„Wielogłowy potwór” zabija w Holandii
Od zamachu na słynnego dziennikarza śledczego 6 lipca Holandia jest w szoku. Wielu jest przekonanych, że Peter R. de Vries to kolejna ofiara potężnych grup przestępczych, wobec których państwo jest coraz bardziej bezsilne.
Holandia jest wstrząśnięta atakiem na dziennikarza Petera R. de Vriesa, który obecnie wciąż walczy o życie w szpitalu.
Znany holenderski songwriter Herman van Veen opublikował na Facebooku krótki wiersz: „Tutaj noc staje się dniem, tutaj słyszysz sto języków. Tutaj życie było kolorowe i wspaniałe – ale teraz kwiaty leżą na chodniku”. Bo rzeczywiście mieszkańcy Amsterdamu cały czas przynoszą bukiety na miejsce, w którym postrzelono de Vriesa, tuż nad jednym z kanałów. Pomiędzy nimi płonące znicze i liczne kartki z napisem: „Walcz, Peter!”. Ludzie płaczą, jedna z kobiet zaczyna się nawet głośno modlić: „Pomogłeś tak wielu – słyszę, jak mówi na poły do siebie. – Jeszcze nie skończyłeś tej pracy! Świat potrzebuje sprawiedliwości!”.
Ktoś więcej niż dziennikarz
Zamach na najbardziej znanego reportera kryminalnego w kraju wywołał zbiorowy szok. 64-letni de Vries uważany jest za kogoś więcej niż dziennikarza – wręcz za bojownika o sprawiedliwość, często występuje w sądach jako rzecznik ofiar lub ich bliskich podczas procesów. Jego dochodzenia dziennikarskie przekształcały się często w praktykę prywatnego detektywa. Jego specjalnością były tzw. zimne sprawy, czyli nierozwiązane zagadki kryminalne z przeszłości. Dla tych, którzy nie chcą tracić nadziei, że morderca ich bliskiej osoby zostanie w końcu odnaleziony, de Vries bywał ostatnią deską ratunku.
Na przykład po 20 latach udało mu się znaleźć mordercę 11-letniego Nicky’ego Verstappena zabitego w 1998 r. De Vries odegrał również kluczową rolę w odnalezieniu zabójcy 17-letniej Marianne Vaatstry, która została zgwałcona i zamordowana w drodze do domu w 1999 r. Sprawca został aresztowany dopiero w 2012 r., a ojciec ofiary Bauke Vaatstra powiedział po wszystkim: „Peter przeszedł dla nas przez ogień”.
De Vries jak pies gończy
Postawny de Vries ma reputację zawziętego psa gończego, który jak już raz chwyci, to nie puści. Jego motto brzmi: „Wszystko, czego źli ludzie potrzebują, by zatriumfować, to bezczynność dobrych ludzi”. Jest w Holandii człowiekiem instytucją.
De Vries zyskał międzynarodową sławę w 1987 r. dzięki swojej bestsellerowej książce o porwaniu piwowara Freddy’ego Heinekena. W 2008 r. zdobył nagrodę Emmy za reportaże telewizyjne o porwaniu Natalee Holloway, młodej Amerykanki, która została prawdopodobnie zamordowana przez pewnego Holendra na Arubie.
Zawsze budził kontrowersje – łączył pracę reportera z pracą śledczego, bo często mocno opowiadał się po jednej ze stron. A do tego swoim bezpośrednim, otwartym sposobem bycia zawsze prowokował, a nawet ranił ludzi.
Z drugiej strony, jak po zamachu 6 lipca powiedział przygnębiony premier Mark Rutte: „Każdy z 17 milionów Holendrów zna de Vriesa”. Dla burmistrz Amsterdamu Femke Halsemy de Vries jest nawet „bohaterem narodowym”, a zamach na niego był „tchórzliwym, nikczemnym czynem”.
Dlaczego strzelano do de Vriesa
Nie wiadomo jednak wciąż, kto i dlaczego go zlecił. Bezpośrednio po zamachu policja aresztowała trzech mężczyzn. Jeden z nich został wypuszczony wkrótce potem, dwaj pozostali staną przed sędzią śledczym: 35-letni Polak Kamil E. z Maurik i 21-letni mieszkaniec Rotterdamu pochodzenia antylijskiego Delano G. Podczas rewizji w ich domach policja skonfiskowała laptopy i komputery oraz amunicję.
Maurik to czterotysięczna gmina w południowo-wschodniej Holandii. Kamil E. mieszka tam z dwójką dzieci i ciężarną żoną w typowym holenderskim domku szeregowym z cegły, przy Goud en regens tra at, ulicy Złotego Deszczu. Według sąsiadów pracował jako stolarz i malarz pokojowy. Ale był już niedawno zatrzymany, rzekomo za grożenie bronią. Jak podały w środę polskie media, Kamil E. jest poszukiwany w Polsce za kilka rozbojów i kradzieży.
Według dziennika „Telegraaf” policja uważa, że Kamil E. był jedynie kierowcą samochodu, którym uciekano z miejsca zdarzenia i który został zatrzymany tuż po zamachu na autostradzie A4 w kierunku Hagi. Strzały do de Vriesa – co najmniej pięć – zostały oddane przez Delano G. – pasuje on do opisu podawanego przez naocznych świadków, którzy twierdzą, że widzieli na miejscu zdarzenia szczupłego, niskiego mężczyznę o ciemnej karnacji.
Tych, którzy wyobrażają sobie zabójców na zlecenie jako inteligentnych, dobrze ubranych profesjonalistów, jak w hollywoodzkich filmach, raport „Telegraafu” rozczarowuje: w większości przypadków wykonawcy takich egzekucji to mężczyźni w wieku między 20 a 30 lat, z niskim IQ, żądni uznania i łatwo ulegający presji, ponieważ mają długi lub są uzależnieni.
