CHŁOPAKI Z TINDERA
Zamiast randkować z chłopakami z Tindera, robiła im zdjęcia. „Opowiadali o depresji, traumach, nieobecnych ojcach” Wystawa Kasi Łoś. Zdjęcia zamiast randek
Zdjęcia Kasi Łoś z cyklu „Two Swipes Right” nie przypominają fotografii z portali randkowych. Zabałaganione mieszkania, pranie schnące na kaloryferze, łazienki nieremontowane od czasów Gierka, materace położone bezpośrednio na podłodze, meblościanki. Mieszkania w standardzie, który kiedyś określało się jako „studencki”.
Ale sportretowani przez nią mężczyźni nie są studentami. Większość z nich, tak jak Kasia, jest koło trzydziestki. Poznali się zwyczajnie – w aplikacji Tinder.
„MAM DWIE RESTAURACJE, ALE NIE MAM DZIEWCZYNY”
Łoś konto na Twitterze założyła około trzech lat temu. Chciała kogoś poznać, wcześniej korzystała z portalu randkowego. Z początku zmiana była na plus: mężczyźni z Tindera byli atrakcyjniejsi, bardziej różnorodni, zdarzało jej się wyczerpać dzienny limit przesunięć w prawo, sygnalizujących zainteresowanie. Ale kiedy zaczęły przychodzić pierwsze wiadomości, entuzjazm opadł.
– Dostawałam dużo propozycji czysto seksualnych, a mnie interesowało coś poważniejszego. Szokująca była też presja czasu. Większość osób chciała się spotkać natychmiast. Kiedy pisałam, że pracuję i mogę się z nimi zobaczyć jutro, przeważnie kasowali parę.
Mimo to próbowała. Tych z opisem „mam dwie restauracje, ale nie mam dziewczyny, rozmiar penisa x cm” odrzucała. Z innymi pisała, z niektórymi chodziła na randki. – Tinder sprawił, że się otworzyłam, poczułam bardziej atrakcyjna, ale męczyła mnie powierzchowność tych kontaktów. Zastanawiałam się, co jest we mnie takiego, że przyciągam ludzi, którzy chcą mnie tylko na chwilę – opowiada.
Zniechęciła się do szukania partnera, ale Tinder nadal ją ciekawił. Odezwała się do chłopaków, z którymi spotykała się wcześniej. – Wybrałam takich, z którymi dobrze mi się gadało, więc utrzymywaliśmy kontakt, choć nie zaiskrzyło albo mieliśmy różne oczekiwania. Zapytałam, czy mogę ich sfotografować w ich domach. Potem dodałam na Tinderze opis, że szukam ludzi do projektu fotograficznego, który realizuję w wolnym czasie.
– Nie bałaś się chodzić sama do nich do domów? – pytam.
– Z początku w ogóle o tym nie myślałam, skupiałam się na projekcie. Zdarzyło mi się trafić na chłopaka, który po przekroczeniu progu jego mieszkania stwierdził, że na pierwszym spotkaniu nie chce zdjęć, tylko seksu. Po namowach pozwolił się sfotografować, ale musiałam z nim ciągle negocjować: nie chciał pokazać twarzy, kasował zdjęcia, które mu się nie podobały. W końcu ja się zdenerwowałam, bo nie tak się umawialiśmy. Ale nic poważnego się nie stało, było po prostu niemiło.
MIĘDZY TAPCZANEM A MEBLOŚCIANKĄ
Portrety można oglądać w galerii TA3 w Warszawie. Część mężczyzn ucieka wzrokiem, inni patrzą prosto w obiektyw, napinają muskuły, pokazują nagie torsy. Ale nawet oni w wąskich kadrach, wciśnięci między tapczan a framugę, nie wyglądają jak dominujący, przebojowi maczo z aplikacji randkowych. Zamiast pewności siebie ze zdjęć bije melancholia.
– Opowiadali mi o depresji, traumach z dzieciństwa, nieobecnych ojcach, nieumiejętności nawiązywania relacji. Część widziała problemy w sobie, inni uważali, że to wszyscy naokoło są źli – opowiada Łoś.
Oprócz zdjęć wydrukowała cytaty ze swoich bohaterów. Ktoś mówi o potrzebie bliskości. Ktoś inny o relacji, która rozpadła się, bo dziewczyna się zaangażowała, a on nie czuł zupełnie nic.
Fotografka podkreśla, że nie krytykuje korzystania z Tindera. Nie twierdzi też, że korzystają z niego tylko osoby mające problemy.
– Są ludzie, którzy nie chcą być w związku, bo im to pasuje. Bo, na przykład, wcześnie wzięli ślub, małżeństwo się rozpadło i chcą korzystać z wolności, nadrobić to, czego nie mieli okazji doświadczyć wcześniej – mówi. – Ale są też tacy, dla których znajomości z Tindera są zapychaniem pustki. Zakładają konto, gdy się rozstają albo nie są gotowi na coś poważnego. Często też nie wiedzą, czego chcą. Ale Tinder nie motywuje, by kogoś lepiej zrozumieć czy poznać. Jeśli coś zazgrzyta, kasujesz rozmowę i przechodzisz do kolejnej. Tym bardziej że wybór jest ogromny: wciąż masz poczucie, że coś cię omija, że kilka przesunięć dalej czeka ktoś fajniejszy. Aż okazuje się, że jesteś na Tinderze kilka lat, a wszystkie twoje relacje są powierzchowne, tymczasowe.
PUSTE RAMKI I NOWE OTWARCIA
Tymczasowość widać też w sfotografowanych przez nią wnętrzach. Mężczyźni, którzy jeszcze pokolenie wcześniej posyłaliby do szkoły dzieci, tkwią w zawieszeniu w wynajętych mieszkaniach z tanimi sprzętami, oknem zasłoniętym kocem czy pustymi ramkami na ścianie – ostatnim śladzie po zakończonym związku.
Ale w zdjęciach Łoś jest coś więcej: nieoczywista, zaskakująca czułość. Fotografka na swoich bohaterów patrzy bez ironii, wyższości czy oceniania. Czuć w tym projekcie intymność, niewiążącą się z seksem, a z wpuszczeniem drugiego człowieka do swojego świata. I autentyczną sympatię.
– Lubię ich – mówi krótko. – Dużo mi od siebie dali. Kiedy odezwałam się po dłuższym czasie, by powiedzieć, że będę miała wystawę, ucieszyli się. Żaden nie powiedział: moje życie się zmieniło, nie chcę tam być.
Część nadal używa aplikacji, inni ją skasowali.
Bartek, chłopak od pustych ramek, wysłał Kasi aktualne zdjęcie; w ramce wisi napis „Będziesz ojcem”. Partnerkę poznał na Tinderze.
+
Mężczyźni, którzy jeszcze pokolenie wcześniej posyłaliby do szkoły dzieci, tkwią w zawieszeniu w wynajętych mieszkaniach z tanimi sprzętami, oknem zasłoniętym kocem
• Wystawę „Two Swipes Sight” w galerii TA3 w Warszawie (ul. Tarczyńska 3) można oglądać do końca lipca.