Głód w Korei Północnej
Wskutek zamknięcia granic, sankcji i słabych zbiorów Korei Północnej brakuje około miliona ton zbóż. Rząd uruchomił dystrybucję z magazynów wojskowych, użala się nad wychudzonym przywódcą Kim Dżong Unem i... promuje płatną aplikację do gotowania.
Coraz trudniej o sprawdzone wiadomości z Korei Północnej. Od czasu pierwszego uderzenia epidemii koronawirusa na początku zeszłego roku granice kraju pozostają zamknięte.
Ostatni pracownicy humanitarni UNICEF i Czerwonego Krzyża wyjechali w grudniu. Kraj opuścili też prawie wszyscy zagraniczni dyplomaci i dziennikarze. Nawet przyjazne reżimowi media, jak rosyjska agencja TASS, nie mają tam już korespondentów. Nie działa poczta międzynarodowa.
W tej sytuacji trzeba polegać na sekretnych źródłach eksperckich portali, zwykle ulokowanych w Korei Południowej i kierowanych przez uciekinierów z KRLD. Kontaktują się one ze swymi informatorami poprzez ich chińskie telefony komórkowe. Ale i to jest coraz trudniejsze – ostatnio rząd nakazał zwrot nielegalnie posiadanych aparatów sugerując, że ich posiadacze mogą zostać oskarżeni o szpiegostwo.
Niepotwierdzone doniesienia sugerują, że sytuacja w KRLD poważnie się pogarsza.
Przybywa żebraków, porzuconych dzieci i prostytutek
– Jest o wiele więcej żebraków. Niektórzy ludzie umierają z głodu na obszarze przygranicznym – powiedziała Lina Yoon z Human Rights Watch, powołując się na relację lokalnego misjonarza.
– Głodują dzieci poniżej siedmiu lat, kobiety w ciąży i karmiące, osoby słabe i starsze – to opinia Hazel Smith, ekspertki Uniwersytetu Londyńskiego, która niegdyś pracowała dla agencji oenzetowskich w Korei.
Dramatyczne doniesienia swoich północnokoreańskich źródeł cytuje Ishimaru Jiro z Asia Press: „Kiedy ludziom kończą się pieniądze, pożyczają je, ryż lub kukurydzę od sąsiadów lub znajomych. Potem zastawiają lub sprzedają artykuły gospodarstwa domowego. W naszej okolicy często widzimy windykatorów, którzy zabierają wszystko, nawet czajniki. Jedyne wyjście to podjęcie działalności kryminalnej lub – w przypadku kobiet – prostytucji. Są mężatki, które w tym celu dojeżdżają ze wsi do miast. Działają też organizacje, które wysyłają kobiety do klientów po złożeniu zamówienia przez telefon. Większość ma od 20 do 30 lat, ale są też nieletnie... Dostają od 20 chińskich juanów (12 zł) za wizytę do 50, jeśli mają szczęście”.
„Kiedy ludzie nie mają już nic do sprzedania, sprzedają swoje domy i przenoszą się na ulice – mówi Asia Press „reporter z miasta Musan”.
– Od zeszłego lata pojawiły się doniesienia z całego kraju o wzroście liczby kochebi (bezdomnych). Coraz powszechniej można zobaczyć porzucone dzieci i osoby starsze żebrzące na targu. W kopalniach i fabrykach wzrosła liczba pracowników, którzy nie stawiają się w pracy z powodu niedożywienia. Nie jest już niezwykłym widokiem człowiek leżący na ulicy”.
Od połowy czerwca z północnej części kraju napływają doniesienia o szybkich zgonach osób starszych. „Ich ciała są tak słabe, że wystarczy przeziębienie lub biegunka. Nie ma już lekarstw z Chin” – mówi informator z miasta Hjesan.
Rezerwy wojskowe starczą na krótko
Na czerwcowym posiedzeniu Komitetu Centralnego Partii Robotniczej Kim Dżong Un przyznał, że problem istnieje.