Proces Marengo
– największy w historii Holandii
Takich jak Shurandy S., młody zadłużony narkoman, który w 2019 r. został skazany na 28 lat więzienia za to, że w 2018 r. zgodził się za 100 tys. euro usunąć brata kluczowego świadka, Nabila B., w tzw. procesie Marengo.
Z tym największym jak dotąd w Holandii procesem w sprawie narkotyków i morderstw, w którym łącznie 17 podejrzanych jest sądzonych za całą serię zabójstw na zlecenie, wiąże się również atak na de Vriesa. Bo dziennikarz jest powiernikiem kluczowego świadka Nabila B., który jest gotów zeznawać przeciwko głównemu podejrzanemu, urodzonemu w Maroku narkotykowemu baronowi Ridouanowi Taghiemu. W zamian prokuratura obiecała, że zamiast 24 lat pozbawienia wolności zażąda dla niego tylko 12.
Cena za zeznania Nabila jest jednak wysoka: we wrześniu 2019 r. zastrzelony został jego adwokat Derk Wiersum, również na ulicy w Amsterdamie; miał 44 lata, był ojcem dwójki dzieci.
Czy de Vries stanie się teraz kolejną ofiarą tego procesu? To jest pytanie, które zadaje sobie cały kraj. Od pewnego czasu grożono mu i, jak sam powiedział, był na „liście śmierci” Taghiego. Odmówił jednak ochrony osobistej.
W zeszłym miesiącu podczas wywiadu de Vries określił groźby jako „część swojej pracy”. Z właściwą sobie manierą dodał, że „jak dziennikarz nie może ich znieść, to lepiej by zrobił, gdyby zatrudnił się w »Libelle«” (znanym holenderskim magazynie dla kobiet).
Według adwokatki Taghiego, znanej rotterdamskiej prawniczki Inez Weski, nie ma żadnej „listy śmierci”. Apelowała o spokój i przypominała o zasadzie domniemania niewinności: na razie nic nie wskazuje na to, by jej klient miał cokolwiek wspólnego z zamachem.
Jeśli jednak jest inaczej, to zamach byłby atakiem nie tylko na wolność prasy, ale także na sądownictwo i praworządność. Eksperci w Holandii od lat ostrzegają przed rosnącymi wpływami przestępczości zorganizowanej, która zbudowała potężną szarą strefę, nad którą służby nie mają żadnej kontroli.
Minister sprawiedliwości Ferdinand Grapperhaus mówi o „wielogłowym potworze”, na walkę z którym przekazał po zabójstwie adwokata Wiersuma dodatkowe 100 mln euro – według ekspertów zdecydowanie za mało.
Przestępczość coraz bardziej zorganizowana
Ridouan Taghi został namierzony w Dubaju pod koniec 2019 r. i poddany ekstradycji do Holandii, ale jego zatrzymanie w żaden sposób nie wpłynęło na skalę handlu kokainą w Holandii.
Dlatego też politycy, z premierem Ruttem na czele, który stoi u progu nowych wyborów i sprawuje swój urząd jedynie na zasadzie komisarycznej, są w ogniu ostrej krytyki. Oświadczenia Ruttego o ataku na wolność prasy czy słowa ministra sprawiedliwości Grapperhausa („Nie będziemy tego tolerować”) wielu Holendrom już nie wystarczają.
Cały kraj od kilku dni debatuje nad skalą osłabienia instytucji państwa i całego społeczeństwa przez przestępców, którzy są w stanie zagrozić śmiercią dziennikarzom, prokuratorom, sędziom czy burmistrzom.
W gazecie „NRC Handelsblad” znany kryminolog Cyrille Fijnaut wytyka władzom, że chociaż w związku z nagromadzeniem zabójstw na zlecenie podjęto wiele działań, w tym powołano 400-osobową jednostkę specjalną, to niewiele z tego wynikło poza licznymi wewnętrznymi sporami w służbach.
Port w Rotterdamie jest nadal najważniejszym punktem przeładunku narkotyków w Europie, łańcuchy dostaw pozostają nienaruszone, ceny kokainy, ecstasy i krystalicznej metamfetaminy są stabilne, a wręcz rosną, zaś organizacje przestępcze zgarniają miliardy we współpracy z meksykańskimi i kolumbijskimi kartelami.
„W ciągu ostatnich 25 lat – twierdzi Fijnaut – przestępczość zorganizowana stała się pod każdym względem bardziej: bardziej rozległa, bardziej zorganizowana, bardziej brutalna, bardziej dochodowa, bardziej usieciowiona i bardziej międzynarodowa”.
Atak na de Vriesa sprawił, że horror związany z nietykalną mafią działającą w rozszerzającym się cieniu znów znalazł się na wokandzie. Ponad 20 holenderskich burmistrzów wzywa obecnie do radykalnej zmiany przepisów dotyczących narkotyków. Według nich uprawa i konsumpcja marihuany powinny zostać zalegalizowane w całej UE, tak aby wzmocniona policja mogła wreszcie uwolnić swoje siły i zająć się naprawdę poważnymi przestępcami.
Peter R. de Vries natomiast wciąż walczy o życie w szpitalu. Cały naród się o niego boi – przede wszystkim krewni ofiar, którym pomógł. „Przez lata walczył dla nas, teraz musi walczyć o siebie” – mówi Berthie Verstappen, matka Nicky’ego zamordowanego w 1998 r. Ale dodaje z nadzieją: „On jest silny, może mu się udać!”.
Minister sprawiedliwości Ferdinand Grapperhaus mówi o „wielogłowym potworze”, na walkę z którym przekazał po zabójstwie adwokata Wiersuma dodatkowe 100 mln euro