Chiński milioner z penthouse’u sadzi szczypiorek
Warzywa są rarytasem. Spacer po osiedlu – nieosiągalnym dobrem. Zamknięci w domach Chińczycy mogą na relatywne odzyskanie wolności czekać aż do jesieni. Polityka zero COVID za Wielkim Murem nie oszczędza nikogo, także światowej gospodarki, którą przez to czeka kolejny wielki kryzys.
Nagranie nakręcone w kwietniu przez mieszkańca Szanghaju odtworzono w kraju jedwabiu i herbaty, a także poza Wielkim Murem miliony razy. Wstrząsnęło Chińczykami, którzy do tej pory przyklaskiwali działaniom partii i polityce zero COVID. Oburzyło najstarszych szanghajczyków, którzy w życiu niejedno już widzieli, choćby publiczne egzekucje, ale tym razem złapali się za głowy. Młodszych skłoniło do myślenia o emigracji. Media publiczne – do krytyki, co w Państwie Środka jest rzadkością, a władze – do reakcji i przeprosin, choć te były spóźnione.
„POMYŁKA” SŁUŻB SANITARNYCH
W kwietniu w szanghajskim dystrykcie Putuo z domu opieki zabrano starszego pana. Służby sanitarne włożyły jego ciało do worka na trupy, tyle że podopieczny domu starców jeszcze żył.
Gdy pracownicy umieszczali worek z „ciałem” w furgonetce, którą podróż odbywa się tylko w jedną stronę, jednego z nich coś zaniepokoiło. Zajrzał do worka i zorientował się, że senior ma jeszcze puls. – Przecież on żyje! – krzyczy pracownik, a całe zdarzenie filmuje jeden z pobliskich mieszkańców.
Władze wszczęły postępowanie wobec sześciu osób, w tym lekarza, dyrektora zakładu opieki, pracowników służb sanitarnych i lokalnego działacza partyjnego. – Co by było, gdyby nikt nie zorientował się na czas? On już był praktycznie w drodze do krematorium! Kto teraz pójdzie do takiego miejsca „spokojnie” dożyć ostatnich dni?! Co zrobią ludzie samotni i zniedołężniali, którzy nie mają gdzie się podziać? – pytają w mediach społecznościowych mieszkańcy Państwa Środka.
Dyskusja rozpętała się także na temat przeciążonej służby zdrowia i niesprawnego systemu walki z koronawirusem w Chinach.
Ale właściwie o jaką walkę chodzi? Chiny zadeklarowały do tej pory łącznie 368 potwierdzonych przypadków zachorowania na COVID (pacjenci z objawami) i 5647 przypadków pacjentów bezobjawowych. Zdecydowaną większość – odpowiednio 274 i 5395 – wykryto w Szanghaju. Przypadków bezobjawowych jest więcej w całym kraju – m.in. w prowincjach Liaoning, Zhejiang, Jiangxi i Sinkiang.
STOLICA FINANSOWA CHIN SPARALIŻOWANA
Życie w Szanghaju – stolicy finansowej Chin, turystycznej Perle Orientu, gdzie Wschód spotyka się z Zachodem, z ociekającymi luksusem hotelami wyposażonymi w jacuzzi na dachu wieżowców, wykwintną kuchnią i ekskluzywnymi butikami światowych marek, starymi pagodami i egzotycznymi ogrodami – zamarło sześć tygodni temu.
Wraz z pierwszym komunikatem lokalnego biura partii o wykryciu ogniska koronawirusa mieszkańców tego 24-milionowego miasta zamknięto tam, gdzie akurat się znajdowali: na osiedlach, w biurach czy restauracjach („bo w restauracji była zakażona osoba”), nie ostrzegając wcześniej, by zrobili zapasy jedzenia ani ile to potrwa.
Siedzieli pokornie, bo z nakazami partii się tu nie dyskutuje. Każą oddać psa z mieszkania, gdzie byli „zakażeni”, to się oddaje, choć się go więcej nie zobaczy. Niemowlę do izolatki? Serce pęka, ale rodzice się nie kłócą – tu wszyscy wiedzą, że jak będą chcieli, to i tak zabiorą. Choć Chińczycy nie należą do narodów, które się nie buntują i nie protestują, to w przypadku COVID strategia władz zadziałała. Widzieliście nagrania z Lombardii? Ogarnięty pandemią i nienadążający z pochówkami Nowy Jork? Tylko Chiny poradziły sobie z pandemią, a cenę, którą za to zapłacił zamknięty na dwa miesiące Wuhan, warto było zapłacić – to narracja Pekinu.
