Będzie jeszcze drożej
Olej jest droższy o 54,9 proc. niż w kwietniu 2021 r. Masło – aż o 51,2 proc. Drób zdrożał o 45 proc. Ale w górę idzie właściwie wszystko. Prawdziwy szok jednak nastąpi, gdy rząd zdejmie tarcze antyinflacyjne.
– To dowód na to, że realny wzrost cen, jego dynamika i odczuwalność dla konsumentów znacznie przewyższają oficjalne odczyty inflacji. Niestety, w świetle aktualnych czynników szczyt podwyżek jest dopiero przed nami i można się go spodziewać w wakacje. Wówczas sięgnie 25 proc. lub nawet 30 proc. rok do roku. Będzie to efektem tego, że dotychczas podejmowane działania antyinflacyjne nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Złagodziły nieco skutki, ale nie usunęły przyczyn inflacji – mówi dr Tomasz Kopyściański, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
Ale po kolei.
Co drożeje w sklepach teraz najbardziej?
Z indeksu cen w sklepach sporządzanego cyklicznie przez firmę analityczno-badawczą UCE Research i Wyższych Szkół Bankowych (analiza ponad 30 tys. produktów) wynika, że w kwietniu w sklepach było drożej niż rok temu średnio o prawie 22 proc. Dla porównania: w marcu br. średni wzrost cen w sklepach wyniósł 15,6 proc., w lutym – 10 proc.
Badaniem objęto wszystkie na rynku dyskonty, hipermarkety, supermarkety, sieci convenience i cash & carry.
Analiza obejmuje m.in. 12 podstawowych kategorii oraz 52 najczęściej wybierane przez konsumentów produkty codziennego użytku. Wnioski?
Zdrożała każda z 12 obserwowanych kategorii.
Szczególnie widoczne jest to w przypadku oleju, który znowu znacznie poszedł w górę, tj. o 54,9 proc. rok do roku (miesiąc wcześniej – o 68,6 proc.). Na drugim miejscu w tej kategorii znalazło się masło ze wzrostem aż o 51,2 proc. rok do roku (poprzednio – o 29,2 proc.).
Skąd te podwyżki? Biją w nas rosnące ceny rzepaku, słonecznika, oleju rzepakowego, słonecznikowego i sojowego.
Ukraina jest ich ważnym dostawcą. W 2021 r. z tego państwa pochodziło 79 proc. dostaw do Polski oleju sojowego, 45 proc. – słonecznikowego, 20 proc. – rzepakowego i nieco ponad 15 proc. nasion rzepaku.
Na dodatek zbiory rzepaku w ubiegłym roku zasadniczo były słabe.
– Z kolei w przypadku masła powodem podwyżek jest malejąca w ostatnim roku podaż produktów mlecznych, co przy wysokim popycie przekłada się na wzrost cen. Lepsze zbiory produktów roślinnych w tym roku, sprzyjające warunki pogodowe i zwiększona produkcja mogłyby ewentualnie nieco złagodzić ten stan w III i IV kwartale tego roku – stwierdza dr Tomasz Kopyściański.
Dlaczego drożeje mięso?
To wszystko przypomina reakcję łańcuchową.
– Gospodarka to system naczyń połączonych. Gdy pojawia się nagły czynnik negatywny, to dotyka najpierw sfer, z którymi jest bezpośrednio związany, a potem, w efekcie transmisyjnym, przenosi się na inne grupy produktów. Tradycyjnie wzrost cen paliw i energii nakręca podwyżki niemal we wszystkich kategoriach – tłumaczy dr Kopyściański.
I znowu według tej zasady: brakuje zbóż, to drożeje właściwie cała żywność.
W kwietniu mięso w porównaniu z kwietniem 2021 r. zdrożało o 31,2 proc. Drób aż o 45 proc. rok do roku. Kurczaki karmi się paszą z kukurydzy, której na rynku brakuje. A skoro brakuje, to jest droga.
Wieprzowina poszła w górę o 28,7 proc., a wołowina – o 27 proc. roku do roku.
