Czołgi Abrams za miliardy
– Wzmacniamy obronę na wypadek, gdyby wydarzyło się nieszczęście – tak wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński uzasadnił w środę decyzję o zamówieniu w USA 250 czołgów Abrams M1A2 za 23 mld zł.
Kaczyński i minister obrony Mariusz Błaszczak jako miejsce ogłoszenia tej decyzji wybrali siedzibę 1. Brygady Pancernej w Warszawie-Wesołej. To do tej brygady oraz do tworzonej 18. Dywizji Zmechanizowanej trafią abramsy.
W uroczystości brał udział dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, gen. Mirosław Mika, ale zabrakło najważniejszego dowódcy w Wojsku Polskim, czyli szefa sztabu generalnego, gen. Rajmunda Andrzejczaka, oraz dowódcy operacyjnego, gen. Tomasza Piotrowskiego. Co istotniejsze, nie było żadnego przedstawiciela Stanów Zjednoczonych, co było tradycją w tego rodzaju uroczystościach – choćby przy ogłaszaniu zakupów samolotów F-35 czy systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot.
23,3 mld zł za abramsy
– Cztery bataliony to duża siła, która będzie stanowić obronę naszego kraju – tłumaczył wicepremier Kaczyński. Poinformował, że zakup czołgów ma charakter pilotażowy, natomiast w przyszłości zostanie ogłoszony plan znacznego wzmocnienia polskiej armii, który – jak dodał – „musi kosztować”.
Zaznaczył, że są to czołgi najnowocześniejsze w świecie i będą operować „na wschód od Wisły”. Jak stwierdził, pierwsze z nich mają się pojawić w Polsce już w przyszłym roku.
Minister Błaszczak dodał, że czołgi tej wersji, którą kupujemy, są odpowiedzią na rosyjską konstrukcję T-14 Armata i będą wyposażone m.in. w nowoczesną amunicję, w tym pociski programowane. Jak podkreślał, podobne czołgi amerykańskiej armii będą w przyszłości stacjonować w Polsce – chodzi o blisko 80 abramsów, które mają w ramach rezerwy USA znajdować się w Powidzu.
Ujawnił, że czołgi wraz z pakietem szkoleniowym, wozami dowodzenia, częściami zamiennymi i amunicją mają kosztować 23,3 mld zł. To wydatek w ramach odrębnego programu, który nie wpłynie na finansowanie innych priorytetów z listy modernizacji sił zbrojnych.
Zakup abramsów to najdroższy program zbrojeniowy w historii polskiej armii, bo np. za 32 samoloty F-35 zapłacimy ok. 17 mld zł. Przy czym w trakcie konferencji prasowej wicepremier Kaczyński dodatkowo zapowiedział kolejne zwiększenie wydatków naszego kraju na obronność.
Obecnie budżet MON wynosi 51,8 mld zł, przy czym „wydatki majątkowe”, czyli zakupy, to 15,8 mld zł. Polska wydaje 2,2 proc. PKB, czyli spełnia wymogi NATO o co najmniej 2 proc. progu, i mimo kryzysu związanego z pandemią budżet obronny nie został zmniejszony.
Czołgi kupione bez przetargu
Czołgi Abrams, jak to się ostatnio w MON dzieje, mają być kupione bez procedury przetargowej, bez offsetu (czyli zamówień w polskim przemyśle), w ramach FNS – czyli zamówienia międzyrządowego z administracją USA. Zakupu ma się dokonać w ramach „pilnej potrzeby operacyjnej” – i choć w przeszłości zwykle podpisywał je dowódca operacyjny, teraz podpisał je bliżej związany z PiS gen. Mika.
Decyzja o zamówieniu czołgów Abrams jest niespodzianką, bo wedle Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych była planowana dopiero na lata 2028-30. Wówczas amerykańskie abramsy wymieniano wśród innych konstrukcji, w tym niemieckich leopardów II najnowszej wersji A7.
Sprawy niespodziewanie przyspieszyły w tym roku po manewrach „Zima 2020”, gdy okazało się, że Polska w wirtualnym starciu z Rosją i Białorusią przegrywa w ciągu kilku dni. W dodatku nasze siły zostały zniszczone, mimo że planowano użycie zakupionych, ale jeszcze niedostarczonych rakiet Patriot, wyrzutni HIMARS i samolotów F-35. Wedle większości sztabowców operowanie polskich sił na wschód od Wisły jest bowiem pułapką strategiczną, z której nie ma odwrotu z powodu braku mostów. A rząd PiS przerzucił część wojska właśnie na wschód.
O tym, że Polska jednak kupi 250 abramsów dla czterech batalionów, jako pierwsza tydzień temu informowała Gazeta.pl, wskazując, że kontrakt zostanie podpisany na jesieni. Według naszych źródeł rzeczywiście tak zamierzano, ale sprawy uległy przyspieszeniu w związku z konfliktem między rządem PiS a Stanami Zjednoczonymi, także jeśli chodzi o koncesję dla TVN 24.
Zakup abramsów to najdroższy program zbrojeniowy w historii polskiej armii, bo np. za 32 samoloty F-35 zapłacimy ok. 17 mld zł
Abrams – najnowocześniejszy czołg świata
Polska dysponuje obecnie kilkoma rodzajami czołgów. Przestarzałe T-72 są konstrukcji postradzieckiej, a ich modernizację rząd PiS zapowiedział przed wyborami parlamentarnymi (Mateusz Morawiecki
startował ze Śląska, gdzie znajduje się producent Bumar-Łabędy). PT-91 to unowocześniona wersja T-72. Z kolei niemieckie leopardy II A4 od 2015 r. przechodzą modernizację do standardu PL, ale do tej pory udało się dostarczyć jedynie 16 sztuk. Nasza armia ma też leopardy II A5 – stosunkowo nowoczesne, ale mocno wyeksploatowane. MON od kilku lat prowadzi bez powodzenia program „Wilk”, którego celem jest pozyskanie czołgu, w grę wchodzi również konstrukcja polska.
Abrams M1A2 SEPv3, produkowany przez General Dynamics, jest najnowszą wersją jednego z najnowocześniejszych czołgów podstawowych świata. Jest on wyposażony w działo 120 mm, karabin maszynowy 12,7 mm i kolejny o kalibrze 7,62 mm. Silnik osiąga moc 1500 koni mechanicznych, a jego prędkość na drodze dochodzi do 72 km na godz.
Dysponuje wysublimowanymi systemami łączności, obrazowania pola walki i radarem pola walki. Od 2019 r. wykorzystuje izraelski system aktywnego maskowania „Trophy”, który bardzo utrudnia trafienie tradycyjnymi środkami przeciwpancernymi. Czołgi Abrams były bohaterami dwóch ostatnich wojen w Iraku w 1991 i 2003 r., a w bezpośrednim boju US Army nie straciły ani jednego wozu.
W przypadku Polski pojawiają się jednak problemy. Waga najnowszej wersji czołgu dochodzi nawet do 72 ton (dla porównania, T-72 waży 41 ton), co utrudnia poruszanie się po terenie ze względu na nośność mostów. Abrams stosunkowo trudno pokonuje też przeszkody wodne i jest wyjątkowo paliwożerny, co powoduje konieczność zmiany konfiguracji logistyki. Dodatkowo nie jest zbudowany w systemie metrycznym, co wymaga przestawienia się części wojskowych ekip remontowych na system calowy.