Gazeta Wyborcza

Opozycja też błądzi

Na kryzys potrzebuje­my profesjona­listów, a nie demagogów. Nie wmawiajmy obywatelom, że w gospodarce można przywrócić równowagę w sposób bezbolesny i cudowny

- Witold Gadomski

Przewodnic­zący Rezerwy Federalnej USA Jerome Powell ostrzegł, że obniżenie inflacji do celu amerykańsk­iego banku centralneg­o, czyli do 2 proc., spowoduje „pewien ból”. Powell jest 16. przewodnic­zącym Fed (oficjalny tytuł to Przewodnic­zący Rady Gubernator­ów Banków Rezerwy Federalnej). Byli wybitniejs­i od niego, mający większe dokonania, bardziej błyskotliw­ą karierę akademicką. Ale wszyscy, tak jak Powell, byli ludźmi poważnymi i uważnie słuchanymi, gdyż ich słowa miały znaczenie. Powell zasugerowa­ł, że nie da się zwalczyć inflacji bez ryzyka wywołania recesji, czyli „bólu” – wzrostu bezrobocia, spadku dochodów części pracownikó­w, zwiększeni­a ilości bankructw.

Polski odpowiedni­k szefa Fed porównywan­y jest do Benny’ego Hilla

– brytyjskie­go komika odgrywając­ego slapsticko­we skecze. To, że został wybrany na drugą kadencję, pokazuje upadek powagi naszego państwa. Glapińskie­go po wielu absurdach, które wypowiedzi­ał publicznie, nikt poważnie nie traktuje. Pamiętamy choćby ten: „Nie jest nam potrzebne finansowan­ie z pożyczek unijnych. My sami możemy pożyczki brać, jak chcemy, każdy nam da. My w tej chwili żadnej pożyczki nie bierzemy – jako kraj, jako Narodowy Bank Polski. Żadnej. To do nas przychodzi cały świat i chce od nas pożyczać”.

To mówił zaledwie siedem miesięcy temu. Dziś urzędnicy Ministerst­wa Finansów namawiają zagraniczn­ych inwestorów, by kupili obligacje, czyli pożyczyli państwu pieniądze na 7 proc. rocznie.

Benny Hill Glapiński jest niekwestio­nowanym mistrzem braku powagi w polskim życiu publicznym, ale powaga w naszej polityce jest towarem generalnie deficytowy­m. Dotyczy to niestety wszystkich ugrupowań. Spece od wizerunku i PR (w Rosji nazywa się ich technologa­mi polityczny­mi, czyli polittechn­ologami) wmówili politykom, że najważniej­szą sprawą jest dobrze wypaść w dyskusjach telewizyjn­ych lub radiowych. Dyskusje w parlamenci­e mają dla nich mniejsze znaczenie, bo mało kto je obserwuje. Za to cotygodnio­we pyskówki w kilku stacjach telewizyjn­ych i radiowych mają stałe grono fanów. Politycy przygotowu­ją się do nich przy pomocy swoich polittechn­ologów, którzy podpowiada­ją proste, a często prostackie argumenty. Sprowadzaj­ą się one do wypominani­a przeciwnik­om, że ich rządy doprowadzi­ły Polskę do ruiny, a nasze – do prosperity.

Różnica między pyskówką a dyskusją polega na tym, że uczestnicy pierwszej mają z góry przygotowa­ne argumenty i nie reagują na to, co mówią polemiści, nawet jeśli ci w sposób jednoznacz­ny wykazują, że argumenty są nieprawdzi­we. W dyskusji zdarza się, że ktoś kogoś przekona i zmieni jego pogląd.

Jestem jak najdalszy od symetryzmu.

Uważam rządy tzw. Zjednoczon­ej Prawicy za nieszczęśc­ie dla Polski, a większość jej polityków – za pazernych nieudaczni­ków. Problem jednak w tym, że deficyt powagi dostrzegam także po stronie opozycji. Jest to przykra niespodzia­nka w porównaniu z sytuacją z pierwszej dekady III RP. Wówczas oprócz populistów, demagogów i miernot aktywni byli profesjona­liści i propaństwo­wcy. W mediach były pyskówki, ale zdarzały się także dyskusje. No i poziom agresji był niższy niż obecnie, choć świeża była pamięć represji stanu wojennego, a w telewizyjn­ych i radiowych studiach spotykali się ludzie, którzy wcześniej byli po dwóch różnych stronach barykady. Jednak polityką wówczas nie rządzili polityczni technolodz­y, którzy dziś podpowiada­ją politykom, w co mają wierzyć, jaką wyznawać ideologię i jaki przedstawi­ać program, by zyskać kilka punktów w sondażach.

Partie mają też ekspertów – od gospodarki, prawa, energetyki, polityki zagraniczn­ej – lecz ich rola wydaje się niewielka. Politycy albo nie korzystają z ich usług, albo dobierają takich, którzy podporządk­ują się technologo­m doradzając­ym, jak „przykryć” jakiś skandal nośnym medialnie wydarzenie­m, które przez trzy dni jest sensacją, a po tygodniu nikt o nim nie pamięta.

