De Niro chałturzy
Nowe role gwiazdora W polskich kinach „Cwaniaki z Hollywood” i „Wojna z dziadkiem”. Oba z Robertem De Niro. Tylko co dwukrotny zdobywca Oscara robi w produkcjach tak niewysokich lotów?
W kinach „Cwaniaki z Hollywood” i „Wojna z dziadkiem” – dwa filmy z Robertem De Niro. Co dwukrotny zdobywca Oscara robi w komediach niezbyt wysokich lotów?
Cwaniaki z Hollywood” George’a Gallo (na ekranach od 16 lipca) to satyra na Hollywood, której akcja rozgrywa się w 1974 r. Jej bohaterami są producenci filmowi Max Barber (De Niro) i jego młody kuzyn (Zach Braff). Właśnie klapę zrobił ich slasher o zakonnicach: prawdziwe zakonnice protestują pod wyświetlającymi go kinami. Barber wisi 350 tys. dol. gangsterowi Reggie’emu Fontaine’owi (Morgan Freeman). Dostaje na spłatę 72 godziny. Po tym terminie zapłaci głową. Przypadkowa sytuacja, której jest świadkiem, podsuwa Barberowi pomysł na wybrnięcie z kłopotów: będzie udawał, że kręci nowy film, na planie zabije jego gwiazdę i zgarnie kasę z ubezpieczenia. Kandydata do zabicia znajduje w domu opieki: to dawny telewizyjny gwiazdor specjalizujący się w rolach kowbojów (Tommy Lee Jones). Zgładzenie go nie będzie podłością, bo ten – załamany uczuciowym niepowodzeniem – sam pakuje sobie do ust lufę pistoletu, żeby się zastrzelić.
Gdy film przywraca mu nieco życiowego optymizmu, Barber szykuje nań kolejne pułapki: narowistego konia, wściekłego byka i sznurowo-drewniany most wiszący nad przepaścią. Na wszelki wypadek zatrudnia też reżyserkę wyglądającą na kretynkę (Kate Katzman). Tylko naiwny kuzyn producent wierzy, że kręcą westernowe arcydzieło...
APOTEOZA MIŁOŚCI DO KINA
De Niro celowo poszedł tu w tandetę: ma długie siwe włosy i nosi żałosny kaszkiet. Do tego plecie głupoty. Swój honor jednak ma. Mógłby za milion dolarów sprzedać scenariusz zatytułowany „Raj”. Chce go kupić jego dawny współpracownik (Emile Hirsch), który dorobił się kokosów na lukrowanej komercji.
Ale Barber „Raju” spieniężyć nie chce, liczy na to, że sam zrobi kiedyś z niego film. W moim ulubionym dialogu z „Cwaniaków” podekscytowany krzyczy: „Jacy jesteśmy, gdy sprzedajemy swoje marzenia?”. „Bogaci” – słyszy w odpowiedzi.
Zresztą ten „Raj” brzmi mi trochę jak kpina z zachodnich filmów Krzysztofa Kieślowskiego.
A tak w ogóle to „Cwaniaki z Hollywood” są apoteozą miłości do kina i zgaduję, że De Niro wystąpił w nich ze względów sentymentalnych. Nawet gangster rzuca tu tytułami starych filmów i nazwiskami gwiazd.
WYSWATAŁ ICH SCORSESE
Reżyser George Gallo (rocznik 1956) był autorem scenariusza „Zdążyć przed północą” (1988) Martina Bresta, pierwszej udanej komedii w dorobku De Niro, który poluje w niej na kasjera mafii (zmarły 18 maja tego roku Charles Grodin).
Dawno temu Gallo zobaczył na manhattańskim zjeździe fanów komiksu film Harry’ego Hurwitza „The Comeback Trail” – nakręcony w 1974 r., przemontowywany do 1982 r. i grany w ledwie paru kinach, a także na prywatnych pokazach. Urządzał je choćby szef „Playboya” Hugh Hefner, który za zagranie małej rólki dostał od Hurwitza kopię filmu.
Gallo się uparł, że nakręci remake „The Comeback Trail”. W 2003 r., tym razem na pokazie „Zdążyć przed północą”, poznał Joy, wdowę po Hurwitzu. I ona się na remake zgodziła. I tak, „już” 16 lat później zabrał się do kręcenia „Cwaniaków z Hollywood” (tytuł oryginalny to także „The Comeback Trail”).
A zabrał się, bo Gallo spotkał De Niro pracującego akurat z Martinem Scorsese nad znakomitym gangsterskim „Irlandczykiem”.
De Niro powiedział mu:
„Od ośmiu miesięcy gram psychopatę. Muszę jakoś wyrzucić z głowy tego gościa. Nie masz przypadkiem czegoś zabawnego?”.
Mówi się, że, gdy ekipa śmieje się na planie komedii, widzowie nie śmieją się w kinach. Gallo powtarza w wywiadach, że pod koniec zdjęć De Niro zauważył: „Od dawna tak dobrze się nie bawiłem. W ogóle nie czułem, że to praca”.
