ROZMOWA Z Uratuje nas lenistwo
Nie kręcą mnie już chłopackie historie pod tytułem „porąbałem dziesięć metrów sześciennych drewna moją ukochaną siekierą znanej firmy”
ANITA DMITRUCZUK, ALEKSANDER GURGUL: Wśród leśników krąży twoje zdjęcie. Rozsyłają je z satysfakcją, bo stoisz z siekierą, a za sobą masz porąbane pieńki. Czyli palisz w domu drewnem. ADAM WAJRAK: Rzeczywiście się zdarza. Teraz też kupiłem trochę drew. Natomiast staram się robić to rozsądnie. Wybieram drewno nie z Puszczy Białowieskiej i takie określonego gatunku, czyli brzozy, bo ona nie jest drzewem rzadkim, za to szybko rośnie. Ale zwykle kupuję brykiet, czyli drewno opałowe z odpadów po produkcji desek, mebli. To po prostu wiórki sprasowane w cegły. Nic się nie marnuje.
My bardzo źle używamy drewna. Mówimy: „OK, drewno jest surowcem odnawialnym” – i to prawda, natomiast las nie jest produktem odnawialnym. Że za naszego życia to, co zostało wycięte, się nie odnowi. Dlatego nie kręcą mnie już chłopackie historie pod tytułem „porąbałem dziesięć metrów sześciennych drewna moją ukochaną siekierą znanej firmy”. Przyznam, że z przyczyn nie tylko przyrodniczych. Owszem, to jest ekscytujące, jak się mieszka na wsi trzy lata, ale po pięciu już mniej, a po dwudziestu ma się dosyć.
Przyznaj się, jakie jeszcze masz grzechy na sumieniu, jeśli chodzi o ślad węglowy. – Staram się latać tylko wtedy, kiedy muszę. Dla przyjemności już nie. Zdarza się mi polecieć do Hiszpanii, gdzie Nuria ma rodzinę, przyjaciół, ale wybieram linie, które próbują rekompensować swój ślad. Czasami jem mięso, nie kupuję, ale sąsiadka mi przynosi obiad z jakąś wkładką mięsną. Natomiast nie mam samochodu. Wszędzie jeżdżę rowerem.
Nie masz samochodu, bo ci się nie chce. – Tak, nie mam prawa jazdy, bo jestem leniem. Ale lenistwo jest piękną cechą. Wszyscy się rzucają, żeby coś zrobić dla przyrody, dla klimatu, sadzić drzewa, a ja mówię: „Słuchajcie, lenistwo jest tym, co nas może uratować. Powinniśmy nie robić nic, tylko podziwiać, co się wokół nas dzieje, i wszystko będzie dobrze”.
Zachęciłeś mnie.
– Ale rozmawiamy o mnie, o tobie i czytelnikach, a przenoszenie dyskusji o klimacie na indywidualne wysiłki nie do końca jest uczciwe. O wyborach ludzi decydują rozwiązania systemowe. Klimatolodzy dostają drgawek, kiedy słyszą, jak prezes wielkiej korporacji, która narzuca jakiś model rynkowy, usługę czy produkt, mówi, że ludzie muszą dokonywać takich, a nie siakich wyborów. Mnie doprowadza do szału choćby to, że wysiłek segregacji odpadów zrzucono na podmioty indywidualne i publiczne. Czyli to ja, ty albo firma któregoś z czytelników musi się zastanawiać, czy ta butelka jest do worka zielonego, a tamta do żółtego.
Czy gdy chodzisz po puszczy, widzisz w niej zmiany klimatu?
– Tak. Bardzo się zmieniają stosunki wodne. Mamy taką samą ilość opadów jak niegdyś, ale zmienia się ich struktura, jest więcej deszczów, które parują, a mniej śniegu, który długotrwale nawilża. Mamy nowe gatunki zwierząt. Dwadzieścia lat temu musiałem pojechać pod Sandomierz, żeby spotkać modliszkę. Teraz spotykam je na podlaskiej łące. Puszcza świetnie pokazuje dwie ważne rzeczy związane z ociepleniem klimatu: że ekosystemy w miarę naturalne nieźle sobie radzą, wymiana drzew następuje na twoich oczach, wchodzą gatunki ciepłolubne – jak lipa, dąb, grab – oraz że człowiek lokalnymi działaniami może pogłębić negatywne skutki katastrofy klimatycznej. W puszczy świetnie widać, jak wycinka zaburza proces naturalnej odpowiedzi na zmianę klimatu. To tak, jakbyśmy komuś w ranie, która się zabliźnia, podłubali nożem. No i mamy cały system odwadniania puszczy wskutek gospodarki leśnej. Wiosną idę lasem i widzę, jak te resztki śniegu, zamiast wsiąkać w ziemię, spływają momentalnie rowami melioracyjnymi.
Puszcza daje dwie lekcje: nie ruszać, bo las sobie świetnie poradzi, i posprzątać po sobie. Zasypać te rowy.
Pytanie, w którą stronę – nieingerowania czy zagospodarowywania – pójdzie centralne zarządzanie parkami narodowymi, które planuje rząd.
– Parki narodowe już są centralnie zarządzane. Podlegają ministrowi, który może odwołać w każdej chwili dyrektora parku i zatwierdza plany. Więc jedyne, co się zmieni, to to, że przybędzie jakiś pośredni nowy dyrektor.
