Jarek, dzwoni pani Kublik
Dawno, dawno temu, gdy jadłam jajecznicę z braćmi Kaczyńskimi…
Urodziny „Wyborczej” nieuchronnie wywołują wspomnienia. Tak i teraz moje myśli poszybowały do naszych początków, a konkretnie do lat 90. A dokładnie do wiosny 1991.
A wszystko przez Jarosława Kaczyńskiego.
Było tak. „Wyborcza” wiosną 1991 była najpotężniejszym medium, a Adam Michnik najistotniejszym punktem odniesienia. Wywiadów udzielali nam wszyscy, ba, zabiegali o nie. Pojawienie się na naszych łamach to był dla polityków zaszczyt.
W tamtym czasie zajmowałam się prezydentem Lechem Wałęsą. Dlatego zabiegałam o spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim, który zaraz po zwycięstwie Wałęsy stanął na czele Kancelarii Prezydenta i szefował jej do października 1991 r.
Kaczyński od razu zgodził się na spotkanie, zostałam zaproszona na godziny poranne. Jakież było moje zdziwienie, ale i ogromna radość, gdy Jarosław powitał mnie razem z bratem Lechem, który wtedy był szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Lech przyszedł, żeby mnie poznać!
Siedzieliśmy we trójkę w prywatnym saloniku obok gabinetu Jarosława. Było uroczo. Razem zjedliśmy śniadanie, to była jajecznica. Potem długo rozmawialiśmy o Polsce, wspominaliśmy czasy młodzieńcze, bo uczyliśmy się w tym samym żoliborskim, słynnym Liceum im. Joachima Lelewela (ja je skończyłam, Kaczyńscy nie, zostali przeniesieni do dwóch różnych szkół). Wspominaliśmy nauczycieli, na przykład dyrektorkę Annę Radziwiłł, uczyła nas historii. Wspólne żoliborskie korzenie dały nam poczucie bliskości.
Bracia ukazali mi się jako uroczy gospodarze, świetni gawędziarze, opowiedzieli mnóstwo anegdot z pracy u Wałęsy. Byli dowcipni, błyskotliwi i bardzo empatyczni.
Mogę śmiało napisać, że się polubiliśmy. Siedzieliśmy w trójkę na pałacowych kanapach z obiciami w złote pasy, kanapy były wysokie, bracia radośnie machali nogami i razem zaśmiewaliśmy się z żartów Lecha i Jarosława.
Gdy potem potrzebowałam komentarza któregoś z braci, dzwoniłam do ich domu przy Mickiewicza na warszawskim Żoliborzu. Ich matka zawsze ciepło mnie witała i wołała w głąb domu: – Jarek, dzwoni pani Kublik, chodź szybko.
Potem drogi Kaczyńskich i Wałęsy się rozeszły. 29 stycznia 1993 r. Jarosław brał udział (m.in. z Adamem Glapińskim, Janem Parysem i Antonim Macierewiczem) w marszu na Belweder. Tym, na którym spalono kukłę Wałęsy z napisem „Bolek”.
Gdy w 1993 r. Porozumienie Centrum, pierwsza partia Jarosława, nie przekroczyło progu, lecz przekonało do siebie 609 tys. wyborców, pani Jadwiga, matka bliźniaków, miała krzyknąć: „Głupi naród, nie wiedzą, na kogo głosują”.
Z Lechem Kaczyńskim i jego żoną Marylką spotykałam się przy różnych okazjach, raz nawet przydarzyło mi się, na przyjęciu Barbary Labudy, trzymać tackę z wegetariańskimi przysmakami, z której jadł Lech. Żartom nie było końca, najbardziej zaśmiewał się Andrzej Urbański – że gdyby Michnik widział, że karmię Lecha, toby mi dał nagrodę.
Jesienią 1995, przed wyborami prezydenckimi, Lech i Donald Tusk przyszli do redakcji na wspólny wywiad. Siedzieli naprzeciwko siebie, a ja z Moniką Olejnik przepytywałyśmy ich ze wszystkiego. Wywiad ukazał się pod proroczym tytułem „Wojna dwóch światów”.
To była naprawdę fascynująca debata ludzi, którzy się różnią, czasami diametralnie, ale mimo wszystko starają się „nie znielubić się do końca”.
I nie znielubili. Przynajmniej Lech Tuska, a Tusk Lecha. Z Jarosławem to zupełnie inna, tragiczna historia.
W 2006 r., pięć miesięcy przed tym, jak Jarosław został premierem, gdy spotkaliśmy się przy okazji kolejnego wywiadu z cyklu „Dwie na jednego”, wypytywał mnie – nie pół żarem, pół serio, ale całkiem poważnie – jak ja, żoliborzanka, z Lelewela, wychowanka Anny Radziwiłł, mogłam tak fatalnie trafić do Michnika i jego „Wyborczej”? Dla niego to było jak zdrada.
To wtedy Jarosław chwalił Andrzeja Leppera, wówczas wicemarszałka Sejmu, a po chwili już wicepremiera IV RP, że „to jest taki człowiek, w którym w tej chwili dobro zwycięża”.
Nie domyślałam się wtedy, że po latach Jarosław objawi się jako „człowiek, w którym zwyciężyło zło”. A naród będzie na niego głosował.
Gdy Porozumienie Centrum dostało 609 tys. głosów, pani Kaczyńska ponoć krzyknęła: „Głupi naród, nie wiedzą, na kogo głosują”