• Letnie ulewy to już norma, nie wybryk natury
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysyła SMS–y, IMGW wydaje alerty. W przyszłości będzie jeszcze gorzej. Czy będzie gdzie się schować?
W związku z ulewami, burzami i szalejącym wiatrem straż pożarna interweniowała ponad 20 tys. razy w całej Polsce. To właśnie ulewne deszcze wywołują powodzie błyskawiczne. Stanowią ogromne niebezpieczeństwo dla mieszkańców miast.
Ostatni tydzień okazał się wyjątkowo trudny dla mieszkańców wielu rejonów Polski. Już w ubiegły czwartek IMGW ostrzegał, że wiele regionów kraju zostanie nawiedzonych przez grad, gwałtowne burze i ulewne deszcze.
To nie wybryk natury, to już trend
Gwałtowne burze i nawalne opady, podczas których w ciągu doby spada więcej niż 30 mm wody, nie są w Polsce zjawiskiem nowym. – Niestety, w ostatnich dziesięcioleciach zmieniła się ich częstotliwość. Badania prowadzone przez ostatnie 30 lat XX wieku pokazały, że liczba dni w roku, w których występowały opady powyżej 30 mm, w każdej kolejnej dekadzie była większa o kilka – tłumaczy Krystian Szczepański, dyrektor Instytutu Ochrony Środowiska.
– Nawalne opady pojawiają się też w coraz większej liczbie lokalizacji – mówi. – W latach 70. nawiedzały średnio 20 miejsc w Polsce rocznie, na początku XXI wieku w ciągu roku trapiły mieszkańców już 100 zakątków kraju – dodaje Szczepański.
W Europie coraz trudniej o spokojne wakacje
Wzrost częstotliwości gwałtownych opadów to domena nie tylko Polski. W ostatnich dniach intensywniejsze opady nawiedziły m.in. Niemcy, Belgię i Holandię . W południowo-zachodnich Niemczech miejscami spadło w ciągu dwóch dni 200 litrów wody na metr kwadratowy. Wskutek powodzi zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób, setki wciąż uznaje się za zaginione.
Niestety, nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja pogodowa w Europie i na świecie miała się uspokoić. Z modeli klimatycznych wynika, że na naszym kontynencie liczba dni w roku z wyjątkowo obfitymi opadami będzie wzrastać.
Z predykcji opublikowanych przez naukowców z wydziału fizyki Universitat de les Illes Balears wynika, że w kolejnych 75 latach w cyklu rocznym liczba letnich i intensywnie deszczowych dni najbardziej wzrośnie w Europie Północnej i w Skandynawii, rzadziej będą ich doświadczać mieszkańcy Europy Południowej.
Jednak nawet tam, gdzie oberwania chmury będą zdarzać się rzadziej, musimy liczyć się z tym, że gdy już przyjdą, to przyniosą opady o większej objętości. Naukowcy z Hiszpanii pokazali, jak zmieniać się będzie wielkość opadów ekstremalnych w kolejnych 25-leciach. Za opady ekstremalne uznali 5 proc. opadów najbardziej ulewnych. Następnie pokazali, jak z czasem różnica pomiędzy objętością opadów „normalnych” i ekstremalnych będzie wzrastać. Z modeli wynika, że względem okresu 1981–2005 w latach 2071–2095 największy wzrost ulewności opadów odczują niestety mieszkańcy środkowej i północnej Europy, w tym Skandynawii.
Z racji położenia geograficznego najbardziej na wystąpienie nawalnych deszczy narażone są obszary górskie i pogórza oraz rejony nadmorskie.
Miasta wyjątkowo wrażliwe
Gwałtowne deszcze są główną przyczyną tzw. powodzi błyskawicznych. Intensywny opad powoduje, że w pofałdowanym terenie woda nie zdąża wsiąknąć w glebę i szybko spływa do potoków oraz rzek, które mogą wystąpić z koryt. Jednak powodzie błyskawiczne nękają nie tylko mieszkańców terenów górzystych, to też zmora mieszkańców miast. Nasileniu zjawiska sprzyja wzrost częstotliwości występowania nawalnych deszczy, ale też rozrost miast i moda na tzw. betonozę.
W gęsto zabudowanych dużych aglomeracjach czy mniejszych miastach, które decydują się na zabetonowanie terenów zielonych, nawet krótkotrwały, kilkunastominutowy epizod ulewnego deszczu doprowadzić może do podtopień. Bywają one bardzo niebezpieczne, szczególnie gdy woda wdziera się do podziemnych przejść, tuneli czy przejazdów. W Europie w powodziach błyskawicznych co roku ginie kilkadziesiąt osób.
Częstym problemem mieszkańców miast jest też nieprzystosowana do gwałtownych opadów i intensywnego spływu powierzchniowego kanalizacja. – Latem coraz częściej musimy wylewać wiadrami wodę z piwnicy, która zalewana jest przez płynący ulicą potok deszczówki oraz przez wodę wybijającą ze studzienki kanalizacyjnej. Niedawno zbudowaliśmy sobie w piwnicy zaporę mającą chronić część podziemia – opowiada mieszkanka warszawskiego Starego Żoliborza. – Kilkudziesięcioletnia kanalizacja nie przystaje już do dzisiejszej sytuacji dzielnicy – dodaje. To na znajdującym się na skraju wyspy ciepła Żoliborzu mają miejsce najsilniejsze opady krótkotrwałe w Warszawie.
Betonoza się nie opłaca
Ekstremalne zjawiska pogodowe kosztują nas realne pieniądze. – Niemal co roku osiągają one wysokość do 0,4 proc. PKB, a raz na kilka lat skutki szkód są ponadprzeciętne. Wartość strat szacuje się wówczas na od 0,5 do 1 proc. PKB – mówi Ewelina Siwiec, starszy specjalista z Instytutu Ochrony Środowiska. Z badań przeprowadzonych przez instytut wynika, że w latach 2001-16 zdarzenia ekstremalne kosztowały nas 78 mld zł. Straty w sektorze rolnym to około 50 proc. tej kwoty, a kolejne 20 proc. dotyczą infrastruktury. Do tego dodajmy jeszcze straty pośrednie, takie jak spadek popytu na obszarach dotkniętych zjawiskiem, utracone korzyści przedsiębiorstw. – To nawet 60 proc. tych kwot – dodaje Ewelina Siwiec.