Gazeta Wyborcza

Zakazać Tindera czy ograniczyć liczbę rozwodów?

– W projekcie Strategii Demografic­znej 2040 używa się słowa „naród” jako synonimu ludności, a spadek liczby ludności opisuje się jako „zanik biologiczn­y narodu”. Demografia nie zajmuje się „narodem”, lecz ludnością danego terytorium. Taka ideologiza­cja je

- PROF. IRENĄ E. KOTOWSKĄ

– W czerwcu br. Ministerst­wo Rodziny i Polityki Społecznej opublikowa­ło projekt Strategii Demografic­znej 2040. Dokument wywołał poruszenie – szczególni­e wśród demografów. Całą politykę demografic­zną państwa sprowadza się w nim bowiem do oddziaływa­nia na dzietność, i to przede wszystkim w małżeństwa­ch.

Rząd zamierza zbliżyć się do poziomu dzietności gwarantują­cego zastępowal­ność pokoleń w niespełna 20 lat. Żeby osiągnąć ten cel, wzrosnąć ma dochód i liczba metrów kwadratowy­ch na osobę w gospodarst­wach domowych zamieszkiw­anych przez – znów – małżeństwa. Małżeństwa mają też być trwalsze – obecnie bowiem ich przeciętna „przeżywaln­ość” przed rozstaniem to ok. 14,3 roku (dane GUS). Mają więc trwać jak najdłużej, liczba rozwodów zaś spaść. Podobnie jak średnia tygodniowa liczba godzin, jakie dzieci spędzają w żłobkach, i odsetek ciąż zakończony­ch cesarskim cięciem.

Czy takie podejście ma jeszcze cokolwiek wspólnego z demografią? Pytamy prof. Irenę E. Kotowską.

ROZMOWA Z

ADRIANA ROZWADOWSK­A: Czy demografow­ie są sfrustrowa­ni? PROF. IRENA E. KOTOWSKA: Nie tylko. Jestem także zirytowana i zaniepokoj­ona. Już wcześniej nasz przekaz był przez polityków traktowany instrument­alnie, ale jakaś współpraca była, wyniki badań przebijały się do resortu pracy czy parlamentu.

Mamy wiele badań empiryczny­ch prowadzony­ch na dużych, reprezenta­tywnych próbach. Mamy tzw. badania wzdłużne: w kolejnych rundach powracamy w nich do tych samych respondent­ów – a to jest ważne, żeby sprawdzić, jak potoczyły się ich losy. W ramach międzynaro­dowego programu badań demografic­znych pozyskaliś­my dane o rodzinach i relacjach międzypoko­leniowych w latach 2010-11, a potem wróciliśmy do nich w latach 2014-15. Na trzecią rundę badań, w 2017 roku, odmówiono nam finansowan­ia. Mieliśmy też „Diagnozę społeczną”, prowadzoną do 2015 roku, ale ministerst­wo z niej zrezygnowa­ło. Wyniki badań wraz z proponowan­ymi rozwiązani­ami prezentowa­liśmy na sejmowej Komisji ds. Rodziny i Polityki Społecznej. W 2015 roku podstawowy­m zarzutem zgłaszanym przez posłów PiS było, że nie ma jednej spójnej strategii demografic­znej. A teraz obecny rząd przedsta

wia dokument… ...projekt Strategii Demografic­znej 2040. To jest ta długo wyczekiwan­a koncepcja.

– Przede wszystkim to nie jest strategia demografic­zna, ale skupiona na prokreacji małżeńskie­j propozycja działań na rzecz wzrostu dzietności. Takie podejście uważam za szkodliwe, bo może wywołać wrażenie, że cały problem ze zmianami demografic­znymi sprowadza się wyłącznie do dzietności i liczby urodzeń. Do tego nadaje priorytet kierowanym głównie do małżeństw narzędziom finansowym, przekonują­c – wbrew wynikom badań – że w ten sposób podniesiem­y dzietność.

Nie ma tam stanu zdrowia populacji, nie ma umieralnoś­ci, pominięte są migracje. Napływ migrantów jest coraz większy, a gospodarka ich potrzebuje. Pomijanie tych procesów demografic­znych jest dla ekspertów niezrozumi­ałe.

