa, ówczesny centroprawicowy duński rząd uciekł się do osobliwej taktyki: zamieścił w prasie libańskiej ogłoszenia informujące o zmniejszeniu wsparcia dla uchodźców i ostrzegające, że bezzasadne wnioski o azyl będą odrzucane, a ci, którzy je złożyli – deportowani.
Na przyspieszone deportacje pozwala ustawa imigracyjna z 2019 r., napisana jeszcze przez poprzedni rząd i wspierana przez socjaldemokratów i prawicowych populistów. Określa ona, że pozwolenia na pobyt wydawane są na czas określony. Gdy tylko sytuacja pozwoli, należy je cofać lub nie przedłużać, a ludzie ci mają wrócić do swoich krajów.
Inne partie lewicowe protestują przeciwko odbieraniu Syryjczykom prawa pobytu. „Jak Dania może uważać Syrię za bezpieczny kraj?” – napisał na portalu społecznościowym Kristian Hegaard z Radykalnej Lewicy, wskazując, że Duńczycy zamknęli ambasadę w Damaszku z powodu niepewnej sytuacji.
Tym, którzy dobrowolnie opuszczają Danię, Kopenhaga oferuje wsparcie finansowe.
Powracający do Syrii mogą liczyć na pomoc o równowartości 115 tys. zł. Mimo to w zeszłym roku z oferty skorzystało zaledwie 137 uchodźców.
Jaki jest sens odbierać ludziom życie, które próbują sobie zbudować w Danii, i umieszczać ich bezterminowo w zamknięciu? Trudno zrozumieć, dlaczego podejmowane są decyzje, których nie można wdrożyć
CHARLOTTE SLENTE szefowa Duńskiej Rady ds. Uchodźców
l