Ofiary po zamieszkach w Libanie
Sześciu zabitych, dziesiątki rannych, uzbrojone bojówki i żołnierze na ulicach – w czwartek w centrum Bejrutu rozegrały się najgwałtowniejsze sceny przemocy od lat. Poszło o śledztwo w sprawie ogromnej eksplozji sprzed ponad roku.
Zaczęło się w czwartek po południu. Na ulice Bejrutu wyszły setki zwolenników Hezbollahu, najpotężniejszego ruchu polityczno-społecznego w Libanie, i ich sojuszników z szyickiej partii Amal. Domagali się odsunięcia sędziego Tarika Bitara od śledztwa, które ma wyjaśnić przyczyny wielkiej eksplozji, która w zeszłym roku zniszczyła kawał miasta i zabiła ponad 200 osób, a do tego kosztowała Libańczyków fortunę.
Celowali ludziom w głowy
Protesty zmieniły się w starcia, kiedy demonstrujących szyitów ostrzelali snajperzy usadzeni na okolicznych budynkach. W odpowiedzi na ulice wtargnęli bojówkarze Hezbollahu i Amalu uzbrojeni w karabiny i granatniki. Po czterech godzinach starć na ulice wyszło wojsko i do wieczora w stolicy było spokojnie.
Libański Czerwony Krzyż potwierdził, że zginęło sześć osób, a miejscowe media pokazywały przerażonych mieszkańców stolicy uciekających z okolicznych domów. Żołnierze ewakuowali z pobliskiej szkoły dzieci, którym wcześniej nauczyciele kazali położyć się pod ławkami albo posprowadzali je do piwnicy.
Szef MSW Bassam Mawlawi potwierdził, że snajperzy celowali ludziom w głowy. Obrażenia głowy u ofiar śmiertelnych potwierdza też miejscowy szpital. Niektóre mieszkające w okolicy rodziny wyjechały z miasta z obawy przed kolejnymi aktami przemocy.
Także w dolinie Bekaa, tradycyjnej siedzibie Hezbollahu, na ulice wyjechali uzbrojeni bojownicy i samochody obwieszone flagami Hezbollahu i Amalu. W piątek w Libanie ogłoszono dzień żałoby narodowej, zamknięte są szkoły i urzędy.
Przesłuchania byłych ministrów i urzędników
Hezbollah i Amal tłumaczą, że snajperów nasłały „zorganizowane grupy zbrojne, których celem jest wciągnięcie kraju w zbrojne rozruchy”, a konkretnie – skrajnie prawicowa partia Chrześcijańskie Siły Libańskie. ChSL zaprzecza, za to oskarża z kolei Hezbollah o „podżeganie” przeciwko sędziemu Bitarowi.
Prowadzone przez niego od półtora roku postępowanie wciąż nie przyniosło odpowiedzi, kto odpowiada za wybuch niebezpiecznych chemikaliów przechowywanych w porcie w centrum Bejrutu. Temat jest punktem zapalnym w libańskiej polityce. Choć wielu Libańczyków obwinia Hezbollah, który od lat kontroluje stołeczny port i zignorował ostrzeżenia ekspertów, Partia Boga nie traci rezonu. Jej przywódca Hassan Nasrallah wezwał w tym tygodniu do usunięcia Bitara, przekonując, że jest uprzedzony, bo wzywa na przesłuchania głównie polityków związanych z Hezbollahem.
Sąd odrzucił wniosek o odsunięcie Bitara od sprawy. Także Unia
Europejska wydała oświadczenie, że „śledztwo powinno trwać bez żadnych ingerencji w prawne procedury”. Rodziny ofiar eksplozji też bronią Bitara. Już wcześniej, kiedy Hezbollah wziął go na celownik, demonstrowały w jego obronie; także teraz zapowiadają, że nie dadzą go ruszyć.
Jedno jest pewne – sędzia nie ma łatwego zadania. Próbuje przesłuchiwać byłych ministrów i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Wystawił już nakazy aresztowania i doprowadzenia na przesłuchanie kilku byłych ministrów oraz innych ważnych urzędników.
Sędzia nie działa w ciemno – krótko po wybuchu do mediów wyciekły dokumenty potwierdzające, że rządzący wiedzieli, czym grozi składowanie saletry amonowej w zatłoczonym porcie, jednak ignorowali ostrzeżenia.
W piątek w Libanie ogłoszono dzień żałoby narodowej, zamknięte są szkoły i urzędy