Kosztowna walka o klimat
– To polityczne samobójstwo – nazwał francuski poseł do europarlamentu Pascal Canfin plan wprowadzenia w budownictwie handlu uprawnieniami do emisji CO2. Taki system KE proponuje także w dystrybucji paliw, aby do 2030 r. w tych sektorach ściąć emisję CO2 aż o 43 proc.
Coraz większe wrzenie w Europie wywołuje przedstawiony w ostatnią środę przez Komisję Europejską plan „Fit for 55”. Chodzi o reformy, które mają do 2030 r. zmniejszyć emisję dwutlenku węgla (CO2) o 55 proc. w stosunku do 1990 r. I dzięki temu doprowadzić do tego, że w połowie wieku Europa stanie się pierwszym kontynentem neutralnym klimatycznie.
To faktycznie plan radykalnych reform gospodarczych i społecznych, jak wskazuje w swoich dokumentach KE. Ale każda reforma ma cenę i w Europie zaczęły się debaty nad kosztami zmian firmowanymi przez wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa. Przede wszystkim dotyczą one rozszerzenia europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (tzw. ETS) na ogrzewanie mieszkań oraz transport drogowy.
Administracyjna podwyżka cen prądu
Unijny system ETS to system limitów i handlu. Polega na wprowadzeniu limitu łącznych emisji gazów cieplarnianych (głównie CO2) przez wszystkie instalacje objęte systemem. Przy tym limity te są co rok zmniejszane, co ma motywować do ograniczania emisji.
W ramach unijnego limitu każdy operator instalacji objętych systemem ETS kupuje lub otrzymuje (ma przydzielane) określoną liczbę emisji, którymi może handlować. Co roku każda instalacja pod groźbą wysokiej grzywny musi też umorzyć liczbę przydziałów wystarczającą na pełne pokrycie jej emisji. A w razie zmniejszenia emisji zarządca instalacji może na razie zatrzymać je na przyszłość lub sprzedać instalacjom potrzebującym większej liczby uprawnień.
Taki system wprowadzono w UE w 2005 r. – objęto nim przede wszystkim elektrownie, a także metalurgię metali nieżelaznych oraz przemysły mineralny i papierniczy.
Od tego czasu ETS kilka razy zmieniano, zwiększając np. coroczny współczynnik obniżania limitu emisji CO2. W 2021 r. wprowadzono też rezerwę emisji, którą dysponuje Komisja Europejska, co wprowadziło na rynek handlu emisjami mechanizm administrowania ich cenami. Taka zmiana miała podbić do ok. 30 euro ceny uprawnień do emisji, które po fali kryzysów gospodarczych poprzedniej dekady w 2016 r. kosztowały ok. 5 euro. Efekt przerósł oczekiwania.
Na początku tego roku uprawnienia do emisji kosztowały 33 euro, a na początku czerwca ich cena wzleciała do 57 euro.
Skokowy wzrost cen uprawnień do emisji nie tylko zniechęca do wytwarzania energii z węgla, łączącego się ze znaczną emisją CO2. Dodatkowo podbija to ceny energii elektrycznej.
Obecnie budynki odpowiadają za około 36 proc. całości emisji gazów cieplarnianych w UE, a samochody, ciężarówki i autobusy – za ponad 20 proc.
ETS w mieszkaniach i autach
Obecnie system ETS obejmuje zakłady, które odpowiadają za 41 proc. emisji CO2 w Europie. Bruksela uznała, że nie uda się zredukować do końca tej dekady emisji CO2 o 55 proc. bez znaczącego ich zmniejszenia w mieszkalnictwie i transporcie drogowym.
Obecnie budynki odpowiadają za około 36 proc. całości emisji gazów cieplarnianych w UE, a samochody, ciężarówki i autobusy – za ponad 20 proc.
Dlatego KE zaproponowała, aby od 2025 r. wprowadzić system handlu uprawnieniami do emisji CO2 w ogrzewaniu mieszkań i dystrybucji paliw. A od 2026 r. wprowadzić unijny limit emisji w tych dziedzinach, który następnie byłby co rok redukowany.