– Sytuacja żywnościowa staje się trudna – powiedział, wyjaśniając, że nie zrealizowano planu produkcji zbóż z powodu szkód spowodowanych zeszłorocznymi tajfunami. – Konieczne jest, aby cała partia i państwo skoncentrowały się na rolnictwie.
Rząd polecił naruszyć rezerwy z magazynów wojskowych. Wysłano ankieterów mających zidentyfikować gospodarstwa domowe zagrożone głodem i nędzą. Pod koniec czerwca każda z takich rodzin dostała 5 kg kukurydzy.
Nie starczy to na długo – rezerwy wojska są prawdopodobnie płytkie. Żołnierze też chodzą głodni, chociaż przynajmniej nie umierają z głodu.
Tajfuny, koronawirus, inflacja
Przyczyną problemów są nie tylko tajfuny, które nastąpiły po długim okresie suszy w 2020 r. Kim zresztą oględnie wspomniał również o skutkach epidemii COVID-19.
Nie ma dowodów, że ta choroba zebrała żniwo w KRLD – niemal pełna blokada granic, w tym importu z Chin (Kim irracjonalnie obawiał się wirusa na importowanych towarach), chyba okazała się skuteczna, ale spowodowała katastrofalne skutki uboczne.
Import spadł o 81 proc. Brak podaży spowodował galopadę cen. W ciągu tylko jednego rekordowego tygodnia w czerwcu cena kilograma ryżu w Pjongjangu wzrosła o 22 proc. (dopiero gdy zmaterializowała się interwencyjna dystrybucja, ceny nieco spadły). Według portalu Daily NK cena butelki szamponu wzrosła dziesięciokrotnie, do 200 dol.
Na to nakłada się kolejny zwrot w polityce ekonomicznej Kim Dżong Una, który po kilku latach odwilży zaczął na nowo zwalczać przejawy wolnego rynku.
W 2020 r. Korea Północna potrzebowała 5,2 mln ton żywności, ale wyprodukowała tylko 4 mln. Nawet w przypadku przywrócenia importu pozostanie w tym roku luka 780 tys. ton – oszacowała Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w czerwcowym raporcie.
Nadciąga jeszcze większy głód
Jedną z przyczyn kłopotów KRLD są sankcje nałożone przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w 2017 r. za program nuklearny i rakietowy. Embargo mocno ograniczyło import paliw, co utrudnia prace rolnikom. Dały się we znaki także braki nawozów sztucznych – rząd polecił przejść na nawożenie naturalne.
UNICEF w raporcie z lutego ostrzegał, że zagrożone jest bezpieczeństwo żywnościowe 10 mln ludzi. 140 tys. dzieci poniżej piątego roku życia cierpi z powodu ostrego niedożywienia, a w 2021 r. przewiduje się jeszcze wyższy wskaźnik niedożywienia i śmiertelności.
Wciąż sytuacja nie wydaje się tak groźna jak w latach 90., kiedy to głód spowodował co najmniej pół miliona zgonów (według innych szacunków – nawet 2 mln). Wówczas katastrofę spowodowały naprzemienne susze i powodzie, złe zarządzanie i utrata wsparcia ZSRR.
Kim Dżong Un też chudnie
Tymczasem północnokoreańskie media próbują wywołać współczucie dla Kim Dżong Una, zwracając uwagę na jego niewyjaśnioną utratę (nad) wagi o 20 kg.
– Serca nas bolą, gdy widzimy, jak wychudzony jest – lamentował w telewizji „przypadkowy przechodzień”.
Nie wiadomo, czy ma to związek z kryzysem żywnościowym, ale władze zaczęły ostatnio zachęcać użytkowników telefonów komórkowych do wykupienia nowej aplikacji do gotowania. Kosztuje ona równowartość ok. 15 zł. Niestety nie ma tam przepisów, jak ugotować zupę na trawie i korze drzew. Może to być po prostu próba wyciągnięcia pieniędzy od posłusznych obywateli, a może sposób na zainstalowanie śledzącego oprogramowania.