Prawdziwa choroba to chroniczne niedofinansowanie. Parki są w 30, 40 proc. finansowane z budżetu, a resztę muszą dorobić, więc dorabiają, tnąc lasy, czasem polując.
Prędzej czy później czeka nas też poważna dyskusja o lasach, bo Lasy Państwowe zachowują się jak prywatna firma. Po pierwsze, jakąś część lasów należy całkowicie wyjąć z gospodarki. Lasy potrzebują lenistwa, potrzebują zapuszczania. Jak zostawimy do gospodarowania 20 proc. lasów, to skarbowi państwa nic złego się nie stanie.
A po drugie, jeśli Lasy Państwowe mają być rentowne, to jest cała masa miejsc, gdzie można ciąć koszty. Dziwne inwestycje w rodzaju dróg leśnych. I swoistą korupcję, czyli rozdawanie pieniędzy samorządom, lokalnym klubom sportowym, parafiom, kołom gospodyń wiejskich, żeby kupić przychylność dla wycinek i rabunkowej gospodarki leśnej.
Państwowe są nie tylko lasy, ale też płot przy granicy. Czytelnicy często pytają, czy puszcza już odczuła te zasieki żyletkowe rozkładane na granicy z Białorusią.
– Danych nie ma, bo to strefa objęta stanem wyjątkowym, ale przeciekają informacje o makabrycznie porżniętych zwierzętach, poszarpanych, umierających godzinami jeleniach. Ludzie sobie z zasiekami radzą, więc jedyne, co one zatrzymują, to zwierzęta. Będzie im tym trudniej, że w Puszczy przyzwyczaiły się do bezpieczeństwa i spokoju, bo dzieliła ją poradziecka sistiema graniczna, czyli niedostępne dla ludzi enklawy, często wchodzące w głąb lasu od granicy na kilka kilometrów. Dla zwierząt to były azyle. Teraz znajdą się w pułapce. Żeby się przemieścić, natrafią na płot z żyletek. A za jakiś czas na mur.
Zdaje się, że miejsce, w którym mieszkasz, jest centrum kilku kryzysów naszych czasów naraz: kryzysu klimatycznego, kryzysu bioróżnorodności i kryzysu humanitarnego.
– Ale też miejscem pełnym nadziei. Dzięki wielkiemu ruchowi obrony przed harwesterami i wyrokowi TSUE z 2018 r. Puszcza Białowieska przeżywa najlepsze lata od 1915 r. To niebywałe, jak ona się wydzicza, zapuszcza, odnawia. A wywalczyli to zwykli obywatele współpracujący z instytucjami europejskimi. Podobnie jak zwykli obywatele generują potężną, dobrą energię, chroniąc tych biednych ludzi, których jak piłeczki przerzucają między sobą Łukaszenka i nasi rządzący.
Jak wygląda z bliska to zaangażowanie?
– Społecznicy starają się dotrzeć do grup uchodźców, żeby ich przebrać, nakarmić, ogrzać, jakie mają sposoby, nie powiem, ale są bardzo efektywni. To może się wydawać syzyfową beznadzieją, ale polityka łapanek i wywózek jest nieskuteczna z prostego powodu. Otóż w Straży Granicznej, w terytorialsach, w policji służy wielu miejscowych. I oni, wiedząc, jak wygląda las późną jesienią, zimą, widząc tych nieszczęśników, po prostu odwracają wzrok, nie informują wyżej.
Poza tym Straży Granicznej w lesie po prostu nie ma. Trochę po puszczy chodzę, a wczoraj spotkałem ich pierwszy raz. To byli strażnik i żołnierz w land roverze, nie od nas, bo bardzo zagubieni. Zapytałem, czy im mogę pomóc, wskazałem drogę i szybko odjechali. Dość to było rozpaczliwe.
Dzisiaj strasznie wieje, aż gnie gałęzie do ziemi, co chwilę przelatuje ulewa, ale jak sobie siedzimy w ciepłym oświetleniu i tak gadamy, to nawet całkiem przyjemne. A jak jest w puszczy w późnopaździernikową noc?
– To wianie powoduje, że grupy pomocowe nie mogą wyjść, bo lecą drzewa. My, ludzie zajmujący się lasem, mamy zasadę, że jeżeli wieje powyżej 8 metrów na sekundę, to nie wychodzimy. Wypadki, ranni turyści czy zabici pracownicy leśni były właśnie przy takich mocnych wiatrach. Ale społecznicy wychodzą, bo ci ludzie, do których idą, nie mogą wybiec z lasu i przeczekać w domu.
Ale wiatr wkrótce ustanie. Najbardziej boję się wychłodzeń. Taka wilgotna, zimna i wietrzna pogoda może zabić. Ciała będziemy znajdować po latach. Nie przesadzam – ze względu na doktorat Nurii zajmowałem się szukaniem martwych zwierząt. To nie jest łatwe, a znalezienie martwego zwierzęcia jest łatwiejsze niż znalezienie martwego człowieka. Bo martwy człowiek przed śmiercią gdzieś się wciśnie w poszukiwaniu schronienia, nie padnie na ścieżynce w ruchu, jest ubrany. Padlinożercy, którzy mogą wskazać trop, tak chętnie do niego nie podchodzą.+