Komisja liczy na to, że dzięki temu do 2030 r. zredukuje emisję CO2 z domów i samochodów o 43 proc. w stosunku do 2005 r.
Wyższe rachunki
Faktycznie oznaczać to będzie wzrost wydatków na ogrzewanie domów i cen paliw, bo nikt nie ma wątpliwości, że dostawcy ciepła oraz dystrybutorzy benzyny i oleju napędowego te dodatkowe koszty przerzucą na konsumentów.
Spodziewa się tego także KE, która w pakiecie „Fit for 55” proponuje utworzenie Społecznego Funduszu Klimatycznego, który ma dopłacać ludziom najbardziej dotkniętym podwyżkami opłat za ogrzewanie, a także wspierać inwestycje proklimatyczne.
Na ten Fundusz w latach 2025-32 KE chce przeznaczyć 72,2 mld euro. Część tych pieniędzy (ok. 20 mld euro) ma pochodzić z budżetu UE na lata 2021-28, który dopiero co został przyjęty, ale ma być zmieniony. Reszta ma pochodzić z wpływów z ETS od ogrzewania budynków i samochodów.
Także państwa członkowskie UE mają na Społeczny Fundusz Klimatyczny wyłożyć co najmniej drugie tyle, co Komisja. Część tych wydatków państwa UE mają sfinansować ze swojej partii dochodów z ETS od ogrzewania budynków oraz z samochodów.
Zdrożeje diesel
Jednocześnie KE zaproponowała, aby zmienić minimalne stawki podatku akcyzowego w UE od paliw silnikowych i paliw wykorzystywanych do ogrzewania domów.
Przy tym te nowe stawki mają być ustalane w euro za gigadżul energii, a nie jak dotąd w euro np. za 1 tys. litrów paliwa.
Zgodnie z tą propozycją od początku 2023 r. minimalna akcyza na benzynę i olej
napędowy w UE ma wynieść 10,75 euro za gigadżul benzyny i oleju napędowego.
Nie wiadomo, jak się to ma do obecnych minimalnych stawek tego podatku, które wynoszą 359 euro za 1 tys. litrów benzyny oraz 330 euro za 1 tys. litrów oleju napędowego. Propozycja KE sugeruje jednak, że wzrośnie opodatkowanie oleju napędowego – głównego paliwa gospodarki. A to przełożyłoby się na wzrost kosztów działalności gospodarczej i nakręcenie inflacji.
Ekologom to się nie podoba
Według magazynu „Euronews” propozycje KE, zwłaszcza dotyczące wprowadzenia systemu ETS w ogrzewaniu budynków, nie przypadły do gustu ekologom.
Greenpeace stwierdził, że nowy ETS „może zaszkodzić biedniejszym gospodarstwom domowym, bez gwarancji znaczących cięć emisji”. A organizacja WWF uznała, że „jest alarmujące, iż Komisja chce, aby obywatele i inne sektory wyrównały część rachunku przemysłu za dekarbonizację”.
Według studium przygotowanego przez ośrodek Cambridge Econometrics, pod którym podpisała się Europejska Fundacja Klimatyczna, propozycje KE nie doprowadzą do zapowiadanych redukcji emisji CO2, ponieważ popyt na paliwa silnikowe oraz grzewcze jest mało elastyczny, czyli nie da się szybko i mocno zredukować.
A to zwiększy problemy innych sektorów gospodarki, które znajdą się pod presją przyspieszenia tempa dekarbonizacji, co może ograniczyć ich konkurencyjność.
Zdaniem analityków Cambridge Econometrics nowy system ETS do 2030 r. podbije rachunki za ogrzewanie mieszkań średnio o 30 proc., a za tankowanie auta z silnikiem spalinowym – o 16 proc.
„To polityczne samobójstwo” – ocenił plany nowego ETS francuski europoseł Pascal Canfin, który w Parlamencie Europejskim kieruje komisją ds. środowiska. „To narzędzie stworzone dla firm, a nie dla gospodarstw domowych” – ocenił Canfin na Twitterze.
Projekt ETS od ogrzewania mieszkań oraz od paliw silnikowych to na razie propozycja KE. Wymaga ona jeszcze zatwierdzenia przez Parlament Europejski i rządy państw członkowskich UE.