WSZYSCY RÓWNI W LOCKDOWNIE. I GŁODNI
Co jakiś czas komuś puszczały nerwy i np. wystawiał pustą lodówkę na balkon w manifeście przeciwko zbyt skąpym dostawom jedzenia. Mieszkańcom osiedli w kwarantannie (wystarczy przypadek zakażenia u choćby jednego mieszkańca, by całe osiedle zamknąć na dwa tygodnie) na zakupy nie wolno wychodzić – żywność dowożą wspólnoty mieszkaniowe, roznoszą wolontariusze. Na małych osiedlach zazwyczaj żywności jest mało, a na dużych się marnuje. Logistyka dowozów w 24-milionowym mieście to nie lada wyzwanie.
Wobec lockdownu wszyscy są równi – mieszkańcy ciasnych lilongów (stara zabudowa szanghajska charakteryzująca się wąskimi alejkami i maleńkimi mieszkaniami blisko sąsiadującymi ze sobą, budowanymi niegdyś dla biedoty robotniczej zasiedlającej miasto) są uwięzieni w czterech ścianach na tych samych zasadach co milionerzy i rekiny szanghajskiej giełdy w penthouse’ach w nowoczesnej dzielnicy Pudong. Z tą różnicą, że ci drudzy dopiero uczą się sadzić szczypiorek na balkonie (każda żywność jest na wagę złota, zwłaszcza warzyw brakuje), a lokatorzy lilongów od lat mają parapety wypełnione domową uprawą ziół i wszelakiej zieleniny.
Początkowo lockdown miał trwać kilka dni, potem dwa tygodnie, potem do maja, tyle że w maju szanghajczycy wciąż podziwiali kwitnące na wiosnę krzewy wiśni przez okno. Teraz najnowszy komunikat brzmi, że przedłużono go do końca bieżącego miesiąca. Każdy, kto ma głowę na karku, domyśla się, że sytuacja nie zmieni się do jesieni, czyli zjazdu partii i ponownych wyborów jej głowy, na który to stołek już po raz trzeci chrapkę ma Xi Jinping. Żeby to było możliwe, w 2018 roku doprowadził on do zmiany konstytucji (zasady zmienił Mao Zedong, wprowadzając ograniczenie maksymalnie dwóch pięcioletnich kadencji), tak by móc sprawować władzę praktycznie dożywotnio.
Teraz, żeby się u niej utrzymać, będzie próbował udowodnić, że wygrał walkę z COVID. By wykazać sukces, pokazał już, że nie cofnie się przed zamknięciem miast i ich mieszkańców.
OPŁAKANE SKUTKI EKONOMICZNE IZOLACJI
– Wiele osób chce wyjechać, bo ma już serdecznie dość lockdownu, poza tym boi się wywiezienia do obozów izolacyjnych. Ale bilety do Europy kosztują obecnie 60 tys. juanów (35 tys. zł) – mówi nam Janina, Polka mieszkająca w Szanghaju od wielu lat.
W takim obozie dziewięć dni spędził Australijczyk Mason, który do Państwa Środka pojechał dorobić jako nauczyciel angielskiego. Takie miejsca to często niedobudowane, niedokończone szpitale tymczasowe. Warunki panują tam polowe, na pewno nie nadają się do hospitalizacji. Historię Masona opisuje „The Australian”. – Jak tylko ja i moja dziewczyna znaleźliśmy dom dla naszych sześciu kotów, wyjechaliśmy. To było życie jak w więzieniu – mówi gazecie mieszkaniec Melbourne.
„The Australian” pisze, że od czasu wybuchu pandemii Chiny opuściła połowa ekspatów.
CHIŃSKA GOSPODARKA ZWALNIA I HAMUJE ŚWIAT
Aspekt ludzki jest najważniejszy, ale analitycy ekonomiczni też nie śpią spokojnie, nie mając wątpliwości: Chiny nie nadgonią strat spowodowanych lockdownem i nie osiągną przewidywanego jeszcze z początkiem roku wzrostu gospodarczego na poziomie 5,5 proc. (uśrednione tempo wzrostu w Chinach od 1989 do 2021 to 9,19 proc.).
– Chiny są jeszcze daleko od recesji, ale stagnacja gospodarcza jest szczególnie bolesna dla kraju przyzwyczajonego do szybkiego wzrostu, jak to miało miejsce w ostatnich dziesięcioleciach – pisze w majowym wydaniu „Foreign Policy” James Palmer, zastępca redaktora naczelnego.
Druga gospodarka świata zwalnia, hamując światowy przemysł, ale nie brakuje jej problemów na własnym podwórku.
Bezrobocie młodzieży w miastach przekroczyło 16 proc., podczas gdy przez pandemią sięgało ono 10 proc. To głównie absolwenci szkół wyższych lub zawodowych, którzy w metropoliach szukali pierwszej pracy i liczyli na zrobienie kariery.
