Ten ktoś z drugiej strony lustra
Musi nauczyć się życia z nowym odbiciem w lustrze. Musi nauczyć się życia bez poświęcania go jednemu, wielkiemu celowi. Bez chomąta presji. Proces nauki u każdego z nas, emerytowanych wyczynowców, przebiegał inaczej. Wiele zależy od tego, czy do zmiany życia się przygotowywaliśmy. Niektórzy nie mieli takiej szansy: często marzenia o dalszym uprawianiu sportu kończy kontuzja. Często jest to efekt decyzji podjętej pod wpływem chwili pełnej negatywnych emocji. Takie drastyczne zmiany prawie zawsze prowadzą do obrażenia się na sport. Jest w nich gorycz, która nie chce minąć. Utrudnia akceptację nowego, wrażliwego ja.
Zawsze lepiej jest, gdy pożegnanie jest decyzją własną, świadomą i przygotowaną. Warto pomyśleć o fundamencie nowego życia i przygotowywać go, jeszcze walcząc o medale. Dlatego tak ważne jest, by mieć/umieć coś w życiu prócz sportu. Przejście będzie dużo łatwiejsze. Fajnie, gdy – jak w moim przypadku – można sobie zaplanować powolną kurację odwykową. Stały kontakt z dotychczasowym życiem, ale z szeroko otwartymi drzwiami w kierunku normalności.
Przechodziłam do tego nowego życia przez pięć lat. Tyle minęło, od kiedy podjęłam decyzję, że warto już żyć inaczej. Dwa lata z tych pięciu byłam jeszcze pełnowymiarowym sportowcem. Dałam sobie czas na pożegnanie ze wszystkimi miejscami i trudami, które zdominowały całe moje dorosłe życie. To był bardzo nostalgiczny czas, bo sport wyczynowy ciągle uwielbiałam i absolutnie nie chciałam się na niego obrażać. Mogłabym trenować do czterdziestki i dłużej, ale chomąto presji ciążyło mi za bardzo. Stałam się zakładnikiem własnego sukcesu. Musiałam się tłumaczyć ze świetnych biegów, których jedyną wadą było to, że nie dawały miejsca na podium. Przeżywałam to zbyt mocno. Stwierdziłam, że warto odejść dla własnego zdrowia psychicznego – ono wtedy było dość kruche – że trzeba odejść mądrze i na swoich zasadach. Sport wciąż jest dla mnie bardzo ważny, ciągle myślę jak wyczynowiec, ale żyję normalnie i nie muszę się nikomu tłumaczyć, dlaczego dystans dziesięciu kilometrów biegam dwadzieścia sekund wolniej. Teraz, z perspektywy aktywnej emerytki, z zaciekawieniem przyglądam się, jak inni podchodzą do tej gry. I cóż tu dużo pisać, ujął mnie Lukas Podolski. Kiedyś wymyślił sobie, że skończy w Górniku Zabrze i teraz, po fantastycznej karierze, dotrzymuje słowa. Dla niego to łagodne zejście z najwyższych obrotów, dla klubu, miejmy nadzieję, ogromny kop motywacyjny i możliwość nauki profesjonalizmu na najwyższym poziomie. Same plusy. Trochę inną drogę obrali Serena Williams i Roger Federer, oni schodzą powoli w blasku wielkich fleszy. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich możliwości są dalekie od tych, które prezentowali w szczycie karier, a jednak wciąż walczą. Mają gdzieś krytykę, te śmieszne powiedzonka, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Mogą sobie pozwolić na luksus robienia tego, co kochają najbardziej. Nie są zakładnikami sukcesu. Podziwiam, bo wiem, jak trudno jest to sobie poukładać w głowie.
Życie po wyczynie to też więcej czasu na rzeczy, na których robienie kiedyś nie było szans. Mogę teraz bez wyrzutów sumienia chodzić na oficjalne otwarcia obiektów sportowych. Dawniej nie do pomyślenia! Jeśli nie byłabym w tym czasie na treningu, to musiałabym się przygotowywać do następnego. Regeneracja w trakcie ciężkiego procesu treningowego jest najważniejsza. Dziś jest inaczej. Kilka dni temu, zaproszona przez gospodarza COS OPO Zakopane, byłam na otwarciu kompleksu średnich skoczni. Akurat skocznie nie są mi nijak bliskie, ale bardzo doceniam to, co przez kilka lat dyrektor COS Zakopane Sebastian Danikiewicz zrobił z ośrodkiem. Niesamowicie nam się ten COS zmienił. Najnowocześniejsze trasy biegowe, skocznie, piękny stadion lekkoatletyczny, pomieszczenia do treningu w warunkach hipoksji. A zaraz rusza modernizacja toru lodowego. Wielkie gratulacje za skuteczność. I podziękowania, bo jakoś lżej mi żyć z tą osobą po drugiej stronie lustra, gdy mam gdzie porządnie potrenować.
Gdy sportowiec kończy z wyczynem, często zostaje sam na sam z osobą, której absolutnie nie zna