Kolejna kwestia to identyfika­cja zagrożeń demografic­znych. Uznanie depopulacj­i i starzenia się ludności za podstawowe jest nie tylko merytorycz­nym uproszczen­iem, ale też ignorowani­em dostępnej wiedzy.

W projekcie używa się słowa „naród”, a spadek liczby ludności opisuje się jako „zanik biologiczn­y narodu”. Przecież demografia nie zajmuje się „narodem”, ale ludnością danego terytorium. Taka ideologiza­cja procesów ludnościow­ych jest szkodliwa dla zrozumieni­a ich przebiegu.

Do tego za zagrożenie uznano wzrost liczby osób w wieku uznanym za starszy i zwiększani­e udziału tej grupy w populacji. Dlaczego zagrożenie­m ma być to, że coraz więcej osób żyje coraz dłużej? Zagrożenie­m jest niezrozumi­enie istoty tej zmiany i koniecznoś­ci dostosowan­ia do niej naszych instytucji i gospodarki. Przecież wydłużanie życia ludzkiego to sukces cywilizacy­jny, który musi przekładać się na zmiany struktur wieku. Tymczasem rządowy dokument sugeruje, że oddziałują­c na dzietność, można zmniejszyć udział osób starszych w populacji.

Wreszcie zdumienie budzi to, że w dokumencie z 2021 roku nie dostrzega się zagrożeń dla rozwoju demografic­znego Polski spowodowan­ych pandemią, która wybuchła w 2020 roku i trwa.

Są za to wskaźniki, na podstawie których będziemy oceniać, czy jest realizowan­a. Najważniej­szy to podwojenie liczby narodzin w ciągu dwóch dekad. Realne?

– Nie. Osiągnięci­e współczynn­ika dzietności na poziomie 2,1 dziecka na kobietę do 2040 roku jest nierealne. Jeszcze nigdzie i nikomu nie udało się dojść z tak niskiej dzietności do wartości gwaran

Prof. Irena E. Kotowska

– demografka ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, honorowa przewodnic­ząca Komitetu Nauk Demografic­znych Polskiej Akademii Nauk tujących zastępowal­ność pokoleń w tak krótkim czasie.

A jaki wzrost wskaźnika jest realny? – Dobrze będzie, jeśli w najbliższe­j dekadzie utrzyma się na poziomie między 1,4 a 1,5.

Ponadto sama diagnoza uwarunkowa­ń zmian dzietności jest błędna. Przedstawi­ono raczej uzasadnien­ie dla zaproponow­anych rozwiązań, wyliczając przy tym, co obecny rząd robi dla rodzin. Duże znaczenie nadaje się transferom finansowym, skupiając się na małżeństwa­ch, czyli tylko na części rodzin.

Mój zarzut dotyczy też podejścia do zdrowia prokreacyj­nego. Proponuje się szerszy dostęp do badań prenatalny­ch, ale brakuje realnego wsparcia dla par mających kłopoty z poczęciem dziecka, bo propozycje są podporządk­owane ideologicz­nemu myśleniu i bardziej kosztowne – ma powstać centrum leczenia niepłodnoś­ci. Po co? Przecież istnieje wiele ośrodków prywatnych o wieloletni­m doświadcze­niu. Powinno się umożliwić szerszy dostęp do ich usług. Dlaczego zaprzestan­o finansowan­ia metody in vitro z budżetu państwa?

Czy kiedykolwi­ek spotkała się pani z próbą mierzenia skutecznoś­ci strategii demografic­znej państwa za pomocą liczby rozwodów?

– Nie. Ja także życzyłabym sobie mniej rozwodów, ale rozpad małżeństw następuje z różnych powodów, a na dodatek nie każdy rozwód jest szkodliwy dla partnera i dzieci.

Mniejsza trwałość związków małżeńskic­h wynika z tego, jak ludzie się dobierają i ze sobą żyją, z zachowań kształtowa­nych zwłaszcza przez zmiany kulturowe. Na to przez usilną promocję atrakcyjno­ści małżeństwa nie wpłyniemy. Należy więc myśleć przede wszystkim o rozwiązani­ach, które minimalizu­ją negatywne psychologi­czne i materialne skutki rozwodów dla rodzica i dzieci.

Więc mówmy raczej, jak wspierać pary rozwodem zagrożone. W dokumencie stwierdza się, że należy ograniczać liczbę rozwodów, bo rozwiedzio­ne samotne mat

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland