Biedronka gra na nosie PiS
Część sklepów Biedronka dzięki współpracy z Pocztą Polską jest znowu otwarta w niedzielę. Sieć gra va banque. Zatopi zakaz handlu w niedzielę albo zatopi wyjątek w ustawie pozwalający konkurencji na handel tego dnia.
W ostatnią niedzielę – mimo że był to dzień niehandlowy – otwartych było kilkadziesiąt sklepów sieci Biedronka. Informację jako pierwszy podał Business Insider Polska.
Z naszych informacji wynika, że chodzi o blisko 50 placówek.
Siedem z nich pracuje tak od dawna ze względu na to, że są na dworcach kolejowych lub autobusowych – ustawa o zakazie handlu pozwala na taki wyjątek. Kilka otwartych sklepów to placówki franczyzowe, które są „pocztami” dzięki współpracy z InPostem. Reszta z tych „kilkudziesięciu” jest otwarta dzięki świeżo zawartej umowie Biedronki z Pocztą Polską (obie firmy od dłuższego czasu współpracują też przy automatach paczkowych).
Nie ma tutaj żadnej reguły, jeśli chodzi o miejsca otwarcia. Część z nich jest w dużych miastach, część w małych, część na prowincji.
Pocztowe Biedronki to na razie mniejszość – sieć w Polsce ma ponad 3 tys. sklepów. Przedstawiciele spółki zarzekają się, że to jest test.
To w pewnym sensie prawda. To test cierpliwości dla rządu Zjednoczonej Prawicy.
Biedronka jest dla gabinetu Mateusza Morawieckiego uosobieniem wszystkiego, co najgorsze w handlu. Nie dość, że to największa sieć w kraju, w retoryce politycznej: gnębiciel rolników i dostawców, to jeszcze zagranicznego pochodzenia (Biedronka ma kapitał portugalski).
Sieć usiłuje poskromić UOKiK. W ciągu ostatnich 12 miesięcy urząd naliczył jej już prawie miliard złotych kar. Sprawy trafiły do sądu. Skąd ruch Biedronki? Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że to reakcja na to, co dzieje się na prowincji. Tam – w przeciwieństwie do miast – wszyscy są już właściwie otwarci. „To zaburza konkurencję” – słyszymy.
Nie tylko Biedronka
Otwierać swoje sklepy w niedziele jako „placówki pocztowe” chce Polomarket (to gracz raczej drugoligowy), ale również jedna z potężniejszych sieci w Polsce, czyli Kaufland – na dodatek reprezentujący wraży dla PiS i „Solidarności”, czyli współautorów zakazu handlu, kapitał niemiecki.
Status pocztowy od dawna mają Żabki, w niedziele otwarte są również – z tego samego powodu – niektóre sklepy Intermarché, identyczną możliwość mają od lutego tego roku sklepy współpracujące z grupą Eurocash (Delikatesy Centrum, Lewiatan, ABC, Euro Sklep).
Ile Biedronek będzie docelowo otwartych w niedzielę?
Tak naprawdę teraz jeszcze tego nie wiadomo. Paradoksalnie klienta trzeba na powrót uczyć, że sklep tego dnia jest otwarty. Sieć najprawdopodobniej właśnie sprawdza, gdzie to się najbardziej opłaca.
Co dalej z zakazem?
„Solidarność” jest wściekła. Uważa – i słusznie – że zakaz w obecnej formie stał się pośmiewiskiem. Ciśnie PiS, aby coś z tym zrobić. Jeszcze do niedawna pomysł uszczelnienia zakazu handlu w niedzielę należał do gatunku political fiction.
Owszem, poseł PiS Janusz Śniadek odgrażał się, że lada dzień do Sejmu wpłynie projekt ustawy w tej sprawie. Śniadek chciałby, aby do ustawy wprowadzono kryterium przeważającej działalności. Jeśli sklep więcej sprzedaje, niż świadczy usług pocztowych, to znaczyłoby, że powinien być w niedziele zamknięty.
Śniadek w PiS przebicie ma jednak umiarkowane. Złożenie projektu ustawy i uzyskanie pod nim kilkudziesięciu podpisów jest dla niego możliwe. Przepchnięcie takiej ustawy bez poparcia rządu już nie.
A gabinet Morawieckiego do niedawna oficjalnie odżegnywał się od takich pomysłów.
Ale już w poniedziałek rzecznik rządu Piotr Müller pytany o Biedronkę otwarcie zapowiedział: będziemy podejmować takie działania legislacyjne, aby zlikwidować sposoby omijania zakazu handlu w niedziele.
Inna kwestia – na ile to realne. PiS nie jest ostatnio w stanie przeprowadzić przez Sejm żadnego bardziej kontrowersyjnego projektu ustawy. Z tego powodu padł choćby pomysł ostatecznego rozbioru OFE, mimo że miał on dać budżetowi miliardy złotych. Pod potężnym znakiem zapytania jest nawet sztandarowy projekt PiS „Polski ład”.