Ile czasu ma Michniewicz?
Polskie kluby ścigają się w nietypowej konkurencji: kto najgorzej godzi grę w europejskich pucharach z występami w ekstraklasie. Pozycję lidera właśnie objęła Legia Warszawa.
Sytuacja nie ma precedensu w najnowszych dziejach polskiego futbolu: oto mistrz Polski po 11 kolejkach obecnego sezonu wisi tuż nad strefą spadkową, dwa razy więcej meczów przegrał (sześć), niż wygrał (trzy), wszystko to przy kolosalnej przewadze ekonomicznej nad rywalami. Gdyby patrzeć tylko na ligę, Legia Warszawa to nie zaskoczenie, to szok.
Legia ma też jednak swoje drugie oblicze. Pokazuje się w nim jako wizytówka polskiego futbolu ligowego, okno na świat dla obiecujących graczy, zwłaszcza ze wschodniej Europy, i klub aspirujący do miana kontynentalnego średniaka. Wyeliminowanie znacznie zamożniejszej Slavii Praga w drodze do Ligi Europy, zwycięstwa w fazie grupowej LE nad Spartakiem Moskwa i Leicester stawiają pytania o to, która Legia jest prawdziwa: ta z ekstraklasy czy ta z europejskich pucharów. I jak oceniać pracę trenera Czesława Michniewicza.
Legia Warszawa i jej długa droga na szczyt
– Nie sposób uważać, że wszystko jest w porządku – 15 punktów straty do lidera mimo dwóch zaległych meczów to sytuacja bardzo poważna i Legia ma kawał drogi nawet nie tyle do szczytu, ile do ostatniego obozu przed szczytem – używając himalaistycznych metafor, odpowiada Bartosz Gleń, komentator i dziennikarz pokazującej ekstraklasę stacji CANAL+. – Wynik w lidze wystawia złe
świadectwo zarówno trenerowi, jak i piłkarzom. Czesław Michniewicz jest na tyle doświadczonym szkoleniowcem, ma też na tyle komfortowe warunki pracy, że Legia powinna umieć zachować równowagę między
grą w lidze i w pucharach. Tymczasem widzimy gołym okiem, że ta dysproporcja jest rażąca – dodaje.
Sytuacja przypomina tę sprzed roku, gdy występujący w fazie grupowej Ligi Europy Lech Poznań też rozczarowywał w ekstraklasie. Sytuacja nie była identyczna – sezon opóźniony przez pandemię zagęszczono, droga do fazy grupowej LE oznaczała mniej meczów, bo w fazach kwalifikacyjnych awansującego wyłaniano nie w dwóch meczach, ale w jednym.
Z dziewięciu pierwszych meczów ligowych (tyle do tej pory rozegrała Legia) w poprzednim sezonie Lech wygrał zaledwie dwa, cztery zremisował i trzy przegrał. By ratować sytuację w ligowej tabeli, trener Dariusz Żuraw na prestiżowy mecz w LE z Benficą Lizbona posłał rezerwy, lepszych piłkarzy oszczędzając na ligowy mecz z... Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Drużyna nie rozumiała tego ruchu, piłkarze protestowali, bo uważali, że niesłusznie zostali pozbawieni nagrody, jaką jest możliwość gry z poważnym europejskim rywalem. Lech wówczas z Benficą przegrał, z Podbeskidziem wygrał, ale w efekcie nie osiągnął żadnego z celów: ani nie wyszedł z grupy LE, ani nie dogonił ligowej czołówki i sezon skończył na zaledwie 11. miejscu.
Czesław Michniewicz? Trener zadaniowiec
Lech miał wtedy słabszą i mniej wyrównaną kadrę, niż teraz ma Legia. – Może nie jest w Legii tak, że na każdej pozycji ma dwóch równorzędnych piłkarzy, ale to drużyna, w której jest 18-19 poważnych, wpływowych piłkarzy – uważa Bartosz Gleń. – Trener Michniewicz jest zadaniowcem, lubi znajdować słabe punkty konkretnego rywala, oddać mu piłkę, kontrować, umiejętnie korzystać ze zmienników. I stąd zwycięstwa w Europie. A w lidze Legia spotyka się z zespołami, z którymi trzeba grać inaczej: atakiem pozycyjnym, z wykorzystaniem stałych fragmentów gry. I Legia tego w tym sezonie nie umie, ma problem z reakcją w czasie meczu. Stracony gol często oznacza dla niej wielkie kłopoty, drużyna nie potrafi się dźwignąć – uważa ekspert CANAL+.
W czwartek mistrzowie Polski zagrają na wyjeździe z Napoli, w niedzielę – w Gliwicach z Piastem. – Wiadomo, że pozycja trenera Michniewicza po takich wynikach w lidze nie może być mocna, a ewentualna porażka w Neapolu po przegranej u siebie z Lechem zaszkodzi mu jeszcze bardziej. Zmiana trenera? Nie widać kandydata gotowego do pracy na Łazienkowskiej już teraz – uważa Bartosz Gleń.
Co innego zimą lub najdalej po sezonie. Mimo ostatnich publicznie relacjonowanych spotkań byłego trenera Legii Stanisława Czerczesowa z właścicielem Legii Dariuszem Mioduskim kandydat na następcę Michniewicza jest oczywisty: to Marek Papszun, rodowity warszawiak, od pięciu lat szkoleniowiec Rakowa Częstochowa.
Legia powinna umieć zachować równowagę między grą w lidze i w pucharach. Tymczasem widzimy gołym okiem, że ta dysproporcja jest rażąca
BARTOSZ GLEŃ komentator i dziennikarz CANAL+