Wielu z nich pracę straciło, choćby na rynku mieszkalnictwa, wynajmu przestrzeni biurowej czy w turystyce. Przyczyną jest nie tylko lockdown, ale też zaostrzająca się polityka udzielania kredytów. Pożyczki nie są już tak dostępne jak niegdyś, sprzedaż mieszkań i rynek wynajmu stoją.
Ogólna stopa bezrobocia w Chinach – 5,8 proc. – jest relatywnie niska, ale
także zatrudnieni doświadczają kłopotów finansowych. Prawo pracy nie jest w Chinach przestrzegane, wielu od 6 tygodni, czyli od momentu rozpoczęcia lockdownu, nie dostało wypłaty.
W głębokim kryzysie jest Makau. Gospodarka tej wysepki jest w dużej mierze uzależniona od turystyki i legalnego tam hazardu. Pandemia odcięła ją od obu źródeł dochodu. Po poważnych stratach w 2020 r., kiedy jego gospodarka skurczyła się aż o 56 proc., zaczęła się dźwigać, by w kwietniu tego roku zaliczyć 68-procentowy spadek dochodów z gier. A te odpowiadają za blisko połowę gospodarki Makau.
W miastach – ośrodkach przemysłowych zwolniła produkcja, zatrzymał się handel. Od 19 kwietnia wiele miast przemysłowych i portów handlowych – w tym tak ważne ośrodki jak Jilin, Shenyang, Tiencin, Shenzhen i Kanton – zamknęło firmy, nałożyło ograniczenia w podróżowaniu lub kazało mieszkańcom zostać w domu.
EKONOMIA ZWALNIA,
PARTIA PRZYSPIESZA
Z PROPAGANDĄ
– I tak już rozległe zakłócenia w globalnych łańcuchach dostaw są pogłębiane przez lockdowny w Chinach, zwiększając presję inflacyjną i trudności w nabywaniu szerokiej gamy towarów konsumpcyjnych” – mówi Eswar Prasad, profesor ekonomii i polityki handlowej na Cornell University i były szef wydziału Chin Międzynarodowego Funduszu Walutowego, dla magazynu „Time”.
Porty działają na jednocyfrowych wolumenach. Ten w Szanghaju jest jednym z największych światowych portów dla kontenerowców i obsługuje około 17 proc. całkowitego wolumenu portów w Chinach. Obsada w portach jest zmniejszona, tak jak i limity pracowników wchodzących na statek. Zarządcy zabraniają konsultacji pomiędzy dokerami a załogą statków, przez co załadunki się przedłużają albo muszą być poprawiane. Ładunki są składowane z opóźnieniem, a to wszystko powoduje gigantyczne przestoje w portach w całych Chinach.
Ekonomiści ostrzegają w amerykańskich mediach: „W nadchodzących miesiącach wystąpią niedobory niektórych towarów konsumpcyjnych w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza elektroniki, sprzętu AGD, a także do pewnego stopnia odzieży.”
To samo może spotkać Europę, do której elektronika trafia głównie z Państwa Środka. Od Chin jesteśmy uzależnieni, jeśli chodzi o część materiałów budowlanych (jak choćby zawiasy, śrubki), tekstyliów, małego i dużego AGD.
Ucierpi przemysł motoryzacyjny, którego kondycja i tak już jest opłakana. – Chińscy producenci samochodów mogą być zmuszeni do wstrzymania produkcji – ostrzegł niedawno He Xiaopeng, dyrektor generalny firmy Xpeng handlującej pojazdami elektrycznymi.
CHIŃCZYCY EMIGRUJĄ DO GRECJI
Tymczasem Pekin zdaje się skupiony na innych zadaniach niż ratowanie gospodarki. Centralny departament propagandy Chin ogłosił nową kampanię pod hasłem „odmłodzenia silnego narodu”. Celem jest wskrzeszenie czerwonego ducha w narodzie przed 20. zjazdem Partii Komunistycznej, który odbędzie się jesienią. Do tego czasu kraj ma być wolny od wirusa i zaangażowany ideologicznie w wzmacnianie nacjonalistycznych idei.
Ale młode pokolenie nie chce dać się na to nabrać. W internecie króluje hasło o „filozofii biegania” – zaszyfrowanym sposobie mówienia o emigracji. Zamiast używać znaku sugerującego ucieczkę z Chin, co zaalarmowałoby czujność cenzorów, internauci używają znaku, który brzmi jak angielskie słowo „run”, ale oznacza coś innego.
Obecnie bardzo popularny kierunek emigracji mieszkańców kraju jedwabiu i herbaty na Stary Kontynent to Grecja. Oferuje ona tzw. złote wizy (czyli zezwalające na przemieszczanie się do krajów Wspólnoty) dla Chińczyków, którzy kupią tam nieruchomość za co najmniej 250 tys. euro. Chętnych na zainwestowanie w ten sposób oszczędności życia jest coraz więcej.