Oberredaktor Mateusz Morawiecki
Dobra wiadomość jest taka, że władza, a wręcz sam premier docenia rolę mediów w kształtowaniu opinii publicznej. Inne wiadomości są już jednak tylko złe: otóż Mateusz Morawiecki tak bardzo docenia media, że uznał, iż powinien sam redagować serwis Polskiej Agencji Prasowej. Nie tylko podsyła jej gotowe teksty, ale też radzi, jakie zadawać pytania, a nawet jak „przecinać” nimi treści, by było ciekawiej. Premier wie, że trzeba do tego „sprytnych” i „zaufanych” dziennikarzy, redaktorów oraz specjalistów od „proliferacji” przekazu, który musi być „odpowiednio ustawiony”. Żadnego szczegółu nie pozostawia przypadkowi.
Na krótkiej linii (czy raczej smyczy?) z premierem jest prezes PAP Wojciech Surmacz. Dziennikarz, który na Facebooku prezentuje się na tle czarnej czcionki ze słowem „Prawda” (pisanym po angielsku i gotykiem), robi za pas transmisyjny myśli rzucanych przez Morawieckiego. Wykonuje polecenia tak sprawnie, że premier pisze: „Zaczyna mi się podobać ten Surmacz...”. A jak się ma nie podobać? Zawsze odpowiednio „zbriefowany”, zawsze w pozycji „stand by” (to dosłowne cytaty).
Takie rzeczy o naszym premierze, jego redaktorskich zapędach i o prezesie PAP można przeczytać w publikowanych już piąty miesiąc mailach, które wyciekły z prywatnej skrzynki Michała Dworczyka kierującego kancelarią szefa KPRM. Rząd konsekwentnie odmawia komentowania ujawnianych treści, twierdząc, że każdy, kto się nimi zajmuje, ulega „rosyjskiej prowokacji”.
Tylko jak się nimi nie zajmować, skoro z najnowszych wycieków się dowiadujemy, jak działa kuchnia władzy? I jak władza radzi sobie z niewygodnymi dla siebie informacjami? Czytamy na przykład, jak wiosną 2018 r. rządzący trzęśli portkami po wybuchu afery wokół sympatyzującej z władzą spółki GetBack (2,5 mld zł strat) i jak do gaszenia pożaru zaangażowali cały aparat, by wmówić Polakom, że PiS z tą aferą nie miał nic wspólnego.
Nie wiem, co w tym wszystkim gorsze: redaktorskie ciągoty Morawieckiego czy służalcza postawa Surmacza. Jeden próbuje ręcznie sterować mediami, drugi na to przystaje. Takie wartości jak dziennikarska niezależność i obiektywizm nie mają dla nich żadnego znaczenia. Tylko PAP-u żal. Agencja, mimo że podlega skarbowi państwa, przez lata budowała markę obiektywnej i niezależnej. Za rządów PiS zmieniła się w propagandową tubę władzy, odeszli z niej czołowi dziennikarze polityczni. Ich miejsce zajęli „sprytni” i „zaufani”.
„Ustawiony przekaz” przylgnie teraz do jej wizerunku. A utracone zaufanie będzie bardzo trudno odbudować.
+
Nie wiadomo, co gorsze: redaktorskie ciągoty Morawieckiego czy służalcza postawa Surmacza. Jeden próbuje ręcznie sterować mediami, drugi na to przystaje