Ale „Cwaniaki z Hollywood” miały na aktora jeszcze jeden wabik. Hurwitz był malarzem i nauczycielem malarstwa. Gallo maluje. A De Niro to syn pary malarzy: Roberta De Niro seniora i Virginii Admiral. De Niro junior zawsze dobrze się czuł z ludźmi z nowojorskiego odłamu tego środowiska.
On po prostu lubi grać, a starszemu aktorowi trudno o dobre role. Zwłaszcza teraz, w erze komiksowych blockbusterów
MATKI, CÓRKI I EKSKOCHANKI
W „Wojnie z dziadkiem” Tima Hilla (wejdzie do kin jutro) De Niro, lat obecnie prawie 78, gra dziadka Eda. Emerytowanego budowlańca, który źle znosi śmierć żony. Rozrabiając, nabawia się kontuzji nogi. Nie może już mieszkać sam – niechętnie wprowadza się więc do domu swej córki (Uma Thurman). Zastaje tam zięcia (Rob Riggle), za którym nie przepada, i dwie wnuczki: jedną dorastającą (Laura Marano) i jedną małą (Poppy Gagnon).
Ale w wyraźny konflikt popada tylko z nastoletnim wnukiem Peterem (Oakes Fegley), który musi oddać mu swój pokój i przenieść się na strych. Panowie wypowiadają sobie wojnę: na coraz boleśniejsze złośliwości…
Co mogło przyciągnąć De Niro do „Wojny z dziadkiem”? Podteksty. I to całkiem dorosłe. Thurman (rocznik 1970), która gra jego córkę, była jego kochanką po ich wspólnym występie w „Dziewczynie gangstera” (1993) Johna McNaughtona, w której gliniarzowi fajtłapie (De Niro) darował ją przewrotny gangster (Bill Murray).
Zresztą łagodna Thurman dostaje tu jedną scenę, żeby przypomnieć nam, że nieźle spuszczała manto w „Kill Billu” (2003-04) Quentina Tarantino. A De Niro ma scenę przed lustrem przywołującą jego bokserskie harce we „Wściekłym byku” Martina Scorsese (1980).
NIC TAK DOBRZE NIE ROBI JAK KONFLIKT
Najbardziej ironiczne okazało się jednak zaangażowanie Christophera Walkena do
roli jednego z przyjaciół Eda.
W „Łowcy jeleni” Michaela Cimino (1978)
De Niro i Walken grali w Wietnamie w rosyjską ruletkę, a tu… rzucają piłkami, skacząc po wielkich materacach. Żeby nie pogrążyć De Niro kompletnie, zrobiono z niego jurnego dziadka, czego dowodzi on, wiążąc się ze sklepową (Jane Seymour).
Ta ekranizacja książki Roberta Kimmela Smitha jest skądinąd zaskakująco anarchistyczna. Przekonuje, że nic tak nie pomaga człowiekowi w odbudowaniu się jak konflikt, seria starć podnosząca poziom adrenaliny. „Wojną z dziadkiem” De Niro wpisał się w ciąg komedii rodzinnych, w które poszedł w „Poznaj mojego tatę” (2000) Jaya Roacha, gdzie jako przyszły teść katuje Bena Stillera. Mniej więcej wtedy zaczął ostro chałturzyć.
KASA, TATO, KASA
Dlaczego to robi? Możemy tylko zgadywać, bo De Niro niechętnie udziela wywiadów, a jeśli już, to plecie w nich komunały.
Zacznijmy od powodu najbanalniejszego: De Niro gra dużo, żeby dużo zarabiać. Ma przecież sześcioro dzieci. A właściwie jeszcze siódme – to festiwal Tribeca, któ
ry w 2002 r. współtworzył. Impreza, którą w zeszłym roku wygrała zresztą „Sala samobójców. Hejter” Jana Komasy, ekonomicznie i kulturowo pobudziła Dolny Manhattan po zamachu 11 września. De Niro wciąż na nią łoży.
Po drugie, on po prostu lubi grać, a starszemu aktorowi trudno o dobre role. Zwłaszcza teraz, w erze komiksowych blockbusterów.
Po trzecie, zarobione miliony De Niro inwestuje w nieruchomości.
Na jego usprawiedliwienie dodajmy, że właśnie zdaje się aktorsko odradzać. W Oklahomie kręci ze Scorsese „Czas krwawego księżyca” według książki Davida Granna. To rzecz o mordowaniu w latach 20. XX w. Indian Osagów, którzy nagle bajońsko się wzbogacili, gdy na ich ziemiach odkryto złoża ropy. Śledztwo w tej sprawie prowadziło FBI. De Niro, który na planie uszkodził sobie mięsień czworogłowy uda, co wymagało zabiegów medycznych, gra łotra, filmowego wuja Leonarda DiCaprio.
Scenarzysta Eric Roth (Oscar za „Forresta Gumpa”) wieszczy, że wyjdzie z tego arcydzieło. Jeśli wyjdzie, tym chętniej przymkniemy oko na wieloletnie chałturzenie gwiazdora „Ojca chrzestnego II” (1974), „Taksówkarza” (1976), „Dawno temu w Ameryce” (1984), „Chłopców z ferajny” (1990) i „Gorączki” (1995).