– Mięso jest produktem pierwszej potrzeby. W strukturze spożycia przez Polaków wśród tego typu produktów drób ma największy udział. Do jego produkcji potrzebna jest pasza, gdzie niezbędne są nawozy, a one drożeją wraz z ceną gazu. Pamiętajmy
też o tym, że na inflacji zarabiają sklepy, które podnoszą marże na produkty. Konsumenci nie są tego świadomi. Uważają, że wszystkiemu winne jest wyłącznie obniżenie wartości pieniądza – komentuje dr Anna Semmerling, ekspertka z zakresu finansów i ekonomii Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku.
Skoro drożeje mięso, to ciągnie za sobą podwyżki innych produktów z niego robionych. Karma dla kotów zdrożała aż o 49,3 proc. roku do roku, a dla psów – o 26 proc. Jedne i drugie są produkowane ze składników pochodzenia zwierzęcego.
Mocno zaczęły drożeć chleb i warzywa
Pieczywo zdrożało prawie tak samo mocno jak mięso, bo o 28,1 proc. rok do roku (w marcu – tylko 4,4 proc.).
– To jest konsekwencja ograniczonej podaży zbóż wywołanej wojną w Ukrainie oraz rosnącymi kosztami produkcji. W konflikt zbrojny zaangażowane są bezpośrednio dwa państwa będące istotnymi eksporterami produktów rolnych. Do niedawna Rosja i Ukraina łącznie odpowiadały za ponad 25-30 proc. światowego eksportu pszenicy – przypomina dr Kopyściański.
W mediach sensację robią zdjęcia importowanych czereśni po 260 zł za kilogram. Bez czereśni można się jednak obyć.
Drożeją za to mocno bardziej prozaiczne pomidory – o 62,8 proc., kapusta – o 52,4 proc., oraz ogórki – o 37,2 proc. rok do roku.
Wątłym pocieszeniem jest to, że potaniały marchew – o 11,9 proc., cebula – o 10,1 proc., a także papryka – o 5,2 proc.
– Na ceny warzyw wpływają rosnące koszty produkcji spowodowane m.in. drożejącymi nawozami sztucznymi, co jest efektem pandemii. Dodatkowo obecne zawirowania w łańcuchach logistycznych ograniczyły dostępność warzyw w wielu częściach świata, a żywność stanowi jeden z głównych krajowych produktów eksportowych Polski. Sporo warzyw równolegle importujemy – głównie pomidory, ogórki, paprykę i sałatę – z Hiszpanii, Holandii i Turcji. Zachodzi zjawisko wynikające z globalizacji. Krajowym producentom opłaca się bardziej eksportować, a braki na naszym rynku zastępuje się importem. Polscy konsumenci płacą przez to więcej – wyjaśnia dr Tomasz Kopyściański.
Owoce kwiecień do kwietnia zdrożały najmniej o 7,8 proc. Napoje o 10,9 proc., chemia gospodarcza – 11,4 proc., pieluchy dla dzieci zanotowały wzrost o 17,1 proc.
– W kategorii chemii gospodarczej podwyżki hamuje to, że konsumentom stosunkowo łatwo jest odnajdywać tańsze substytuty czy zamienniki, nawet takie jakie ocet czy soda, a producenci nie chcą tracić klientów. Jeśli chodzi o owoce, to należy się spodziewać większych wzrostów cen sezonowych towarów, takich jak czereśnie czy truskawki. Częściowo będzie to wynikać z rosnących kosztów produkcji, ale też z możliwości narzucania wyższych marż przez sklepy w dobie inflacji – podsumowuje dr Anna Semmerling.
I dodaje:
– Model tarczy antyinflacyjnej przy obecnych uwarunkowaniach i dwucyfrowym poziomie inflacji zdecydowanie nie przynosi zamierzonych efektów, a co gorsza – po jej likwidacji będzie miał głębokie konsekwencje. Najprawdopodobniej będzie można do nich zaliczyć kolejny wzrost cen paliw – dużo wyższy niż obecne 15 pkt proc. różnicy w stawce VAT. I to może faktycznie niepokoić – ostrzega Semmerling.