Rok po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej Nie idziemy same. Przekonałam się znów o tym w Strasburgu
Rok temu, kilka dni przed wyrokiem pseudo-Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, czułam, że idziemy same jak nigdy wcześniej. Dziś znów poczułam, że nie idę sama.
Jednym ze słynnych haseł naszych zeszłorocznych protestów przeciwko oświadczeniu mgr Julii Przyłębskiej zakazującemu aborcji było: „Nigdy nie będziesz szła sama”.
Po czwartkowym głosowaniu w Parlamencie Europejskim myślę jednak o czasie, kiedy czułam, że idziemy same jak nigdy wcześniej.
Było to tydzień przed niesławnym oświadczeniem Przyłębskiej, w połowie października. Czekała nas seria ważnych rozstrzygnięć – w Sądzie Najwyższym sprawa immunitetu sędziego Igora Tulei, w instytucji nazywanej Trybunałem Konstytucyjnym – sprawa usunięcia z urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Adama Bodnara oraz oczywiście sprawa zakazu aborcji z przyczyn embriopatologicznych.
Biłyśmy wtedy na alarm, organizowałyśmy miniprotesty samochodowe na trasie Ujazdowskie – Bagatela – Szucha, wieszałyśmy plakaty, pisałyśmy, przekonywałyśmy,
mówiłyśmy. Jednak niewiele było w naszej działalności okazji, kiedy czułabym bardziej, że idziemy same.
Dominowała potrzeba czystości ideologicznej – albo zajmujemy się prawami kobiet, albo praworządnością. Albo aborcją, albo niezależnością sądownictwa. Moje tłumaczenie, że sprawa aborcji w pseudo-Trybunale, jeśli będzie przegrana, stanie się najbardziej bolesnym przykładem tego, co się dzieje, jeśli nie ma praworządności, jeśli sądownictwo nie jest niezależne, wydawało się trafiać w próżnię. Widziałam te miny na dźwięk słowa na „a” – ale widziałam też miny na dźwięk słowa „Trybunał”. Z bezsilności pękało mi serce.
To uczucie wraca za każdym razem, kiedy – szczególnie – polityczki i politycy próbują zaprzeczać temu oczywistemu połączeniu, kiedy mówią o aborcji w Polsce lub o zeszłorocznym oświadczeniu mgr Przyłębskiej, próbując skupiać się tylko na części tematu, biorąc sobie tylko tę, którą nie tyle uważają za ważną, ile zdolną do przysporzenia im popularności wśród (wyłącznie) własnych wyborców – i jednocześnie unikając tej, która stopień popularności mogłaby jakkolwiek obniżyć.
Pojechałam w tym tygodniu do Strasburga bez wielkich nadziei, zakładając, że na takich właśnie polityków trafię. I rzeczywiście, było ich sporo, a w projekcie rezolucji PE dotyczącej praworządności pseudo-Trybunału Konstytucyjnego nie znalazła się kwestia oświadczenia mgr Przyłębskiej z 22 października zeszłego roku.
Ale na szczęście byli nie tylko tacy – była też lewicowa europosłanka ze Szwecji Malin Bjork, która na naszą, Strajkową prośbę wniosła do wybrakowanej rezolucji dwie poprawki – jedną mówiącą o tym, że 22 października nieprawidłowo obsadzony polski Trybunał Konstytucyjny został użyty w celach politycznych, żeby odebrać prawa kobietom mieszkającym w Polsce. I drugą – mówiącą wprost, że oświadczenie pani mgr Przyłębskiej nie jest wyrokiem.
Kiedy zobaczyłam wyniki głosowania, kiedy zobaczyłam, że się udało, znów poczułam, że nie idę sama. I z tym uczuciem wchodzę w 22 października 2021 r., idąc na zbiórkę podpisów pod projektem Legalna Aborcja bez Kompromisów, którą w tym dniu zorganizowaliśmy w całej Polsce. I żadna z nas nie idzie sama.
+