Pediatria przepełniona, oblężone przychodnie
Wirus RSV zaatakował w tym roku ze zdwojoną siłą. Najczęściej na szpitalne oddziały kierowane są niemowlęta i noworodki
W gdańskim Szpitalu Dziecięcym Polanki na oddziałach dla dzieci małych aż 90 proc. hospitalizacji jest związanych z zakażeniem wirusem RSV.
– Cały czas mamy pełne oddziały – mówi dr Ilona Derkowska, pediatra z oddziału niemowlęcego gdańskiego szpitala. – Na miejsce dziecka, które wypisujemy do domu, natychmiast pojawia się kolejne. Gdy u nas brakuje miejsc, przekierowujemy pacjentów do innych szpitali.
– Mamy pięcioro dzieci, których organizm zaatakował wirus RSV. U części z nich jest stosowana wysoko przepływowa terapia tlenowa. W trakcie badań jest troje innych dzieci – przekazuje „Wyborczej” Agnieszka Wiśniewska, rzeczniczka szpitala w Gorzowie. – Mimo mniejszej liczby chorych na oddziale nie możemy mówić, że sytuacja jest pod kontrolą. Wirus cały czas stanowi zagrożenie.
Najczęściej na szpitalne oddziały z RSV kierowane są niemowlęta i noworodki. Starsze dzieci zwykle przechodzą zakażenie łagodnie. Ale rodzice dmuchają na zimne i szturmują przychodnie. Dlatego trudno dostać się w ostatnim czasie do pediatry. – U rocznej córki wieczorem pojawiły się pierwsze objawy – podwyższona temperatura, brak apetytu – opowiada Ewa Nowakowska z Gdyni. – Od godziny 6 dnia następnego próbowałam się dodzwonić do naszej przychodni, linia przez kilka godzin była ciągle zajęta. Dodzwoniłam się w końcu ok. godz. 11, rejestratorka poinformowała, że wszystkie terminy u wszystkich pediatrów pracujących tego dnia w przychodni są już zajęte, bo „mamy sezon na infekcje”. Nie chciałam czekać, więc ostatecznie wybrałyśmy się z córką na wizytę prywatną.
Pan Kamil z Gdańska stanął w kolejce do przychodni przed godz. 6 rano, mimo że placówka pracuje od 7. Jego córka poprzedniego dnia dostała gorączki, w nocy pojawił się silny kaszel. – Gdy przyjechałem rano do przychodni, na zewnątrz było już kilkanaście osób, część tak jak ja chciała zapisać dziecko do pediatry. Chyba każdy rodzic wie, że dodzwonienie się do przychodni w sezonie infekcyjnym graniczy z cudem – przyznaje tata 2-letniej Poli.
Znany wirus
Wirus RSV powoduje obrzęk nabłonka dróg oddechowych, jego złuszczenie, zwiększoną produkcję śluzu i skurcz oskrzeli. Wymiana gazowa w pęcherzykach płucnych jest utrudniona i w efekcie pojawia się duszność. Zmienia się kolor skóry dziecka z różowego na szarawy, nie ma siły jeść.
Ten wirus znany jest lekarzom od wielu lat. W Polsce sezon zwiększonej zachorowalności wywołanej wirusem RSV trwa od października do kwietnia. W tym roku wirus zaczął być aktywny szybciej. Jak przyznają lekarze, już w sierpniu było widać, że zakażeń w tym roku jest więcej niż rok temu.
Dr Derkowska: – Raz na kilka lat występują epidemie wirusa RSV i właśnie w tym roku mamy znacznie więcej zakażeń niż w latach poprzednich. Wówczas obserwowaliśmy chore dzieci w okresie od listopada do lutego. W tym roku to się zaczęło już w sierpniu. Jak wskazują moje starsze koleżanki, w przeszłości w czasie epidemii codziennie z powodu zakażenia umierało w szpitalu jedno dziecko. Dziś leczenie jest na szczęście dużo skuteczniejsze.
Jak jednak przyznają lekarze, w tym roku wirus uderzył silniej niż w latach poprzednich.
– W roku 2020 liczba zakażeń RSV była najniższa w historii na całym świecie. Wynikało to z ograniczeń epidemiologicznych wprowadzonych w związku z pandemią COVID-19. Obecnie na całym świecie notuje się gwałtowny przyrost zachorowań na RSV, znacznie przekraczający liczbowo obserwowane w latach typowych. Jest to tzw. efekt odbicia – przyznaje dr n. med. Maria Jolanta Stefaniak, przewodnicząca zespołu kontroli zakażeń szpitalnych w USD w Lublinie.
