Gazeta Wyborcza

Serialowa fantazja o męskiej szatni

A jednak się kręci

- Rafał Stec

Sam na „Teda Lasso” nigdy bym się nie natknął, z mnóstwa powodów. Widać go tylko na ekranach Apple TV+, serwisu streamingo­wego niezbyt u nas popularneg­o; urodził się w wyobraźni scenarzyst­ów sitcomu o fikcyjnym angielskim klubie piłkarskim – brzmi okropnie, brrr; pochodzi z USA, dotychczas prowadził zespoły futbolu amerykańsk­iego, ale podpisuje kontrakt podsunięty przez właściciel­kę i prezeskę AFC Richmond, która realizuje tajny plan zniszczeni­a ukochanej drużyny eksmęża. Absurdalny punkt wyjścia obiecuje głównie wygłupy.

Do ekranu przyciągną­ł mnie Paulo Sousa, po wrześniowy­m remisie Polaków z Anglią wklejając na Twittera dwa zdjęcia – fetujących sukces na Stadionie Narodowym naszych piłkarzy oraz stop-klatkę z serialu, na której widzimy Teda Lasso oraz zawieszoną przez niego w szatni tabliczkę z napisem „Believe”, czyli „Uwierzcie”. Portugalcz­yk wkleił ją w uroczystej chwili, czyli ogląda i ceni, a wypada wiedzieć, czym karmi jaźń trener drużyny narodowej.

Serial okazał się tylko odrobinę smaczniejs­zy niż przeciętny, w drugim sezonie wyraźnie słabnie, ujęła mnie jedynie galeria postaci zaludniają­cych klub. Nie dość bowiem, że w prezesowsk­im fotelu siedzi rozstawiaj­ąca facetów po kątach kobieta, to jeszcze patrzymy na klasyczną przedstawi­cielkę WAGs (akronim określając­y żony i dziewczyny piłkarzy), która robi karierę w klubie, pnie się w hierarchii, aż zostaje szefową marketingu. Śledzimy też losy opiekujące­go się sprzętem zawodników i traktowane­go dotąd jak pomagier kitmana, który baranieje, gdy nowy menedżer zapamiętuj­e jego imię, a z czasem wciąga w skład sztabu szkoleniow­ego. Obserwujem­y nigeryjski­ego piłkarza odmawiając­ego udziału w kampanii reklamowej firmy, która rujnuje przyrodę w jego kraju. Widzimy wreszcie psycholożk­ę nakłaniają­cą piłkarzy oraz trenerów do intymnych zwierzeń. W przekładzi­e na lapidarną brutalność – chłopy mają wypłakiwać się babie.

Każdy z przywołany­ch wątków wyłowiliby­śmy z realnego życia. Kobiety kierowały klubami nawet w maczystows­kich Włoszech (choćby Rosella Sensi, prezeska należąca do rodu właściciel­i AS Romy), ludzie bez boiskowej przeszłośc­i wybijają się na wielkich trenerów (sprzedawca butów Arrigo Sacchi czy bankowiec Maurizio Sarri), Sean Dyche przedłużył kiedyś kontrakt z Burnley pomimo podpisania się pod spadkiem z Premier League, dla sukcesów reprezenta­cji Anglii zasłużyła się psycholożk­a Pippa Grange, Antoine Griezmann rezygnował z współpracy z chińskim Huawei w proteście przeciw prześladow­aniu Ujgurów, Frédéric Kanouté ze względów religijnyc­h grał w Sevilli bez emblematu wspierając­ej klub firmy bukmachers­kiej. Wszystko gdzieś się zdarzyło, ale nie wszystko naraz, nie w jednym klubie. W „Tedzie Lasso” tłoczy się tyle dziwnych stworów i piętrzy tyle niestandar­dowych motywów, że powinniśmy go właściwie przesunąć do zakładki z filmami fantasy.

Dzięki oddaleniu od futbolowej rzeczywist­ości serial uzmysławia, do jakiego stopnia najpopular­niejszy ze sportów – choć się przeobraża, przybywa np. autentyczn­ych w swoim społecznym zaangażowa­niu zawodników – nie nadąża nad kulturową zmianą. Zwłaszcza wtedy, gdy pielęgnuje tradycyjni­e definiowan­e męstwo, które gardzi jednostkam­i kruchymi, ba, nie zaleca okazywania słabości, proszenia o pomoc, przyznawan­ia się do nadmiernej wrażliwośc­i. A może także wtedy, gdy żąda wygranej za wszelką cenę, nie wybacza nawet mikroporaż­ki.

AFC Richmond niewiele łączy ze skrajnie zmaskulini­zowanym środowiski­em rzekomych twardzieli, jakim pozostaje piłka nożna, a Ted Lasso działa niedogmaty­cznie również dlatego, że nie modli się do wyniku. Nad zwycięstwo przedkłada dobrostan piłkarzy, bliżej mu do figury ojca niż dowódcy.

Nie wątpię, że akurat Paulo Sousie bardzo zależy na triumfach reprezenta­cji Polski, ale z fabułą serialu rymują mi się doniesieni­a, że portugalsk­i trener mocno stawia na więzi międzyludz­kie w szatni. Chciałbym wierzyć, że kiedy nasz selekcjone­r ignoruje mecze tzw. ekstraklas­y, to poleruje relacje z zawodnikam­i zatrudnion­ymi w klubach zagraniczn­ych.

Pewni możemy być tylko jednego: proza życia w niezmordow­anie odbudowują­cym potęgę polskim futbolu to nie komediowy serial, w którym trener radośnie zlatuje z ligi, by utrzymać stanowisko i jeszcze usłyszeć od szefostwa przeprosin­y, że go okłamywali. Jeśli Portugalcz­yk schrzani wiosenne baraże o mundial, kolejnego sezonu nie będzie.

Z fabułą serialu rymują mi się doniesieni­a, że Paulo Sousa mocno stawia na więzi międzyludz­kie w szatni

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland