Ostre przemówienie Bidena w Filadelfii
Prezydent USA w ostrych słowach skrytykował reformy prawa wyborczego wprowadzane w republikańskich stanach. – Stoimy przed najpoważniejszym testem dla naszej demokracji od czasów wojny secesyjnej – ostrzegł.
Wystąpienie Bidena w Filadelfii dotyczyło reform prawa wyborczego uchwalanych w ostatnich miesiącach na potęgę przez republikańskie legislatury. Zdaniem Demokratów pod pretekstem ochrony przed oszustwami utrudniają one głosowanie milionom osób.
– Stoimy przed najpoważniejszym testem dla naszej demokracji od czasów wojny secesyjnej. To nie hiperbola. Od wojny secesyjnej. Tyle że w tamtych czasach Konfederaci
nie szturmowali Kapitolu jak rebelianci z 6 stycznia 2021 r. – powiedział Biden.
Wyliczał, że w 17 stanach uchwalono już 28 ustaw utrudniających udział w wyborach, a na różnych etapach znajduje się 400 inicjatyw w tej sprawie.
W wielu przypadkach reformy skracają godziny otwarcia lokali wyborczych, wprowadzają dodatkowe wymogi identyfikacji wyborców, ograniczają głosowanie korespondencyjne, zakazują ułatwień, takich jak automatyczna rejestracja wyborców, lokale drive-thru czy otwarte 24 godz. na dobę, zwiększają uprawnienia delegowanych przez partie obserwatorów wyborczych. Dotyczą wszystkich wyborców, ale w praktyce godzą w mniejszości etniczne.
– Powstańcie, na litość boską, i pomóżcie zapobiec tym zmasowanym wysiłkom na rzecz pod
kopywania naszych wyborów i świętego prawa do głosowania – zwrócił się do Republikanów Biden. – Czy nie macie wstydu? Musimy pracować razem niezależnie od tego, czy chodzi o powstrzymywanie zagranicznych ingerencji w nasze wybory, czy szerzenie dezinformacji wewnątrz kraju.
Biden od pewnego czasu unikał krytykowania Trumpa. We wtorek jednak go nie oszczędził.
– W Ameryce, jeśli przegrywasz, akceptujesz rezultat. Przestrzegasz konstytucji. Próbujesz jeszcze raz. Nie nazywasz faktów fake’ami i nie atakujesz amerykańskiej demokracji tylko dlatego, że jesteś niezadowolony. To nie jest państwowość, tylko samolubstwo – oznajmił.
Zdecydowane słowa prezydenta kontrastują z tym, co może realnie zrobić w tej sprawie. Biden obiecał co prawda, że Departament Sprawiedliwości będzie sprzeciwiał się ustawom stanowym na drodze prawnej. Wezwał też Kongres do uchwalenia kompleksowej ustawy o prawach wyborczych „For the People Act”, która stępiłaby ostrze stanowych regulacji i nie pozwoliła np. na ograniczanie automatycznej rejestracji wyborców czy głosowania korespondencyjnego.
Jednak Demokraci walczą w sądach ze zmiennym szczęściem (1 lipca przegrali przed Sądem Najwyższym w sprawie dotyczącej Arizony). Zaś „For the People Act” utknęła w Senacie, który 22 czerwca zdusił w zarodku debatę na jej temat.
l