Dr Paweł Grzesiowski, immunolog i ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19, w rozmowie z „Wyborczą” dodawał: – W ubiegłym roku z konieczności unikaliśmy kontaktów. Dzieci nie chodziły do szkół, większość ludzi chodziła w maskach. Z tego powodu zmniejszyła się transmisja chorób zakaźnych. Pokazują to statystyki za ubiegły rok. Nawet przypadków ospy wietrznej jest mniej o ponad 50 proc. Tego nie tłumaczy ani problem z dostępnością do lekarza, ani niechęć do odwiedzania przychodni. Nie wyobrażam sobie, żeby rodzice leczyli wiatrówkę w domu. Po prostu zakażeń było mniej. Ale natura nie znosi próżni i przyszedł czas na epidemię wyrównawczą tych chorób, których przez izolację było mniej.
Wcześniaki najbardziej narażone
Szczególnie narażone na ciężki przebieg zakażania RSV są dzieci z przewlekłymi chorobami układu oddechowego, takimi jak astma, zaburzeniami odporności oraz wcześniaki. Skuteczną metodą zmniejszenia infekcji dróg oddechowych wywołanych RSV jest im
– Widzimy poważny wzrost hospitalizacji. Zdarzył się dzień, że na 54-łóżkowym oddziale trzeba było ulokować aż 62 dzieci
KRZYSZTOF ZEMAN
kierownik Kliniki Pediatrii, Immunologii i Nefrologii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi
munoprofilaktyka, czyli podanie dziecku gotowych przeciwciał. Od 1 października dzieci urodzone przed 33. tygodniem ciąży mogą z niej skorzystać w ramach programu lekowego finansowanego z budżetu Ministerstwa Zdrowia. Jest ona podawana dzieciom, które nie ukończyły 1. roku życia i urodziły się do 28. tygodnia ciąży (28 tygodni i 6 dni) lub stwierdzono u nich dysplazję oskrzelowo-płucną oraz tym, które nie ukończyły 6. miesiąca życia i urodziły się między 29. a 32. tygodniem ciąży (32 tygodnie i 6 dni). Przeciwciała podawane są domięśniowo, ale nie jest to szczepionka.
Eksperci podkreślają, że rodzice wcześniaków powinni skorzystać z programu jak najszybciej.
„Apeluję do wszystkich rodziców wcześniaków, aby teraz nie zwlekać z podaniem dzieciom pierwszej dawki immunoprofilaktyki. Nie czekajmy z tym do końca października, bo wirus RSV jest bardzo groźny dla wcześniaków i warto zabezpieczyć przed nim dziecko jak najszybciej – zauważa prof. dr hab. n. med. Ewa Helwich, konsultant krajowa w dziedzinie neonatologii..
Lekarze apelują
Do zakażenia wirusem RSV dochodzi drogą kropelkową. Najszybciej rozprzestrzenia się on w dużych skupiskach, np. w żłobkach lub przedszkolach. Dlatego lekarze apelują, by w przypadku, gdy w domu jest niemowlę i przedszkolak lub żłobkowicz, starsze dziecko pozostało w domu z młodszym.
Dr Derkowska wyjaśnia: – Niemowlęta z reguły zakażają się od starszego rodzeństwa. Dzieci w wieku przedszkolnym zwykle chorują w sposób łagodny, będą miały katar, kaszel, ewentualnie pojawi się gorączka. Rodzicom może się wydawać, że taki stan nie jest zagrożeniem dla młodszego dziecka. Ale nie zdają sobie sprawy z tego, że ten wirus jest znacznie groźniejszy dla niemowląt i noworodków, u których może wystąpić duszność i trudności w karmieniu, a w skrajnych przypadkach maluch może wymagać intensywnej terapii medycznej, co oznacza podłączenie do respiratora. Im młodsze jest niemowlę, tym ryzyko zakażenia rośnie. Przykład tylko z jednego dnia: przedszkolak przyniósł infekcję z placówki, w domu były miesięczne bliźnięta. Po kilku dniach u niemowlaków pojawił się katar, a potem stan zaczął się pogarszać. Doszło do tego, że dzieci niechętnie jadły, u jednego pojawiła się duszność. Gdy przyjechały do szpitala, stan jednego z nich był już ciężki. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest łatwo zostać w domu z dwojgiem małych dzieci. Ale z drugiej strony dzięki temu ograniczamy zagrożenie dla niemowlęcia. Myślę, że to jest najważniejsze. Oczywiście część rodziców wychodzi z założenia, że ich to nie spotka. Ale naprawdę wystarczy spędzić jeden dzień na naszym oddziale i zobaczyć dzieci, które nie mogą złapać oddechu, by nie mieć dylematu.
+