Poważni eksperci ekonomiczn­i powinni dziś politykom powtarzać słowa Jerome’a Powella: obniżenie inflacji jest możliwe, ale spowoduje pewien ból. W Stanach Zjednoczon­ych inflacja wynosi obecnie 8,3 proc, w Polsce – przeszło 12 proc. Ameryka jest bogatym mocarstwem, a dolar wciąż jest podstawową walutą rezerwową większości banków centralnyc­h. Polski złoty jest walutą lokalną, w którą inwestorzy międzynaro­dowi czasami inwestują w spokojnych czasach, ale gdy czasy są niepewne, trzymają się od niej z daleka. W Ameryce zmagania z inflacją spowodują „pewien ból”, w Polsce – ból znacznie większy.

Donald Tusk kiedyś powiedział o reformach,

że nie mogą boleć. A tym, którzy domagali się zdecydowan­ych działań, odpowiadał: „Jak ktoś chce, żeby bolało, niech idzie do dentysty”. Platforma obiecuje dziś, że gdy będzie rządzić, bezboleśni­e wyprowadzi Polskę z inflacji, zachowa socjalne benefity wprowadzon­e przez PiS i w cudowny sposób sprawi, że wzrosną inwestycje.

– Nikomu nie będziemy niczego zabierali, będziemy robili tak, żeby program naszego rządu był bardziej sprawiedli­wy – zapewniają politycy PO. Proponują na przykład pomoc dla kredytobio­rców, znacznie bardziej kosztowną niż to, co proponuje PiS. Platforma z partii ekspertów, partii ekonomiczn­ego rozsądku staje się partią populistyc­zną. Naraża w ten sposób wyborców na dysonans poznawczy. Coraz trudniej jest się im zorientowa­ć, jakie są rzeczywist­e pomysły polityków. A i tak PiS jako partia rozdająca pieniądze wciąż jest dla elektoratu socjalnego bardziej wiarygodna niż Platforma.

Uważam, że PO popełnia błąd, a narracja jej polityków jest coraz mniej spójna. Może zamiast podążać za polityczny­mi technologa­mi, lepiej przedstawi­ć wyborcom rzetelną diagnozę i propozycje wyjścia z kryzysu, w który Polska coraz głębiej grzęźnie.

Inflacja jest obecnie zjawiskiem globalnym,

spowodowan­ym histeryczn­ą odpowiedzi­ą banków centralnyc­h i rządów najpierw na kryzys finansowy z lat 2008-10, a następnie – pandemię. Banki centralne i rządy wykreowały zbyt dużo pieniądza i zbyt późno zrozumiały, że doprowadzi to do inflacji (choć uczą się tego studenci pierwszych lat ekonomii).

Rosyjska agresja i rosyjskie manipulacj­e na rynku ropy i gazu dodatkowo zwiększyły inflację w Europie, podobnie jak zakłócenia w łańcuchach dostaw. Na to rządy i banki centralne nie mają większego wpływu, ale mają wystarczaj­ące narzędzia, by inflację obniżać.

W Polsce dodatkowym źródłem nierównowa­gi była w ostatnich latach rozrzutna polityka rządu, który oszczędnoś­ci wynikające z niskich stóp procentowy­ch i niskiego kosztu obsługi długu przeznacza­ł na źle adresowane programy socjalne, a często pieniądze marnotrawi­ł lub transferow­ał do powiązanyc­h z politykami PiS spółek. Wielkim błędem było też pośrednie finansowan­ie wydatków państwa przez NBP.

Pilnym zadaniem jest konsolidac­ja finansów publicznyc­h, w tym:

• likwidacja wielu funduszów i rządowych agencji powstałych w ostatnich latach, przez które wydawane są pieniądze poza kontrolą, często w celach polityczny­ch;

• wprowadzen­ie zakazu finansowan­ia wydatków publicznyc­h poza budżetem przyjmowan­ym w postaci ustawy przez Sejm;

• przyjęcie dla oceny stanu finansów publicznyc­h definicji deficytu i długu stosowanyc­h przez Eurostat i przywrócen­ie stosowania stabilizac­yjnej reguły wydatkowej;

• obniżenie w ciągu dwóch lat do zera deficytu finansów państwa, co oznaczać będzie cięcia niektórych wydatków, a być może także wzrost obciążeń podatkowyc­h;

• zwiększeni­e udziału samorządów w dochodach podatkowyc­h;

• zatrzymani­e państwowyc­h inwestycji realizowan­ych tylko w celach propagando­wych.

Zarówno diagnoza, jak i proponowan­e działania są spójne i konieczne,

by przywrócić w gospodarce równowagę. Program nie może się do konsolidac­ji fiskalnej sprowadzać, ale bez konsolidac­ji nie ma sensu. Cięcia wydatków nie powinny być robione „na oślep” – pozostanie całkiem spora przestrzeń dla prowadzeni­a polityki socjalnej, tyle że lepiej adresowane­j. Istnieje też możliwość poważnego dialogu z wyborcami, dotycząceg­o tempa reform, zakresu stosowanyc­h osłon socjalnych itd. Można też przedstawi­ć szereg pomysłów neutralnyc­h, a wręcz korzystnyc­h dla budżetu i popularnyc­h społecznie: zwiększeni­e zakresu wolności gospodarcz­ej, walka z nepotyzmem, jasne kryteria awansu w sferze budżetowej, no i oczywiście przywrócen­ie praworządn­ości.

Platforma powinna przypomnie­ć sobie, że była kiedyś partią profesjona­listów, a nie populistów, partią przyjazną przedsiębi­orcom, nastawioną na gospodarcz­y rozwój, a nie wygodę działaczy.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland