Tko. I uratował w pandemii
si się nauczyć, jak fotografować osoby o innym kolorze skóry niż biały. Na początku bardzo się martwiliśmy, czy uda nam się zorganizować tak różnorodne odcienie kolorów skóry czy różnorodne pod względem etnicznym. Pomógł Uber, Glovo i podobne aplikacje, gdzie, jak się okazuje, cudzoziemców pracuje całkiem sporo – relacjonuje Młodzki.
Czy komórki zamkną zakłady fotograficzne?
Triumf podobnego rodzaju aplikacji oznacza zamknięcie małych zakładów fotograficznych. Odejście kolejnego fachu do lamusa.
Co na wasz temat sądzą fotografowie? – pytam.
– Myślę, że nie są zachwyceni. Wprowadzenie fotokabin we Francji czy Wielkiej Brytanii sprawiło, że de facto zawód fotografa wyginął już kilkanaście lat temu – wzdycha ciężko Młodzki.
– Tam nie ma studiów fotograficznych, do których się przychodzi, żeby mieć zdjęcie do paszportu czy dowodu, tylko idzie się do fotokabiny. Jeżeli już są jakieś punkty fotograficzne, to jest to atelier, gdzie bardziej liczy się kontakt z fotografem, który jest sympatyczny albo umie rzeczywiście tak ustawić człowieka do zdjęcia biometrycznego, że wygląda on korzystnie. Tacy arcymistrzowie – oni mają jeszcze rację bytu. Wybór jest tam prosty. Fotograf w stylu Amaro albo fotobudka dla mas.
•
Pytany o to, co się stanie wobec tego z fotografami w Polsce, Młodzki opowiada, że w XIX wieku w Warszawie było mnóstwo dorożkarzy. Kiedy pojawił się tramwaj elektryczny, który nie potrzebował koni, mógł jeździć cały dzień, a zwierzęta się nie męczyły, dorożkarze też przeciwko niemu protestowali.
Dziś dorożkarz jest ciągle obecny, za 500 zł można sobie z nim zrobić objazd Starego Miasta w Warszawie. Ale to margines.
To jednak nie nastąpi od razu.
– Na razie fotograf jest u nas, w Polsce pierwszym wyborem. Klient jest często zresztą skazany na skorzystanie z konkretnego fotografa, bo tylko on jest przy danym urzędzie. I można nakręcić w takim punkcie filmik ilustrujący pojęcie „jak ktoś robi łaskę” i wrzucić to do Wikipedii. Mamy bardzo potężne lobby fotografów w urzędach, którzy chcieli chronić swój biznes i ten rynek kosztem innowacji, wygody klienta – zarzuca Młodzki.
– Mam wrażenie, że możliwość płacenia kartą w większości punktów fotograficznych przy urzędach pojawiała się dopiero w momencie, gdy my składaliśmy swoją ofertę – dodaje.
Wspomina kulisy próby wstawienia fotobudki do jednego z urzędów, gdzie tuż obok był zakład fotograficzny, obecny tam od lat 90., gdzie nie można było płacić kartą, a na zdjęcie czekało się 20 minut.
– Mówimy: u nas na zdjęcie czeka się do 3 minut. I kartą płacić można. Co zrobił urząd? Stwierdził, że nie będzie robił żadnego konkursu, bo ten fotograf dodał możliwość płatności kartą – opowiada Młodzki.
I dodał? – pytam.
– Poszedłem do niego, żeby to sprawdzić. Pytam: „Mogę zapłacić kartą? – Nie, bo mam wyłączony ten terminal. Pan pójdzie tu do bankomatu”. Ten rynek też potrzebuje pewnych stymulacji. Zmiany na rynku wymuszają pewną profesjonalizację. A fotografowie nie mają wpływu na internet.
Koniec ze składaniem wniosków o paszport przez sieć
Od kilku lat można składać wniosek o wydanie dowodu osobistego przez internet. Trzeba jednak do niego dołączyć zdjęcie w formie cyfrowej. Ze zrobieniem tego zdjęcia ludzie mają problemy, wnioski są często odrzucane.
– Zaproponowaliśmy, żeby ludzie mogli za darmo korzystać z naszego oprogramowania, a w zamian rząd płaciłby nam za każde zdjęcie do momentu, aż sami nie stworzą odpowiedniego oprogramowania, bo nad tym też pracowali przez kilka lat. W Wielkiej Brytanii wniosek o paszport złożony przez internet kosztuje 80 funtów. Papierowy aż 150, bo koszt przeprocedowania wniosku papierowego jest wyższy – opowiada. I co?
– Byli zainteresowani, później niezainteresowani, później stwierdzili, że może zorganizują jakiś konkurs. I zorganizują?
– Nie. Od 2 sierpnia ta usługa w ogóle przestaje istnieć, nie będzie można złożyć wniosku o wydanie dowodu przez internet. Wchodzą zmiany wynikające z dyrektywy unijnej o bezpieczeństwie dokumentów. Teraz wymagane będą dwie e-dane biometryczne, oprócz zdjęcia ma dojść tak jak w przypadku paszportów odcisk palca. Nagle wrócimy wszyscy do urzędów – mówi Młodzki.
Będą spore kolejki, bo urzędy mają zaległości z ubiegłego roku, gdy funkcjonowały bardzo różnie. Na wizytę czekało się na przykład cztery tygodnie, bo urząd przyjmował 30 zamiast 300 osób dziennie.
Do centrum handlowego trudno się dostać, ale trudniej wylecieć
Photo-Me International przed świętami Bożego Narodzenia ponownie złożyło ofertę przejęcia fotobudek oraz aplikacji. Kalkulacja giganta – miliard złotych kapitalizacji na brytyjskiej giełdzie – była prosta. Skoro COVID uderzył w wielką korporację, to musiał uderzyć i w nich. Można więc po okazyjnej cenie kryzysowej kupić tę firmę.
– Nie byliśmy zainteresowani. To jest specyficzna firma. Tam jest model zarządzania francusko-brytyjski, z przewagą francuskiego, czyli wiedzą najlepiej, jak wszystko powinno wyglądać i jak to robić.
Mieliśmy też świadomość, że skoro mieli już dwie próby wejścia do Polski, to kolejny raz się nie zdecydują – twierdzi Młodzki.
A w międzyczasie świat się zmienił. – Chcieliśmy w pewnym momencie wchodzić ze swoimi fotobudkami do Niemiec, Austrii, na te rynki, które są przez nich zdominowane. Ale strategiczne miejsca są obsadzone. Specyfika centrów handlowych i urzędów jest taka jak z powiedzeniem o Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Że trudno się tam dostać, ale jeszcze trudniej stamtąd wylecieć. Pomyśleliśmy więc, że weźmiemy ich cyfrowo z góry. Czekamy tak naprawdę, kiedy się zorientują, że klientów mają coraz mniej. Oni mają aplikację? – pytam.
– Mieli przez moment, ale ją wycofali. Mam taką refleksję, że duże firmy, które przez lata miały tradycyjny biznes, z którego dobrze żyły, kiepsko sobie radzą z takimi pomysłami. I dobrze, że w sklepie Google’a najniższa ocena to jedna gwiazdka, bo niektórzy mieliby jeszcze mniej – mówi Młodzki.+
Z dnia na dzień prawie 200 fotobudek, które stały w centrach i urzędach, plus kilkanaście punktów fotograficznych było pustych.
I z firmy, która notowała zyski, staliśmy się nagle biznesowym zombi
TOMASZ MŁODZKI